tytuł Ed Sheeran - One
Czy to dobrze, że nadchodzących wydarzeń nie
da się przewidzieć? Czy to dobrze, że nie można ich zatrzymać?
Los człowieka – to jak ogromna kula, która
stacza się z wyraźną prędkością – niszczy wszystko po drodze,
byleby tylko znaleźć się już na dole, u swojego celu. Życie
składa się głównie z niewiadomych, nie znanych, nie
doświadczonych. I gdyby nie to, że pędzącego losu nie można
powstrzymać, nie odczuwalibyśmy przyjemności z odkrywania,
poznawania, doświadczania. Gdyby nie to, że nie znamy swojej
przyszłości, z pewnością paraliżowałby nas strach przed tym, co
nowe.
Również Tom Kaulitz, wiedząc, co czeka go za
drzwiami i jakie wydarzenia pociągnie to za sobą, nie wszedłby do
swojego studia. Z tegoż właśnie powodu – ze strachu. Ze strachu
przed samym sobą, przed własnymi słabościami, przed brakiem
kontroli, który niespodziewanie mógłby go opanować. Obawiać się
samego siebie, to najgorsza ludzka przypadłość. Tom nie bał się,
kogo zobaczy za drzwiami, ani co usłyszy. Bał się jedynie
konsekwencji tego spotkania oraz tego, jak wpłynie ono na jego
przyszłość.
A gdy ujrzał za drzwiami kobiecą postać,
wiedział, że to spotkanie nie obejdzie się bez znacząco głośnego
echa.
Jego gabinet nie wyglądał, jak typowe
gabinety biznesmenów. Było to raczej przejście do głównych
pomieszczeń studia, w których spędzał większość czasu, aniżeli
biuro. Tutaj spotykał się z wokalistkami, z którymi chciał
nawiązywać współpracę. Do swoich kawałków wyszukiwał
oryginalnych wokali, często szokując przy tym asystentkę. Zawsze
jednak ufał swojej intuicji i rzadko kiedy słuchał rad innych. Sam
wiedział, co dobre, a co nie. Zwłaszcza, jeśli chodziło o muzykę.
A była to muzyka tylko jego. Nagrywanie własnych EP-ek było czymś,
co szczerze uwielbiał i sprawiało mu to ogromną satysfakcję. Nad
jednym utworem spędzał mnóstwo czasu, poprawiając i dopracowując
każdy szczegół, ale w końcowym etapie mógł delektować się
każdym stworzonym dźwiękiem. I to było w tym wszystkim najlepsze.
Czuł się, jak prawdziwy mistrz sampli.
Stanął w progu, nieruchomiejąc. Jedno
niewielkie okno, niezbyt dobrze oświetlało pomieszczenie; pomagała
mu w tym, pokaźnych rozmiarów, biała lampa. Po lewej stronie, w
rogu, dwie czerwone kanapy ustawione były względem siebie
równolegle, a pomiędzy nimi okrągły, drewniany stolik, który był
równie piękny, co nie praktyczny. Tomowi jednak nie przeszkadzało,
że mieściły się na nim tylko dwie szklanki, a gdzieniegdzie mebel
był już nadgryziony zębem czasu.
Zrobił krok w przód i przez moment zawahał
się, czy iść dalej. Siedząca tyłem do wejścia dziewczyna z
pewnością go nie zauważyła. Mógł jeszcze się wycofać, ale…
Podświadomie wcale tego nie chciał.
Falowane przy końcach, czarne włosy opadały
na oparcie kanapy, niczym wodospad. Gdy tylko zbliżył się do niej,
dostrzegł wyciągnięte przed siebie szczupłe nogi, jak zwykle
okryte spódniczką tylko do połowy uda, a stopy i łydki schowane w
długie czarne kozaki na szpilce. Oddychał ciężko, nie wiedząc w
jaki sposób się odezwać. W końcu jednak dziewczyna zarejestrowała
jego przyjście i podskoczyła z kanapy, za chwilę znajdując się
już naprzeciwko niego. Jej oczy błysnęły, a malinowe usta
rozświetlił tajemniczy uśmiech.
– Tom – szepnęła nieco zaskoczona,
wyciągając dłoń w kierunku chłopaka. Uścisnął ją lekko, a
ona w myśli zachwyciła się delikatnością jego skóry. –
Świetnie wyglądasz!
Kaulitz zawstydził się. Na policzkach poczuł
intensywnie rozlewające się ciepło. Nie często był
komplementowany, dlatego nawet nie wiedział, jak się teraz
zachować. Szybko jednak przypomniał sobie, że jego broda była
zbyt krótka i z pewnością właśnie go zdradzała, a on wyglądał
jak dojrzały burak.
– Fryzjerka mnie namówiła – odpowiedział
ze śmiechem, nerwowo przeczesując palcami krótkie włosy. Na myśl
przywołał wspomnienia z dzisiejszego poranka. Początkowo obawiał
się, że Rosalie mogłaby ściąć jego – bądź co bądź –
długie włosy. A później, widząc w jakim opłakanym stanie się
znajdują, sam podjął decyzję pozbycia się ich. Nie żałował.
Zdumiewającym był tylko fakt, iż Georg potrafił tak świetnie
posługiwać się nożyczkami i maszynką do strzyżenia. Sprawił
bowiem, że włosy Toma były równo podcięte, tak samo jak broda, z
której teraz Rosalie nie stworzyłaby żadnego kucyka, czy innego
dziwactwa. Ta dziewczynka była niesamowita. Nie spodziewał się, że
kiedykolwiek zetnie włosy, a tymczasem wystarczyło, by trzyletnie
dziecko dobitnie dało mu do zrozumienia, że obrósł jak goryl i
przestał mieć nad tym kontrolę. Odtąd nie wyobrażał sobie
siebie z kilkunastocentymetrową brodą i włosami związanymi w
kucyk. Musiał przyznać, że w tym wydaniu czuł się lepiej. I tak
też chyba wyglądał.
