5 maja 2016

13. Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją teraźniejszość, jak i przyszłość.

tytuł: Jonathan Carroll (z książki Białe jabłka)
~*~

Po chwili znaleźli się już przed mieszkaniem, należącym do Toma. Nina wciąż sprawdzała puls psa na jego tętnicy udowej, obawiając się najgorszego. Bo jeśli miałoby nastąpić teraz, nie chciała w tym momencie być sama. Spojrzała na bruneta, który wciąż przeciągał wyjście z auta, jakby w głowie opracowywał dokładny plan działania i starannie przygotowywał każdą z wypowiedzi. W pierwszym odruchu chciała go ponaglić. Spojrzała jednak w lusterko, a ujrzawszy jego oczy, natychmiast zrezygnowała z tego zamiaru. Nie miała pojęcia, czy to choroba psa, czy konieczność konfrontacji z Naileą uzewnętrzniała się w postaci błyszczących kropelek. Nie dał im jednak upaść – pospiesznie otarł kąciki oczu i nieznacznie pociągnął nosem. Nina nie zdawała sobie wcześniej sprawy z tego, że Tom był w tak beznadziejnym stanie. Zaufała Billowi, który zapewniał, że jego bliźniak jest silny i sam podniesie się ze swojego upadku. Teraz dopiero docierało do niej, jak wielki błąd popełniła, pozwalając upadać Tomowi coraz niżej. Mogła z nim porozmawiać dużo wcześniej. Żałowała, że zauważyła to wszystko dopiero teraz, gdy – być może – było już za późno na jakąkolwiek pomoc. Ocknęła się, gdy Caprice poruszył niespokojnie pyszczkiem, trącając jej rękę ciepłym nosem. Nie było to dobrym symptomem.
Przez krótki moment, Nina zastanawiała się, czy może nie wyręczyć Toma i nie pójść tam zamiast niego. Ale nim zdążyła to zaproponować, Tom odpiął pas; odwrócił się i na krótko obdarował ją przeraźliwie pustym spojrzeniem. Wówczas niezmierzona żałość ścisnęła jej serce. 
Proszę, pospiesz się – szepnęła niemal bezgłośnie, gdyż nienaturalna gorycz uniemożliwiła wypowiadanie słów. Chciała dopowiedzieć coś jeszcze, ale wtedy Tom poinformował:
Zaraz wracam –  i skinął głową na potwierdzenie. – Trzymaj się, bracie – zwrócił się do psa, po czym ponownie spojrzał na Ninę, jakby błagając o dodanie odwagi. Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo, choć jej oczy były już pełne łez, a serce łamało się głośnym trzaskiem.
Tom wysiadł żwawo z auta. Zanim jednak to zrobił, głośno wypuścił powietrze i w myśli błagał wszystkie siły nadprzyrodzone, by Nailei nie było teraz w mieszkaniu. 

*

Wpadł do pomieszczenia biurowego, w którym pracowała Nailea ze swoim zespołem redakcyjnym. Zwykle, po przekroczeniu progu szklanych drzwi, z łatwością odnajdował czubek jej głowy, wystający ponad ekran komputera. Biurko miała usytuowane po prawej stronie od wejścia, tuż pod oknem. Dochodziła godzina jedenasta, a o tej porze zawsze wspólnie jedli lunch. Dzisiejszego dnia również przyszedł po nią, by wspólnie udali się do ulubionej knajpki na rogu ulicy. Jednak tym razem nie odnalazł blond czupryny, ani na jej stanowisku, ani nigdzie wokoło. Zaniepokoił się. 
Gdzie Nailea? – spytał, rozglądając się nerwowo w poszukiwaniu blondynki. Jej koleżanka, której biurko stało obok, wzruszyła ramionami.
Niby skąd miałabym wiedzieć?
To nie jest odpowiedź – zauważył, przeszywając ją wzrokiem. – Wyszła już z redakcji?
Raczej tak, jej komputer jest wyłączony – odparła dziewczyna, wskazując na czarny monitor.
Wrócił do siebie, pędząc jak szalony, nie zwracał nawet uwagi na trącanych po drodze ludzi. W pośpiechu zabrał ze swojego biurka komórkę i poinformował, że ma wywiad w terenie. Momentalnie znalazł się w windzie, która błyskawicznie pokonała cztery piętra i jej drzwi otworzyły się na parterze. Jak na złość, zmierzając już do wyjścia, został zaczepiony przez jednego z kolegów. 
Jak tam, żart się udał? – spytał, niskiego wzrostu, mężczyzna, śmiejąc się donośnie. Ale Erich nie podzielał jego dobrego humoru. Skrzywił się jedynie, obdarowując rozmówcę groźnym spojrzeniem.
Stanął wpatrzony w wysokie okna, za którymi dostrzegł znikającą postać Nailei. Musiał ją dogonić i zapytać, co było powodem jej wcześniejszego opuszczenia redakcji. Miał jakieś dziwne przeczucie, że mogło chodzić o Kaulitza. Obawiał się, by nie poszła się z nim spotkać. To mogłoby zrujnować cały jego plan, do którego skrzętnie przygotowywał się już od tylu lat, a przecież dopiero się rozkręcał. Chęć zniszczenia życia Toma Kaulitza była tak ogromna, że teraz nie mógł pozwolić sobie na żaden głupi błąd. Zaprzysiągł sobie, że po tym, co się między nimi wydarzyło, nie spocznie, póki Kaulitz nie będzie przepraszał i błagał o przebaczenie. 
A teraz, przez jego nieuwagę Nailea mogłaby wrócić do Toma. Ponowne rozbicie ich związku nie byłoby już takie proste.
Hej, Erich? –  szturchnięcie w ramię sprowadziło go z powrotem na ziemię.
Co? Jaki żart? – odburknął wściekły. – Nie mam teraz czasu… – próbował przypomnieć sobie imię tego faceta, żeby w minimalnie przyjacielski sposób się z nim pożegnać, ale za cholerę nie mógł skojarzyć, o co mu chodziło i skąd go znał. Bo znał na pewno. Jednak teraz jego myśli zaprzątało tylko jedno imię i tylko jedna kobieta.
Paul Kuhn zdawał się być nieugięty. Za wszelką cenę chciał uciąć z Erichem miłą pogawędkę, na którą sam zainteresowany nie miał najmniejszej ochoty. Próbował więc nakreślić koledze sytuację sprzed kilku dni:
Wtedy w pubie, mówiłeś, że zrobimy żart twojemu przyjacielowi – rzekł rozradowany od ucha do ucha; widocznie całe zajście wciąż bardzo go bawiło. – Zadzwoniliśmy do niego, a ja powiedziałem, że sąsiedzi się skarżą na jego laskę. To było genialne! Nie wiem, jak na to wpadłeś, ale...
Nie zdążył dopowiedzieć, bo w tym samym momencie Erich klepnął go w plecy na pożegnanie. 
Muszę iść, stary. Pogadamy innym razem!
Paul wzruszył tylko ramionami i nieco zdziwiony zachowaniem kolegi, udał się w kierunku windy. Wciąż jednak zaśmiewał się z dowcipu, jaki wywinęli przyjacielowi Ericha. 
Przecież to był żart, tylko ż a r t...

*

W tym tygodniu wypadła jej pracująca sobota. A ona, nie dość, że nie mogła się skupić, to w dodatku nie miała ochoty na przebywanie wśród ludzi z pracy. Potrzebowała spokoju i samotności, potrzebowała ciszy, która bardzo jej ostatnio pomagała. 
Nailea chciała jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu i kontynuować to, co wczoraj zaczęła. Póki co, odwiedziła tylko jednych sąsiadów, ale to jej wystarczyło. Od państwa Nussbaum dowiedziała się, że piętro niżej mieszka tylko przygłucha staruszka Ketzler, a drugie mieszkanie stoi puste, bo ich właściciele wyjechali do Belgi. Dzięki tym informacjom wiedziała już, że nawet jeśli którykolwiek z sąsiadów złożył na nią skargę, to z pewnością była ona nieuzasadniona. Poczuła ulgę. To częściowo oczyszczało ją z poczucia winy. Nie zrobiła przecież niczego złego w tym mieszkaniu. Właściwie, nigdzie nie zrobiła. Tom nie miał podstaw, by zarzucać jej zdradę. To, że przyjaźniła się z Erichem, nie oznaczało jeszcze, że chodziła z nim do łóżka. Skąd u Toma takie przypuszczenia? Zamyśliwszy się, wpadło jej do głowy jedno z haseł, wypisanych wczoraj na arkuszu papieru. Telefony i SMSy. Jakiej mogły być treści? I kto je wykonywał? A może Tom wymyślił to na poczekaniu? Może w ogóle nic takiego nie miało miejsca? Może ktoś wywinął im taki żart? 
Tylko ż a r t… 
Zatracała się we własnych myślach coraz bardziej.