– W takim razie, ta fryzjerka zasługuje na
miano cudotwórczyni. Nie sądziłam, że mógłbyś wyglądać
jeszcze lepiej, a tu proszę. Zaskoczyłeś mnie.
– Lubię zaskakiwać – odparł, dziwiąc
się, że takie słowa w ogóle padły z jego ust. Chcąc uciąć ten
niezręczny dla niego temat, wskazał na kanapę – Proszę, siadaj.
Co cię do mnie sprowadza, Angie? Bo nie jest to chyba wizyta czysto
towarzyska – przeszył ją wzrokiem, a ona podtrzymała spojrzenie,
przeciągając ten moment.
Angeline Menne rozsiadła się wygodnie, a kusa
spódniczka jeszcze bardziej uniosła się do góry, prezentując
zgrabne uda dziewczyny.
– Chciałabym, aby tak było, ale chodzi
wyłącznie o sprawy zawodowe. Przyjechałam
wczoraj do Berlina. Póki co, zatrzymałam się w hotelu Meininger
przy Schönhauser
Allee.
Wiesz, gdzie to jest, prawda? – spytała zupełnie niewinnie,
obserwując jego reakcję, choć pytanie to miało charakter
wyłącznie retoryczny. Była to tylko ukryta informacja, zdradzająca
jej intencje. W głowie miała już rozpisany cały plan działania.
Zamierzała połączyć przyjemne z pożytecznym. I mogłaby to
zrobić chociażby tutaj, na tej kanapie w jego studiu.
– Mam nadzieję, że posłuchałaś mnie i
zapomniałaś o tamtym wieczorze – wtrącił nagle, ale dziewczyna
zignorowała jego wypowiedź i z uśmiechem patrzyła, jak ostrożnie
nalewa do szklanek wodę gazowaną. Podał jej jedną z nich i usiadł
na przeciwległej kanapie.
Angeline zaczęła mówić spokojnie:
– Nadeszło właśnie moje pięć minut, Tom,
a ja chciałabym je wykorzystać, jak najlepiej. Jestem już po
pierwszym spotkaniu z nowym menagerem; fajny facet, pomoże mi to
jakoś ogarnąć po kolei, bo ja wciąż czuję się zagubiona w tym
muzycznym światku – każde z jej słów było przypieczętowane
szerokim uśmiechem i pełną energii gestykulacją. Była tak
niewiarygodnie rozemocjonowana całą sytuacją. Wciąż tak
dziecinnie impulsywna. – Dasz wiarę, że mój finałowy występ z
Deutschland
sucht den Superstar
ma już ponad trzy miliony wyświetleń, a minęło zaledwie dziewięć
dni? – zaśmiała się, chyba wciąż nie dowierzając w to, co się
wokół niej działo. – Nie ukrywam, że ten program bardzo mi
pomógł, ale nawet jeśli nie było mi dane go wygrać, to nie
znaczy, że nie mogę kontynuować swojej kariery, prawda? Śpiewanie
jest moim życiem i nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić
cokolwiek innego. – Zamilkła na chwilę. Uważnie przyglądała
się twarzy Toma, chcąc wyczytać z niej, czy zrozumiał, o czym
mówiła. Rozumiał. Może nawet aż za bardzo. Sam kiedyś
desperacko dążył do sławy, nie martwiąc się o konsekwencje,
jakie za sobą niosła. Angeline była taka sama. Nastawiona na
światową karierę, bez zamartwiania się o przyszłość.
– Mam napisanych sporo piosenek. Myślę, że
moglibyśmy coś z tego stworzyć.
Tom spojrzał na nią wyraźnie zdumiony.
– Chcesz ze mną nagrać album? – spytał,
a ona pokiwała tylko głową. – Angie, ale ja nie nagrywam dla
innych artystów. Sam zamykam się w studiu, sam nagrywam muzykę i
sam dobieram do niej wokal. Jednak to nigdy nie był cały album. Nie
wiem, czy potrafiłbym z kimkolwiek współpracować. Ty na pewno
masz swoje wizje, ja będę miał inne. Ciężko będzie to zgrać ze
sobą. W gruncie rzeczy, to wcale nie jest takie proste.
– Spróbujmy – powiedziała niewzruszenie,
nieco błagalnym tonem. Tom zaśmiał się tylko i wciąż kręcił
przecząco głową. – Na dobry początek moglibyśmy nagrać
singiel – próbowała go przekonać. – Piosenka z finału, plus
dwie, może trzy moje autorskie. A później, jeśli uda nam się to
wydać, nagramy cały krążek.
Tom przez moment nic nie mówił. Zastanawiał
się, czy był sens podejmować takie ryzyko. Praca z tak piękną
kobietą, jak Angeline Menne stanowiła swego rodzaju wyzwanie. Nie
miał pojęcia, czy byłby w stanie się jej oprzeć. Pociągała go,
odkąd tylko ją poznał. A podczas trwania programu DSDS, bardzo się
do siebie zbliżyli. Można było to nawet nazwać przyjaźnią, więc
szkoda byłoby to zaprzepaścić. On nie mógłby ofiarować jej
uczucia, o którym zapewne marzyła, jako młoda dziewczyna. Mógł
zapewnić jej jedynie dobry seks, nic poza tym. Jednakże nie byłoby
to rozsądne, gdyby dwudziestopięcioletni facet chodził do łóżka
z osiemnastolatką.
Spojrzał na nią, wciąż pogrążony w
rozmyślaniach. Czarne - jak dwa węgielki - oczy, wpatrywały się w
niego, wyczekując odpowiedzi.
W końcu – wbrew zdrowemu rozsądkowi –
wydusił z siebie:
– Zatem spróbujmy!
Dziewczyna pisnęła z radości, po czym
wskoczyła na miejsce obok Toma i po krótkim spojrzeniu mu w oczy,
zacisnęła ramiona na jego karku. Wtulała się w niego, jak małe
dziecko. I choć nie mogła powiedzieć tego głośno, tak bardzo za
nim tęskniła, że teraz czuła się jak na haju. Przycisnęła nos
do szyi Toma. Zaciągała się zapachem tylko i wyłącznie jego
skóry, bo dzisiejszego dnia nie używał perfum, nie wypalił nawet
jednego papierosa. Był całkowicie naturalny. I znów tak
niewyobrażalnie jej bliski.
– Jeśli mnie teraz udusisz, to raczej nici z
naszej współpracy – stwierdził ze śmiechem.
– Jeszcze troszeczkę, dobrze?
– Angie – upomniał ją, subtelnie
przeczesując palcami jej włosy. Choć nie mógł powiedzieć tego
głośno, tęsknił za tą dziewczyną. Podczas tygodni spędzonych
na nagrywaniu programu, poznali się bardzo dobrze. Tom uwielbiał
jej towarzystwo, a rozmowy z nią mogłyby nie mieć końca. Była
tak uroczo beztroska i zawsze uśmiechnięta. A teraz, za sprawą
jednego spotkania, wprowadzała do jego świata blask, który utracił
po odejściu Nailei. Nie miał pojęcia, jak będzie wyglądało
wspólne nagrywanie singla, ale miał nadzieję, że nie pozabijają
się w trakcie. I mimo że nie powinien, to cieszył się z tego, że
znów będzie blisko niej.
Dziewczyna odkleiła się od jego torsu
opieszale i bardzo niechętnie, szepcząc bezgłośnie:
– Dziękuję.
Po domówieniu szczegółów, wyznaczyli termin
następnego spotkania, na którym Angeline miała przedstawić mu
swoją koncepcję utworów. Oboje byli tym nadzwyczaj podekscytowani.
Tomowi była potrzebna praca, by nie myśleć o Nailei. A Angeline,
oprócz muzyki, był potrzebny Tom. Zdała sobie z tego sprawę zaraz
po tym, jak jego usta oderwały się gwałtownie od jej ust.
Dokładnie dziewięć dni temu, podczas finału programu.
Kiedy już miała wychodzić, chwyciła jego
dłoń, patrząc prosto w jego czekoladowe oczy. Dzięki
dziesięciocentymetrowym szpilkom, była z nim równa. Zbliżyła
twarz do jego twarzy, a on wstrzymał oddech. Omiotła spojrzeniem
jego lekko rozchylone wargi i z trudem hamując pożądanie,
półgłosem powiedziała:
– Nie posłuchałam cię, Tom. Nie
zapomniałam.
Poprawiając szal, wyszła z jego studia,
pozostawiając go w totalnym osłupieniu. Przez moment patrzył
jeszcze, jak znika wśród pędzących donikąd ludzi. Ocknął się
dopiero, gdy jego asystentka Ella Carlsen, wyszła z pomieszczenia
socjalnego z kubkiem zielonej herbaty – poznał to po zapachu.
– Wow, Tom! Cóż za zmiana, proszę, proszę
– podeszła do niego, mierzwiąc mu włosy na tyle ostrożnie, by
nie rozlać zawartości kubka. Musiała ich dotknąć, by przekonać
się, że nic jej się nie przewidziało. Wcześniej Tom wzbraniał
się przed fryzjerem, zapierał rękami i nogami. Aż tu nagle,
zaskoczył wszystkich.
– Ta przerwa była ci potrzebna. Mimo że
zostawiłeś mi całe studio na głowie. Na szczęście udało mi
przesunąć termin nagrywania wokalu z tą… Jak jej tam? –
spytała, ale Tom nie odpowiadał, jakby w ogóle jej nie słuchał.
– Śliczna dziewczyna, ta Angeline – stwierdziła mimochodem,
nieznacznie się uśmiechając.
Dopiero teraz dotarło do niego, że Ella coś
mówiła. Potwierdził kiwnięciem głowy.
– Właśnie namówiła mnie na nagranie
singla.
– Myślę, że nie sprawiło jej to większej
trudności – odparła, widocznie rozbawiona skonfundowaniem Toma.
Sprawiał wrażenie nieobecnego, jakby dziewczyna, która przed
chwilą stąd wyszła, zabrała go ze sobą.
– Mnie też to dziwi – powiedział, wciąż
jeszcze pochłonięty myślami o czarnowłosej dziewczynie. – To za
sprawą tej spódniczki, czy głębokiego dekoltu? – zapytał,
opierając się plecami o ścianę. Zerknął jeszcze kontrolnie w
stronę oszklonych drzwi wejściowych, mając ukrytą nadzieję, ale
Angie nie wróciła.
– Ani tego, ani tego – usłyszał w
odpowiedzi.
– Jak to? Jestem tylko facetem, coś musiało
na mnie podziałać, skoro tak łatwo się poddałem. Ja nawet nie
walczyłem, nie broniłem się. To nie w moim stylu – zaśmiewał
się, opowiadając wszystko Elli.
– Może uznałeś, że nie ma sensu się już
przed tym bronić?
– Chyba nie rozumiem – odpowiedział; a
jego zmrużone oczy mogły świadczyć jedynie o chęci poznania
myśli swojej asystentki.
– Tom, to jak na nią patrzyłeś już
podczas programu, mogło być podejrzane. Chociaż... nie, ty nawet
na nią nie patrzyłeś, ty pożerałeś ją wzrokiem. Tak, jakby ta
dziewczyna należała tylko do ciebie – mówiła Ella, patrząc na
jego przerażoną twarz znad kubka z gorącym naparem. – Dziwię
się, że Nailea tego nie zauważyła. Ja po czymś takim już bym
cię kopnęła w tyłek.