Nailea przywołała w pamięci wieczór w towarzystwie Ericha i jego znajomych. Co, jeśli ktoś z nich poinformował o tym Toma? Równie dobrze mógł tam być ktoś, kto ją rozpoznał, skojarzył z Kaulitzem z portali plotkarskich, które parę lat temu rozpisywały się na ich temat.  Całkiem możliwe było, że to właśnie przez to, Tom wrócił z Monachium dzień wcześniej, niż planował… Ale kto miałby jego numer? Przecież mieli go tylko najbliżsi znajomi, a ich z pewnością by zauważyła. Tym bardziej, że przebywali wtedy w niewielkim pubie, gdzie oprócz nich była zaledwie garstka ludzi. 
I znów nic do siebie nie pasowało.
Okręciła się na krześle biurowym i westchnęła głośno, patrząc na stertę papierów, które musiała dziś przejrzeć i zredagować z nich ciekawy materiał. Spakowała wszystkie dokumenty, a kolorowe teczki wsunęła do dużej torby. Po kilku godzinach, przesiedzianych jak na szpilkach, urwała się wreszcie z redakcji, korzystając z nieobecności naczelnej. 
Po drodze wstąpiła do osiedlowego sklepu, a po chwili - z niewielkimi zakupami - zmierzała spokojnym krokiem w kierunku swojego bloku. Lekki wiatr rozwiewał blond włosy, których kosmyki drażniły jej usta i nos, przez co - co jakiś czas - musiała zatrzymywać się i odgarniać z twarzy niesforne pasma. Nie było to łatwe zadanie, bo w jednej ręce trzymała torebkę, a w drugiej siatkę z zakupami. Jednak za wszelką cenę starała się, by jej czynności były jak najmniej niezdarne. W końcu była dwudziestoczteroletnią kobietą, a kobieta zawsze – w każdym wieku – musi wyglądać jak najlepiej.
Będąc już przed samą klatką, włosy przysłoniły jej widoczność i z impetem wpadła na przechodzącego właśnie chłopaka. Czołem zderzyła się z jego klatką piersiową, aż odepchnęło ją nieco w tył. Miała wrażenie, że zamek od jego kurtki odbił jej się na skórze. Spojrzała do góry – postać stojąca przed nią miała chyba dwa metry wzrostu. Nailea chciała rozmasować bolące miejsce, ale nie było ku temu sprzyjających warunków. Wciąż w dłoniach dzierżyła dwie, dosyć ciężkie, torby. 
Trochę bolało – skrzywiła się, czując jak pulsuje jej głowa. – Przepraszam – dopowiedziała przymilnie.
Chłopak zaśmiał się, chowając do kieszeni telefon, w który do tej pory był wpatrzony. Po części podzielał odpowiedzialność za tę sytuację. 
Nic się nie stało – odparł z widocznym rozbawieniem.
Nailea nagle uświadomiła sobie, że jednak jej zachowanie było niezdarne, choć tak bardzo tego nie chciała. Nachmurzyła się, jak dziecko. Już chciała odejść, kiedy blondyn znów się odezwał, nieco poważniejszym tonem:
Na taką pogodę radziłbym związywać włosy. Tym razem przywaliłaś we mnie, ale wiesz, równie dobrze mógł to być słup, albo drzewo. – Dziewczyna cmoknęła, dziękując za zbędną troskę, jednak chłopak miał na myśli coś zupełnie odwrotnego. – One już mogłyby nie wyjść z tego całe.
Nailea parsknęła śmiechem. 
Niby niepozorna, ale przywalić potrafi – powiedział, szczerząc się jak tylko mógł najbardziej. A jego białe zęby połyskiwały w słońcu, równie intensywnie jak włosy, które teraz wydawały się być niemal złote.
Na szczęście obeszło się bez ofiar – skwitowała Nailea, a chłopak potwierdził kiwnięciem głowy. – Dziękuję za radę. Na pewno rozważę to podczas kolejnego wyjścia z domu. Miłego dnia!
Wymienili się uśmiechami i każde z nich udało się, we wcześniej obranym, kierunku. Nailea nadal w myślach śmiała się z zaistniałej przed momentem sytuacji. Wyciągnęła klucze, ale zanim otworzyła drzwi od klatki, odwróciła się. Chciała mieć pewność, że nikt tego incydentu nie widział. Rozejrzała się, ale wokół nie było nikogo, a - zaparkowane w pobliżu - auta były puste. Odetchnęła z ulgą i - wciąż rozbawiona - udała się do mieszkania. 
Nie miała pojęcia, że w jednym z samochodów siedział ktoś, kto czekał tu na nią, odkąd opuściła próg redakcji i był świadkiem całego zajścia. Jednak, wbrew jej obawom, obserwator wcale nie zaśmiał się na ten widok. Co więcej, bardzo go tym zdenerwowała.

Rozpakowała szybko zakupy, czując jak żołądek ściska ją z głodu. Chwyciła z lodówki duży jogurt wiśniowy i otworzyła go tak gwałtownie, że zawartość pudełka znalazła się nagle na jej nowiutkiej białej bluzce. Patrząc na swoje „dzieło” niemal nie opadły jej ręce.
No, pięknie! Niech to jasny szlag! – Zaklęła pod nosem, udając się do łazienki.
Namoczyła materiał w misce ciepłej wody z odrobiną płynu do prania, a sama wróciła do kuchni. Wyskrobała łyżeczką resztki jogurtu z pudełka i już nieco spokojniejsza, zabrała się za zapieranie różowych plam. Poprzez szum wody, dobiegł ją dźwięk dzwonka do drzwi. Teraz już naprawdę opadły jej ręce. Akurat teraz, kiedy stała w samym staniku, ktoś musiał ją odwiedzić. Przecież nikogo się nie spodziewała. Pokręciła nerwowo głową. Kolejny skurcz żołądka przypomniał jej, że wciąż była bardzo głodna. W pospiechu założyła na siebie koszulę, którą wygrzebała z szafy. Zapięła niezdarnie tylko kilka guzików i otworzyła drzwi.
Erich? Co tutaj robisz? Nie powinieneś być w redakcji? – dziewczyna nie kryła zdziwienia jego wizytą. Zaprosiła go gestem do wnętrza mieszkania. – Proszę, wejdź.
Wszystko w porządku? – spytał, rozglądając się po pomieszczeniach. Podświadomie szukał Kaulitza, a upewniwszy się, że nigdzie go nie ma, odetchnął. Poczucie ulgi rozluźniło jego ciało. Zapomniał nawet, co wydarzyło się przed momentem na dole. Był rozwścieczony, że obcy facet z nią rozmawiał, a ona tak ostentacyjnie dawała się podrywać, jak pierwsza lepsza dziewczyna do towarzystwa. Ochłonął jednak, dając sobie z tym na razie spokój. Jednak blondas poniesie konsekwencje, jak tylko ponownie pojawi się w okolicy.
Erich odwiesił swój płaszcz na masywnym wieszaku, stojącym w kącie przedpokoju, po czym zabrał się za odsznurowywanie butów. Nailea niepozornie przemknęła za nim, by zamknąć drzwi od sypialni. Nie chciała, żeby zauważył jej notatki związane z Tomem i całą tą historią o zdradzie – tym bardziej, że było tam wypisane także jego nazwisko. Przemyślała sprawę, dochodząc do wniosku, że przyjaciel w niczym jej nie pomoże. Oprócz bliskości i poczucia, że ktoś ją wspiera, nie potrzebowała od niego niczego. Założyła sobie, że sama dotrze w końcu do prawdy, a gdy będzie miała dowody swojej niewinności, pójdzie do Toma, by wszystko na spokojnie mu przedstawić. Plan był dobry...
Okręciła się na pięcie i stanęła nad Erichem, zakładając ręce na piersi. Oparła się o drewnianą framugę drzwi, prowadzących do kuchni, uważnie przyglądając się przyjacielowi. 
Wszystko dobrze, po prostu nie chciało mi się dłużej siedzieć w pracy, ale… Skąd wiedziałeś, że jestem w domu? – zapytała, mrużąc oczy. W końcu nikomu nie mówiła, że zrywa się dziś wcześniej. 
Przypominam, że pracujemy w jednej redakcji – odparł spokojnie, lekko się przy tym uśmiechając. – Chciałem zaprosić cię na lunch, ale zastałem tylko puste krzesło i wyłączony komputer. Pomyślałem, że może źle się poczułaś i wróciłaś wcześniej do domu. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym tego nie sprawdził. Owszem, mogłem zadzwonić – uprzedził jej kolejne pytanie, z którym chciała wystartować. – Ale pomyślałem, że przyjazd tutaj w celu sprawdzenia twojego samopoczucia, będzie wspaniałym pretekstem do wspólnego napicia się herbaty – oznajmił radośnie. Jego usta wygięły się w promiennym uśmiechu, a oczy błysnęły.