Na dźwięk jej imienia, coś wielkości piłki
tenisowej, podskoczyło w jego wnętrzu i znalazło się w gardle,
odbierając mu możliwość odpowiedzi.
– A teraz, odkąd stąd wyszła, co chwila
spoglądasz w szybę, jakbyś miał nadzieję, że zaraz wróci. Może
nad tym nie panujesz, ale widzisz... niektóre rzeczy po prostu
dzieją się same. Nie potrzebne im są przyzwolenia.
Kiedy myślał, że już skończyła, ona
niespodziewanie dodała:
– Myślę, że i ty nie jesteś jej obojętny.
– Wskazała na jego policzek, a on energicznym ruchem dłoni starł z niego
malinowy odcisk dziewczęcych ust.
– Znalazła się „pani psycholog” –
zironizował i automatycznie pokręcił głową, próbując odeprzeć
od siebie myśl, że Angeline Menne mogłaby pociągać go w inny,
niż fizyczny, sposób. To raczej nie było możliwe. Nie, na pewno
nie. A jeśli Nailea to dostrzegła? Może to on był wszystkiemu
winien? Może ich związek już dawno był skreślony przez to, że
tak fascynowała go inna kobieta? Może sam popchnął Naileę w
ramiona Ericha, by z czystym sumieniem wracać do Angeline? Słowa
Elli zasiały w nim niepokój i kolejne multum pytań bez odpowiedzi.
Jednak Tom był już chyba za bardzo tym wszystkim zmęczony, by
dalej o tym myśleć. Zostawił całość w rękach losu.
Wszedł do pomieszczenia, gdzie przed chwilą
siedzieli oboje z czarnowłosą dziewczyną. Zabierając ze stolika
opróżnione szklanki, dostrzegł coś leżącego na kanapie.
Angeline – oprócz śladu szminki na jego policzku i słodkiego
zapachu jej perfum – zostawiła także kartę do pokoju hotelowego.
Ta dziewczyna była tak niesamowita, że każde kolejne jej
zachowanie stanowiło tajemnicę. Nigdy nie była przewidywalna. Tym
razem także go zaskoczyła. Tom ścisnął kawałek plastiku w
dłoni, po czym wsunął go do kieszeni spodni. Zaśmiał się,
kręcąc głową. Nie miał zamiaru korzystać z zaproszenia, jakie
dość jednoznacznie podarowała mu Angeline.
Wysłał jej krótką wiadomość:
Zaskoczyłaś mnie, Angie.
Siebie samą także.
*
Zamki w drzwiach chrząknęły znacząco, a
klamka ugięła się pod naporem czyjejś dłoni, po drugiej stronie.
Nina stanęła w przedpokoju, obserwując, jak jej przyjaciółka
cała w skowronkach zdejmuje z nóg czarne botki i stawia je idealnie
obok siebie.
– O, cześć – rzuciła Judith, jeszcze nie
do końca rozbudzona, gdy ujrzała nad sobą badawcze spojrzenie
współlokatorki. Była jeszcze na wpół przytomna i z opóźnieniem
docierały do niej niektóre bodźce. Najwidoczniej, ona również
nie spała zbyt długo tej nocy. Tyle że z zupełnie innych powodów,
niż Nina.
– Nie wróciłaś na noc – stwierdziła
brunetka oskarżycielskim tonem, choć w jej oczach nie było ani
krzty złości, czy pretensji. Mimo lekkiej opuchlizny po wylanych
słonych łzach, nadal była w nich zaklęta iskra dziecięcej
radości, a jej twarz - jak zawsze - pogodna.
Judith wzruszyła ramionami, a cienkie usta
wygięły się w grymasie czegoś na kształt niewinnego uśmieszku,
choć - według Niny - było to niedorzecznością. Nie było bowiem
tajemnicą, że jej przyjaciółka nigdy niewinną nie była i raczej
nie zamierzała być. A jednak wciąż zgrywała delikatną
dziewczynkę, którą rodzice wychowali na dożywotnią dziewicę.
Zachodziła tu jednak sprzeczność, między rzeczywistością, a ich
wyobrażeniami na temat nieskazitelności córki. Ciemne oczy Judith
teraz stały się niemal czarne, zdradzając rozmarzenie i poniekąd
także pożądanie, które wciąż pozostawało niezaspokojone. Z
pewnością nie była to ostatnia randka z Richardem.
Udały się do niewielkiej kuchni, gdzie Judith
od razu klapnęła na drewniane krzesło. Przecierała twarz dłońmi,
próbując zażegnać sen, który wciąż wkradał się pod jej
powieki.
– I co, tak na pierwszym spotkaniu? –
spytała Nina, nie kryjąc zdziwienia. Postawiła na blacie dwa
żółtoniebieskie kubki w brązowe misie i włączyła elektryczny
czajnik. Odwróciła się do przyjaciółki i przenikając ją
wzrokiem, drążyła temat. – Rozmawialiście chociaż? Czy od razu
poszliście się…
– No, wiesz co! – zaperzyła się Judith. –
Za kogo ty mnie masz? Oczywiście, że rozmawialiśmy – dodała
nieco spokojniej. – A rozmawiało nam się tak dobrze, że
pojechaliśmy do jego mieszkania na drinka. Dasz wiarę, że mieszka
na dwudziestym piętrze tego nowego wieżowca w centrum? Niesamowite!
W dodatku ma takie wysokie okna, że w głowie może się zakręcić.
– Szczególnie, jak się pije alkohol bez
umiaru – wtrąciła rozbawiona Nina.
Ignorując żartobliwy ton przyjaciółki,
Judith - z nie mniejszą, niż wcześniej - ekscytacją, opowiadała
upojnie spędzoną noc z Richardem.
– Później był kolejny drink i następny…
Właściwie, nie pamiętam, ile dokładnie ich było. – Czarnowłosa
dziewczyna machnęła dłonią, akcentując to, że wypity alkohol
był w tej historii najmniej ważny. Nina pokręciła głową z
dezaprobatą.
– Ojej, no nie patrz tak na mnie – jęknęła
Judith, po czym obie parsknęły śmiechem. – Nie mogłam się
powstrzymać. On jest taki uroczy. I świetny w łóżku!
Spróbowaliśmy kilku nowych rzeczy… – mówiła bez skrępowania,
ale Nina niewiele z tego słyszała. Całą swoją uwagę zwróciła
na parę, unoszącą się spod pokrywy czajnika. Gdy woda zawrzała,
zalała kawę, po czym dosypała do każdej po dwie łyżeczki cukru.
– Wiesz, to jest tak, że kobieta nie wie, co
lubi w seksie, dopóki mężczyzna jej tego nie pokaże –
zakończyła zadowolona Judith i chwyciła za postawiony przed nią
kubek.
Widząc, że Nina nagle spochmurniała, ugryzła
się w język. Mina brunetki mogła świadczyć tylko o tym, że nie
pogodziła się jeszcze z Kaulitzem.
– Bill nadal się nie odzywał? – zapytała
z nieukrywanym przejęciem.
– Chyba wolę, żeby tego nie robił.
Najlepiej niech się w ogóle nie odzywa – powiedziała Nina
podniesionym głosem, w którym niepewnie czaiła się złość.
– Co znowu? – pytanie Judith przyjęło
formę obojętności. Każdy kolejny wybryk Kaulitza był już dla
niej normą. Tylko Nina wciąż nie zauważała tego, że średnio
raz w tygodniu Bill inicjował kłótnie.
– Powiedział, że mi nie ufa.
Czarnowłosa uniosła brwi w geście zdumienia.
Tego się po nim nie spodziewała.
– A to z jakiego powodu?
– Chciałabym wiedzieć, Judi – powiedziała
zrezygnowana Nina i siadła naprzeciwko przyjaciółki, po drugiej
stronie stołu. – Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje. Ma jakieś
wahania nastrojów – najpierw czuły i romantyczny, a za chwilę
wybucha i niemal mnie nie pogryzie ze złości. Tak, jakby ciążyło
mu coś, z czym sobie nie radzi i jakbym to ja była wszystkiemu
winna.
– Takie trochę PMS, co nie? – Judith
wyszczerzyła zęby, widocznie rozbawiona swoją uwagą, jednak
przyjaciółce nie udzielił się jej humor. – Och, porozmawiaj z
nim o tym, Nina, przecież tak nie może być. On robi ci wyrzuty, a
ty później chodzisz i płaczesz przez niego. Kiedyś cię to
wykończy.
Ich rozmowę przerwał donośny dźwięk
dzwonka do drzwi.
– To pewnie Richy! – oznajmiła
podekscytowana Judith i ruszyła w kierunku przedpokoju. – Co
prawda, miał wpaść po pracy, ale może już się stęsknił –
dodała, odwracając się do Niny.
– O, to ty Bill – mruknęła oschle na
widok Kaulitza.
– Entuzjastyczne powitanie, nie ma co –
odparł ze śmiechem i nie czekając na zaproszenie, przekroczył
próg mieszkania.
– Po prostu spodziewam się gościa –
powiedziała Judith najspokojniej w świecie. Oparłszy się o
zamknięte uprzednio drzwi, z założonymi na piersi rękoma,
obserwowała, jak Bill odwiesza kurtkę na wieszak. W końcu zbliżyła
się do niego, tak by jej szept nie dotarł do siedzącej w kuchni
przyjaciółki. – Słuchaj, tak dla twojej wiadomości, czekam
właśnie na tego gościa, z którym nas wczoraj widziałeś pod
uczelnią.
Blondyn skrzywił się.
– Tak, spotykam się z Richardem Winkelerem,
a ty jesteś dupkiem, Bill. Skończonym dupkiem i pajacem. Tyle ci
powiem. Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że Nina cię zdradza?
Kaulitz patrzył na nią zdezorientowany,
czekając na ciąg dalszy reprymendy. Widoczna na jego czole
zmarszczka mogła świadczyć o tym, że właśnie wszystko układał
sobie w głowie i być może w końcu zdał sobie sprawę, jak wielką
przykrość sprawiał swojej ukochanej kobiecie bezpodstawnymi
podejrzeniami.
– Radzę ci, zmień to, bo wkrótce możesz
stracić coś naprawdę wyjątkowego – dodała łagodniej, ale
wciąż intensywnie mierzyła go wzrokiem. – Nina jest w kuchni.
Judith zamknęła się w swoim pokoju, a on
jeszcze przez chwilę stał w przedpokoju, bojąc się spotkania z
dziewczyną. Nie miał pojęcia, co jej powiedzieć - w końcu
wyszedł na głupka. Nawrzeszczał na nią bez powodu. Właściwie,
sam nawet nie wiedział, dlaczego to zrobił, dlaczego stał się
taki nerwowy. Ostatnio nie potrafił tego kontrolować i obawiał
się, że takie sytuacje będą miały miejsce jeszcze nie raz.
Przeszłość wracała, wdzierając się w najbardziej strzeżone
zakamarki jego umysłu. Zaczynała nim kierować. Znowu.