Twarz Nailei w końcu złagodniała. Była szczęśliwa, że ma przy sobie tak wspaniałego przyjaciela, który zawsze przy niej jest. Nie musiała go o nic prosić, bo był na wyciągnięcie ręki i po prostu doskonale wiedział, kiedy ją przytulić, kiedy z nią porozmawiać, a kiedy rozśmieszyć. Zmartwiła się jednak, że przez jej wybryk, Erich zaniedbywał swoje obowiązki.
Wiem, że na jutro miałeś oddać pełen raport – stwierdziła niepewnie, ale Erich tylko się zaśmiał. – Chyba mi nie powiesz, że wszystko już zrobiłeś? – dziewczyna nie kryła zdziwienia. Przeszła do kuchni, a brunet zaraz za nią. Z uśmiechem i charakterystyczną dla siebie barwą głosu, odparł:
A co, jeśli powiem, że zrobiłem? 
W jego głosie było coś tajemniczego; coś, co pociągało i za wszelką cenę pragnęło się to odkryć. Tak, Erich był człowiekiem, którego chciało się wciąż odkrywać, gdyż sam nigdy nie mówił o sobie zbyt wiele. Pojawił się w redakcji zupełnie znikąd. Nagle okazało się, że pracują nad wspólnym projektem i świetnie się ze sobą dogadują. Chętnie spędzali czas w swoim towarzystwie, z przyjemnością wspólnie jedli lunch. Nailea nie przypuszczała, że kiedykolwiek zabraknie przy niej Toma, ale teraz, gdy to nastąpiło, dziękowała Bogu, że był przy niej Erich. Gdyby nie on, nie miałaby nikogo i pewnie już dawno by się rozsypała.
Niemożliwe – rzekła z rozbawieniem.
Brunet stanął naprzeciw niej, tak blisko, że musiała całymi plecami przylgnąć do ściany. Hoffbauer przewyższał Naileę o głowę, a jego postawna sylwetka dominowała nad jej szczuplutkim ciałem. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
Widzisz, jednak niemożliwe nie istnieje – powiedział niskim, lekko zachrypniętym głosem.
Przysunął się jeszcze bliżej niej, a ona poczuła, jak nagle zaczyna brakować jej powietrza. Ciało Ericha dociskało ją do ściany. Jeszcze nigdy nie posuwał się do takiego zachowania. Była zaskoczona i kompletnie nie wiedziała, jak na to zareagować. W końcu spojrzała w jego oczy i nieco się przeraziła. Wyglądał, jakby przed momentem zażył jakieś środki odurzające. Źrenice miał tak ogromne, że prawie w ogóle nie widać było brązu tęczówek; czarne jak smoła, błyszczały intensywnie, wbite w jej oczy. Miała wrażenie, że przewierca ją tym spojrzeniem na wylot. 
Erich, co się dzieje? – spytała w końcu. Ułożywszy dłoń na jego ramieniu, spróbowała lekko go od siebie odepchnąć. Na próżno.
Ciii... Masz coś na włosach. To jogurt? – odparł rozbawiony. Zatrzymał jej dłoń, kiedy uniosła ją automatycznie. – Ja to zrobię. – Chwycił listek ręcznika papierowego i próbował zetrzeć resztki jogurtu. Gdy już nie było po nim śladu, zaczął bawić się pasmem jej blond włosów, wciąż wpatrując się w zielone tęczówki dziewczyny. Oboje oddychali coraz ciężej, jakby w przestrzeni między nimi zaczęło brakować tlenu. W końcu założył jej włosy za ucho, a swoją prawą dłoń ułożył na jej policzku, subtelnie opuszkami wyznaczając trasę od linii żuchwy po szyję. Usta Nailei uchyliły się nieznacznie, a powieki przymknęły się, czerpiąc przyjemność z dotyku, jaki właśnie ofiarował jej Erich.
*

Po pokonaniu kilkunastu schodów, stanął wreszcie przed drzwiami z numerem szesnaście i zastanowił się, co teraz. Miał klucze do tego mieszkania i mógł do niego wejść w każdej chwili – w końcu należało do niego. Z drugiej jednak strony, nie chciał tak po prostu tam wtargnąć. 