Wzdrygnął się. Musiał stawić czoła swoim
słabościom, które wyszły na wierzch podczas tej cholernej kariery
muzycznej. Wciąż wspominał i rozdrapywał to, co sprawiało
największy ból i ogromną przykrość; coś, co przecież minęło
wraz z kolejno biegnącymi latami. Już nie musiał się bać, bo ona
wyjechała i już nigdy nie wróci, już nigdy jej nie spotka.
Przeklinał własną matkę, że pozostał po niej tylko brak
zaufania do kobiet i strach. Strach przed tym, że kobieta znów
mogłaby dominować, że mogłaby kierować nim i jego życiem.
Chciał się od tego strachu uwolnić. Chciał być silny w swojej
beznadziejności. Ale do tego była mu potrzebna Nina. Paradoksalnie,
bez niej nie był w stanie stanąć do walki, która zbliżała się
wielkimi krokami i była nieunikniona.
Bądź w końcu mężczyzną, Kaulitz!
Przywołał na twarz niewinny uśmiech i raźnym
krokiem podążył w kierunku kuchni.
Stała wpatrzona w przechodniów za oknem, w
dłoni trzymając kubek z parującą jeszcze kawą. Podszedł do niej
bezszelestnie, choć dobrze wiedziała, że tu był. Serce jej
podpowiedziało, przyspieszając gwałtownie swój rytm. Po chwili
nozdrza napełnił zapach jego perfum, zmącony wypalonym - dosłownie
przed momentem - papierosem. Zadrżała, mocniej zaciskając palce na
kubku, kiedy zbliżył się do jej pleców i ucałował odsłonięty
kark.
– Przepraszam – mruknął we włosy
dziewczyny. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam – szeptał, a
ona czuła jak rozpływa się pod wpływem jego zachrypniętego
głosu. Wiedziała, że mówił to szczerze, prosto z serca. Znów
był jej prawdziwym Billem. Tym, którego całą sobą kochała;
któremu ofiarowała siebie.
Musiał
zdawać sobie sprawę z tego, jak na nią działał, dlatego teraz
sprytnie to wykorzystywał. Ale ona nie oponowała. Delektowała się
dźwiękiem wypowiadanych przez niego słów, oddechem rozkosznie
łechcącym szyję i ramiona. Zapragnęła smaku jego miękkich ust.
Odwróciła się, mętnym wzrokiem odczytując żal z jego oczu.
Odstawiła kubek z kawą na parapet i - rozgrzaną dłonią -
przesunęła po policzku Billa, kciukiem łaskocząc kącik ust.
Chwycił jej dłoń i ucałował kilkukrotnie,
wciąż wpatrując się w jej błyszczące brązowe oczy, które na
moment przymknęła, dając mu przyzwolenie na kontynuację. Nachylił
się więc nad nią i z czułością zbliżył wargi do jej noska.
Nina stanęła na palcach, ułatwiając mu to, czego oboje tak bardzo
pragnęli i potrzebowali. W końcu jego usta złączyły się z jej
ustami, a języki rozpoczęły kolejną wędrówkę, ścieżkami,
które tak dobrze znały.
– Tęskniłam – wyszeptała, gdy odsunęli
się od siebie na odległość zaledwie kilku centymetrów, by
pochwycić odrobinę powietrza. – Tak bardzo tęskniłam...
– Widzę – odparł zadziornie, wplątując
palce w jej długie, proste włosy. Pocałował ją znów, tym razem
krócej i mniej delikatnie. Nina była już rozmiękczona, a przy tym
- totalnie urocza.
W niczym nie przypominała jego matki. Była
dobra. Tak po prostu dobra i pełna ciepła. Patrząc na jej
delikatną twarz, uświadomił sobie, że błędem było porównywać
obie kobiety do siebie. To tak, jakby postawić obok siebie dobro i
zło. Wybór był prosty.
Uśmiechnął się, chyba bardziej sam do
siebie, widząc zaróżowione policzki dziewczyny i obserwując, jak
szybko oddycha. – Zostawmy to na wieczór, skarbie – szepnął
jej do ucha, całując je; po czym musnął jeszcze szyję, a po
ciele Niny przeszedł delikatny dreszcz. – Mam nadzieję, że nie
jadłaś jeszcze obiadu, bo zabieram cię do restauracji.
Brunetka spojrzała na niego oszołomiona.
Działał na nią tak intensywnie, że z trudnością przypomniała
sobie, jak ma na imię i gdzie się znajduje. Pomyślała nawet, że
mogło jej się to wszystko przyśnić, ale wtedy Bill chwycił jej
obie dłonie i splótł ich palce, ściskając delikatnie.
– Tak, tak, dobrze słyszałaś – pokiwał
głową, potwierdzając prawdziwość swoich słów. – Jesteś
kobietą, dla której chcę się zmieniać i dla której chcę być
najlepszy – powiedział ściszonym głosem, jednak nad podziw
wyraźnie; wciąż lustrował jej oczy, które teraz zaszkliły się
od nadmiaru emocji – uznał to za dobry znak, dlatego kontynuował.
– Skarbie, obiecuję dbać o ciebie każdego dnia i każdej nocy,
chodzić z tobą do kina – nawet na filmy, których sam w życiu
bym nie obejrzał, ale zrobię to dla ciebie, jeśli będziesz
chciała – uśmiechnęli się oboje, a Nina pociągnęła nosem;
wzruszenie nie pozwoliło jej wydobyć z siebie żadnego słowa.
Wyszeptała tylko jego imię. Wciąż starała się nie rozpłakać.
Ale to nie był jeszcze koniec. Bill z miłością i pełnym
przekonaniem mówił dalej:
– Obiecuję zapraszać cię na romantyczne
kolacje, a później kochać się z tobą, z całą czułością, na
jaką mnie stać. Chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze, Nina,
bo ty jesteś dla mnie najlepsza i najważniejsza. Tak bardzo cię
kocham...
Zakończył, a po policzku dziewczyny potoczyła
się maleńka kropelka.