Już miał nacisnąć dzwonek, kiedy za drewnianą powierzchnią usłyszał jakieś głosy i szmery. Serce zabiło mu mocniej. Mógł być to przecież włamywacz. Miał nadzieję, że jeśli jego przypuszczenia były słuszne, Nailei nie było teraz w mieszkaniu i nic jej nie groziło. Postanowił wejść najciszej, jak tylko był w stanie. Drzwi uległy pod wpływem jego silnej dłoni, naciskającej na klamkę. Rozszczelnił je nieco, próbując łypnąć okiem na przedpokój. Powitała go jedynie cisza, a poprzednie dźwięki jakby ulotniły się, a wraz z nimi ich sprawcy. Tom otworzył więc szerzej, wślizgując się do wnętrza mieszkania. Nagle do jego uszu dotarł kobiecy śmiech. Odwrócił się w kierunku jego źródła, nasłuchując dalej, jednak na moment wszystko ucichło. Za chwilę znów usłyszał coś na wzór szeptu. Dostrzegł cienie, poruszające się na ścianach kuchni. Tom zbliżył się niepewnie do pomieszczenia. Serce biło mu coraz mocniej, bo nie miał pojęcia, co i kogo mógłby tam zobaczyć. Strach wkradł się w jego umysł. Pożałował, że nie miał przy sobie żadnego przedmiotu do obrony.  Pochwycił w płuca solidną dozę powietrza i raźnym krokiem wpadł do kuchni. Zobaczył tylko szerokie plecy mężczyzny, przyciskające drobne ciało kobiety do ściany. Kaulitz stanął, jak wryty. Nie wierzył swoim oczom. Uśmiechnął się nawet, myśląc, że to może jakiś żart, albo przemęczony umysł płata takie figle. Przecież to było śmieszne i niedorzeczne. 
Zaczął klaskać w dłonie, jakby był właśnie widzem przedstawienia w teatrze. 
Przerwałem pocałunek? A to, kurwa, szkoda! – warknął, a wtedy dostrzegł twarz Ericha; uśmiech satysfakcji kolorował jego niesympatyczną twarz. Po chwili przerażona Nailea wyłoniła się zza jego ramienia.
Tomowi na moment zrobiło się niedobrze. Jego kobieta zabawiała się z Hoffbauerem w jego mieszkaniu, w jego kuchni. Patrzył na jej przerażoną twarz, ale nie widział na niej już ani grama niewinności, jaką w sobie miała. Teraz była brudna, nieczysta od dotyku innego mężczyzny. I tak, jeśli istniały w głowie Toma jeszcze jakieś wątpliwości lub – co gorsza – chęć wybaczenia Nailei tych wszystkich niedomówień, tak teraz uleciały w niepamięć. Musiał wykasować je raz na zawsze. Wiedział bowiem, że po tym, co tu zobaczył, nigdy w życiu jej nie wybaczy. Miał ochotę ich zabić. Jak wcześniej nienawidził tylko Ericha, teraz nienawidził także Nailei. Nienawidził ich za to, co oboje robili, jak bardzo go krzywdzili, właściwie od niewiadomego czasu. Bo może trwało to miesiąc, może dwa, albo całe trzy lata. Piękne lata, jakie jej ofiarował, miał ochotę spalić na stosie zapomnienia. Pragnął ich śmierci. Nigdy nie podejrzewałby siebie o coś takiego, ale widok ich ciał w trumnach napawał go chorą radością. 
Zachowując jednak ostatki zdrowego rozsądku i męskiej dumy, odwrócił się na pięcie i - jak gdyby nigdy nic - skierował się do niewielkiego salonu. 
Tom! – krzyknęła za nim Nailea, próbując wyrwać się z objęć Ericha, jednak ten mocniej przygwoździł ją do ściany. – Błagam, puść mnie. Muszę z nim porozmawiać, muszę mu to wytłumaczyć – mówiła, tłamsząc wypływające łzy. W oczach przyjaciela dostrzegła złość, ale za chwilę złagodniał. Objął jej twarz w dłonie.
On już ciebie nie chce – powiedział spokojnie i uwolnił ją spod władania własnego ciała. – Mnie też nie chciał… – ale tego już Nailea nie mogła usłyszeć.
Wyrwała się, chcąc wtulić się w ciało Toma. Chciała poczuć, że jest bezpieczna. Boże kochany, jak to wyglądało – myślała przerażona. Dlaczego akurat dziś Erich postanowił ją odwiedzić i dlaczego – do cholery! – musiał w tym momencie wejść Tom?! Z drugiej strony, cieszyła się, że przyszedł. Gdyby nie to, pewnie dałaby ponieść się chwili i jeśli Erich zdobyłby się na to, by ją pocałować – ona z pewnością oddałaby ten pocałunek. Tak bardzo była już zgubiona, że szukała miłości u przyjaciela?
Dostrzegła go w salonie, jak przerzucał dokumenty w szufladzie pod telewizorem. Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu, ale szybko ją strącił. Przylgnęła więc do niego całym ciałem, zaciskając trzęsące się dłonie na jego talii i szepcząc, jak bardzo tęskniła. 