– Płaczesz? – spytał przerażony.
– Bill, to brzmi jak… jakbyś mi się…
– Och, nie! Skarbie, nie płacz, proszę, nie
płacz– powtarzał, tuląc jej rozedrgane ciało do siebie. – To
nie są zaręczyny. Boże kochany, nawet o tym nie pomyślałem –
powiedział przerażony.
Kołysał ją przez chwilę w swoich ramionach.
Głaskał jej włosy, opadające bezładnie na plecy. Ofiarował
swoją bliskość, której tak bardzo jej brakowało.
Nina wsłuchiwała się w odgłos jego serca.
Biło rytmicznie, synchronizując się z jej sercem. Łzy wzruszenia
ginęły w materiale jego granatowej koszuli, która tak intensywnie
pachniała, uświadamiając, jej że znów był blisko, znów był
tylko jej. Wciąż niezrozumiałym było dla niej wczorajsze
zachowanie Billa i choć nie chciała do tego wracać, spytała:
– Dlaczego to się wydarzyło? To wczoraj…
– Wczoraj już minęło – odparł niemal
natychmiast. – Wczoraj jest już nieważne. Liczy się dzisiaj.
Nasze dzisiaj...
– I nasze zawsze – dodała.
Uśmiechnęła się, przymykając powieki, choć
Bill nie mógł tego widzieć. Wciąż tkwiła schowana w jego
ciepłych ramionach. Ramionach, które wydawały jej się tak silne i
męskie. Uwielbiała wtulać się w nie i znikać przed światem.
Uciekała do niego i przy nim odnajdywała spokój. Była dla niego,
a on znów był dla niej.
– Nie jestem doskonały, wiem... –
przerwał, całując czubek jej głowy. Podniosła wzrok na usta,
które szeptały jej: – Ale proszę, po prostu bądź przy mnie i
kochaj mnie. Bez ciebie nic mi się nie uda, zresztą cała walka
straci sens, bo walczę sam ze sobą, ale dla ciebie.
Nina westchnęła, wyraźnie przejęta.
– Jeśli powiesz mi, co się dzieję, może
będę w stanie ci pomóc. Kochanie, mimo wszystko zawsze będę przy
tobie i zawsze będę cię wspierać.
– To mi wystarczy – rzekł z przekonaniem,
przypieczętowując swoje słowa pocałunkiem.
Przychodnia Lekarzy Specjalistów Sun-Med
Długi
korytarz utrzymany był raczej w chłodnych barwach. Białe ściany
gdzieniegdzie nosiły ślady błękitnych zdobień, które stanowić
miały jedność, a tymczasem nie pasowały zupełnie do niczego,
żyjąc swoim własnym, poprzekrzywianym życiem. Szedł powoli,
szurając butami o szare płytki. Poszukiwania gabinetu numer 12
wcale nie były takie proste, jak wcześniej mu się wydawało. Co
prawda, pielęgniarka poinstruowała go, iż najpierw powinien udać
się na pierwsze piętro, następnie minąć gabinety od 3 do 9, by
następnie skręcić w prawo, iść do końca korytarza i skręcić w
lewo, ale gdy tylko znalazł się na odpowiednim piętrze, wszystko
mu się pomyliło i musiał zdać się na własną intuicję.
Po kilkunastu
minutach poszukiwań, stanął przed białymi drzwiami i odczytał z
tabliczki na nich umieszczonej: Lekarz Sądowy Marc Hassermann.
Uśmiechnął się tylko i czekając na przyjście lekarza, usiadł
spokojnie na jednym z plastikowych krzesełek, ustawionych w rzędzie
pod oknem. Nie było ani za grosz wygodne, dlatego odetchnął z
ulgą, gdy po zaledwie paru minutach, człowiek w białym kitlu
zaprosił go do swojego gabinetu.
– Nie
wygląda to aż tak źle – stwierdził medyk, po zakończonych
badaniach. – Rozumiem, że zna pan tego mężczyznę?
Erich, bez
zastanowienia, kiwnął głową.
– Niestety,
znam go bardzo dobrze. Znajomy z dawnych lat, że tak powiem.
– Obrażenia,
jakie pan odniósł, nie są poważne, a ich leczenie nie przekroczy
siedmiu dni, dlatego może pan wnieść przeciwko niemu jedynie
oskarżenie prywatne. Dobrze byłoby mieć również jakiegoś
świadka, który potwierdziłby pańskie zeznania.
– Jest
świadek, jest – odpowiedział spokojnie. Miał świadomość, że
póki co, Nailea nie zgodziłaby się zeznawać przeciwko Kaulitzowi,
ale to było kwestią czasu. A on poczyni wszelkie kroki ku temu, by
znienawidziła go tak bardzo, jak on sam nienawidził Toma.
– Dziękuję,
doktorze – powiedział, ściskając dłoń lekarza. – Do
widzenia.
– Mam
nadzieję, że ten facet poniesie odpowiedzialność za to, co
zrobił.
– Tak, ja
też mam taką nadzieję – Erich uśmiechnął się krzywo. – Za
wszystko, co zrobił. Musi ponieść odpowiedzialność –
dopowiedział już sam do siebie, zamknąwszy drzwi gabinetu.
Wyszedł przed
budynek przychodni i ściskając papier, który przed momentem
otrzymał od lekarza, próbował odczytać jego treść. Wiatr jednak
skutecznie mu to uniemożliwiał. Siadł więc na zielonej ławce,
niedaleko wejścia i w skupieniu czytał:
„(…) W
czasie badania palpacyjnego głowy, badany nie podaje jej bolesności.
Objawy oponowe nieobecne. Na skórze widoczne liczne zadrapania i
zasinienia, w szczególności: zasinienie w okolicy kąta
przyśrodkowego oka lewego, zadrapania w okolicy policzka prawego,
krwiaki podskórne na powierzchni zewnętrznej ramienia prawego.