Tom znieruchomiał na moment. Mimo że bardzo chciał odwzajemnić ten uścisk, schować ją w swoich ramionach, to było to już niemożliwe. Zobaczył to, czego nigdy nie chciał widzieć.  
Mój kochany… To wcale nie było tak, jak myślisz. Tom, nic się nie wydarzyło przecież – mówiła, mocniej przyciskając do siebie ciało bruneta, a jej łzy wciąż skapywały mu na kurtkę.
Jesteś żałosna, wiesz? – syknął, z trudem hamując wybuch płaczu. Odepchnął ją od siebie z taką siłą, że dziewczyna opadła bezwładnie na kanapę, stojącą tuż za nimi. Kaulitz wystraszył się, że zrobił jej krzywdę, ale widząc, że nic jej nie jest, dodał: – Mam już to, po co przyszedłem. Wracaj do swojego kochasia. 
Nailea zerwała się na równe nogi, pędząc za Tomem zmierzającym do drzwi wyjściowych.  Znów próbowała go przytulić.
Swoją drogą, macie tupet. Jeszcze mu się morda dobrze nie zagoiła, a on nadal jak gdyby nic tutaj przychodzi? Pierdolony cwaniak! – wykrzyknął w kierunku kuchni, tak by Erich doskonale wszystko słyszał.
Daruj sobie, Kaulitz – odkrzyknął lekceważącym tonem Hoffbauer, świadomie go prowokując.
Tom wyrwał się już, żeby tam pójść i poprawić dekonstrukcję jego twarzy, ale Nailea go powstrzymała. Błagając przez łzy, żeby się uspokoił.
Puszczaj! – warknął, wyrywając rękę z jej dłoni. – Idealnie do siebie pasujecie! I co, gdzie cię posuwał? W kuchni? W łazience? Gdzie jeszcze? No, mów! Dociśnij ten pierdolony nóż, który mi wbiłaś w plecy. Teraz jest mi już wszystko jedno. Nie rozumiem tylko, jak mogłem spotykać się z kimś takim, jak ty. Jesteś zwykłą… – na myśl przychodziły mu przeróżne wyzwiska, jednak nie potrafił wypowiedzieć głośno żadnego z nich. 
Dlaczego ty mi nie wierzysz? – zapytała przez łzy, klękając przed nim z bezsilności. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak żałośnie wygląda, jednak w imię miłości była gotowa do wszystkiego. Nawet do takiego poniżenia.
A jak sądzisz? – prychnął z odrazą. – Przychodzę do mieszkania, które nazywaliśmy n a s z y m i widzę ciebie przyklejoną do innego faceta, który niby jest twoim przyjacielem. Jak chcesz to, kurwa, wytłumaczyć? Zresztą, nie ma sensu. – Machnął ręką, a ona za wszelką cenę chciała ją złapać. Nie udało jej się. Podtrzymała się więc ściany i stanęła znów blisko niego. Obdarował ją przeraźliwie pustym spojrzeniem. Wzdrygnęła się. 
Ja już nie chcę słuchać żadnych wyjaśnień. Okłamywałaś mnie przez tyle czasu, więc i tym razem pewnie to zrobisz. 
Nie zostawiaj mnie, proszę. Tom, ja cię potrzebuję – łkała, błagalnie wyciągając do niego ręce. Odtrącił ją kolejny raz. – Kocham cię, Tommy...
Ja ciebie też... kochałem – odparł, krzywiąc się; słowo „kocham” nie potrafiłoby przejść mu przez gardło. Przelotnie spojrzał na jej potargane włosy i rozmazany makijaż. – Kurwa, zapnij chociaż te guziki – warknął, szarpiąc materiał jej bluzki. – I teraz zastanawiam się, jak mogłem być tak ślepy – dodał, mijając ją obojętnie.
Tom, zaczekaj. To nie było… Ja tego nie chciałam – mówiła, zanosząc się płaczem.
Masz tydzień, żeby się stąd wynieść.
To zdanie było ostatnim, jakie usłyszała, zanim Tom zniknął za drzwiami.

*

Nina nie miała pojęcia, co wydarzyło się w mieszkaniu Toma, lecz widząc, w jakim stanie wrócił do auta, przestraszyła się. Nie spodziewała się, że może on wyglądać gorzej, niż dotychczas. A jednak. Tracił zwyczajny wygląd człowieka, a zaczął przypominać żywego trupa. 
Brunet bez słowa odpalił silnik i gwałtownie ruszył z parkingu. Zerkając na niego co chwilę, dziewczyna dostrzegła, jak mocno zaciskał palce na kierownicy, a przy zmianie biegów szarpało całym samochodem. Robił to kompletnie bez wyczucia. Prowadził bardzo nieostrożnie, kilkukrotnie zajeżdżając drogę innym uczestnikom ruchu. Nie odezwała się jednak ani słowem. 
Nie zdobyła się na to także, gdy siedzieli już przed gabinetem weterynarza, czekając na diagnozę. Spojrzała mu tylko w oczy, wyciągając dłoń w jego kierunku. Tom, nie podnosząc głowy, chwycił ją i ułożył ich splecione palce na swoim kolanie. Trwali tak w zupełnej ciszy, na makabrycznie niewygodnych krzesełkach. Jednak żadne z nich nie pozwoliło sobie na jakikolwiek ruch, burzący ich dotychczasową pozycję. Tak było dobrze, było bezpiecznie. Tom w tym momencie nie potrzebował niczego poza świadomością, że ktoś jest przy nim. Ciepła dłoń Niny dodawała mu nieco sił i poniekąd utrzymywała przy życiu. Marzył bowiem, by zapaść się pod ziemię, na głębokość kilku metrów, najlepiej w trumnie. Odrzucał owe myśli, jednak te – niczym piłeczki ping-pongowe – odbijały się uporczywie w jego głowie. Chciał wewnętrznego spokoju, a ten mogła mu zagwarantować tylko śmierć. Zaczął obawiać się samego siebie. Im dłużej siedział bezczynnie, tym bardziej kusiła go wizja rozcinanych na nadgarstku żył.
Mijały kolejne minuty, a te łączyły się w kwadrans, dwa kwadranse, trzy. W końcu, po dwóch godzinach, oboje zerwali się z zajmowanych plastikowych krzesełek, widząc, że drzwi gabinetu powoli się otwierają. A po chwili wyłonił się zza nich pysk Caprica, który energicznie podbiegł do Toma, wtulając się w swojego właściciela, jak gdyby nigdy nic. Zaraz za psiakiem wyszedł mężczyzna w zielonym fartuchu, niosąc w dłoni foliową torebkę. Uniósł ją nieco do góry, demonstrując jej zawartość, choć trudno było zdefiniować, co tam się znajdowało. 
Kawałek starej obroży – wytłumaczył lekarz. – Musiał połknąć to podczas zabawy, a organizm nie potrafił sobie poradzić z wydaleniem tego, bo ta metalowa część – mówił, pokazując torebkę z czymś, co zupełnie jej nie przypominało, ale miało być obrożą – ta część wbiła się w ściankę żołądka. Myślę, że odczuwał przy tym okropny ból, dlatego nie miał nawet sił, by wymiotować. W każdym razie, wszystko jest już w porządku – dodał z szerokim uśmiechem. 


Droga powrotna także zapowiadała się w kompletnej ciszy. Caprice spał po środkach przeciwbólowych, jakie podał mu weterynarz. Cicho pochrapywał, rozłożony na tylnej kanapie. Tom prowadził ostrożnie, by przypadkiem go nie zbudzić. A Nina, co jakiś czas zerkała do tyłu, by upewnić się, że wszystko dobrze. Zajmując miejsce pasażera, tuż obok Toma, spojrzała na kieszeń w drzwiach auta. Znajdowało się tam kilka płyt. 
Mogę? – spytała, wskazując je palcem.
Tom spojrzał na nią przelotnie, chyba nie do końca zdając sobie sprawę, o co jej chodziło. Przytaknął głową dla świętego spokoju i ponownie zwrócił całą uwagę na drogę. 
No nie, nie mów! – Wykrzyknęła niespodziewanie Nina i zaczęła chichotać. Tomowi niemal wszystkie włosy zjeżyły się na karku. – Serio, tego słuchasz? Uwielbiam ich kawałki. Pamiętam, że… – nie zdążyła dokończyć, bo Tom niespodziewanie wyrwał jej z rąk trzymane pudełka. Uchylił szybę i upewniwszy się, że nic za nimi nie jedzie, jednym ruchem wyrzucił wszystkie płyty.
To było jej – powiedział to tak automatycznie, niczym zaprogramowany robot. – Nie chcę już niczego, co należało do niej. 
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, niemal całe ciało chowając w zagłębieniu fotela. Poczuła się okropnie. Było jej wstyd za swoje dziecinne zachowanie. Przez moment myślała, czy powinna o to spytać, lecz w końcu zdobyła się na odwagę i wydusiła z siebie:
Powiesz mi, co tam się stało?