Klatka piersiowa, brzuch w badaniu bez zmian patologicznych.
Stwierdzono obrzęk twarzy, zasinienie nasady nosa, obrzęk policzka
lewego z krwiakiem sięgającym do stawu żuchwowego lewego. Okolica
omówionych obrażeń jest bolesna.(...)”
– Oj,
Kaulitz, Kaulitz, kochany mój, będziesz żałował swojej decyzji
jeszcze nie raz – mruknął do siebie zadowolony. – Tak, jak ci
wtedy obiecałem. Mogłeś mieć wszystko, a nie będziesz miał
niczego.
O rety!
OdpowiedzUsuńJeszcze piosenka Eda, mhmm...
Nie spodziewałam się, że to akurat Angie na niego czeka - ale nie mogę powiedzieć, żebym była z tego powodu rozczarowana. Fajnie, że wróciła i nie była tylko jednorazowym wątkiem. Czuję, że jeszcze porządnie namiesza w życiu Toma, i ciekawa jestem, jak on sobie z tym poradzi ;)
Oj, ale za Bill mnie dzisiaj zaskoczył - może nie jakoś bardzo pozytywnie, ale patrzę na niego łaskawiej niż zazwyczaj. Zaintrygowałaś mnie tym wspomnieniem o matce, która wyrządziła mu jakąś krzywdę. I ta powracająca przeszłość, ciekawe, ciekawe. Mam też nadzieję, że ta sprawa wróci dość szybko, bo chcę wiedzieć więcej!
Ooo nie, nie! Czy nie ma jakiejś możliwości, by coś spadło Erichowi na ten głupi łeb? Proszę Cię bardzo, zrób z nim porządek. Ech, biedny Tom... kolejne rozdziały zapowiadają się ciekawie.
Powodzenia przy 12, ściskam! :)
Uwaga, spoiler! W następnym rozdziale Erichowi spadnie na głowę doniczka :D Myślę, że to załatwi sprawę hahaha
UsuńNo no ,zapowiada sie ciekawie :D
OdpowiedzUsuńSprawiłaś mi ogromną radość tym,że po ciężkim, pełnym egzaminów tygodniu, w końcu mogłam odpłynąć w inny świat, czytając na dobranoc Twoje opowiadanie. Chyba jestem zbyt naiwna, bo spodziewałam się Nailea w gabinecie u Kaulitza. Szczerze powiedziawszy wchodząc tutaj myślałam, że dojdzie do tej długo wyczekiwanej przeze mnie konfrontacji, która w końcu ich pogodzi i wszystko wyjaśni. A tu nie! Przyszła seksowna 18-latka, która najwyraźniej chce zmącić Tomowi w głowie.Wierzę jednak, że pomimo męskich instynktów popędowych(które niekiedy są nie do pohamowania;) chłopak jej nie ulegnie. W końcu nadal kocha Nailea. Zakończenie kompletnie mnie zaskoczyło. Myślę, że złożony pozew może być świetnym pretekstem do szczerej rozmowy z dziewczyną, która zapewne nie zgodzi się występować przeciwko Tomowi. Wiesz Mileahnne jak uwielbiam to opowiadanie. Wiesz jak ważne jest dla mnie każde jego słowo, każda jego część. Obiecaj(nawet nie mi, obiecaj sobie), że nigdy nie przestaniesz pisać, że nie porzucisz pisania, choćbyś szczerze w nie wątpiła. Nie mówię tylko o tematyce FFTH. Z całego serduszka, życzę Ci, żebyś całkowicie zatraciła się w pisaniu i czerpała z niego tyle przyjemności, ile ja czerpię z czytania Niekompletnego. W tych słowach jest magia. W nich jest tajemnica i nadzieja. Nadzieja na to, że miłość rodzi w nas inną osobę. Nadzieja na szczęście i lepszy świat. Aż w końcu chęć bycia, a nie posiadania. Doceniania tego, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Cała widzialna otoczka jest bez znaczenia, zwykły czubek lodowej góry, pod nią są ludzkie emocje,uczucia, marzenia. Największą wartość stanowi drugi człowiek i doskonale obrazujesz to w tym opowiadaniu. Wszystkie braki w nas, można wypełnić z pomocą kochającej osoby.
OdpowiedzUsuńNie przestawaj pisać.
Będę tu zawsze.
Pozdrawiam i ślę uściski <3
Natalie
Kochana moja, każdy Twój komentarz mnie wzrusza, ale tym razem... doprowadziłaś mnie do płaczu. Serce moje raduje się, bijąc jak szalone! Gdybym miała taką możliwość, uściskałabym Cię z całych sił!
UsuńTo wspaniałe uczucie wiedzieć, że ktoś wierzy w to, co robisz. Nawet jeśli nadchodzą momenty zwątpienia, albo też totalnej rezygnacji, to nagle pojawia się taki Promyczek jak Ty i rozświetla cały świat. :)
Dziękuję to chyba za mało... <3
Jak cudownie móc znowu odpłynąć w ten świat, który nam dajesz <3 tak strasznie niecierpliwie czekam na ciąg dalszy! Buziaki! (:
OdpowiedzUsuńczuje romans w powietrzu między Tomem a Angie, nie wiem czemu jakoś tak mi się to wydaje, że może się coś podziać jakiś szybki numerek czy coś. choć wiem, że to jest prawdopodobne i tak łudzę się, że oni nic między sobą mieć nie będą. żadnego uczucia, bo Tom kocha Nailea (wybacz jak przekręciłam) i pewnie będzie się to ciągnęło za nim jak smród, żeby z nią wszystko wyjaśnić. Erich już chce mieć na niego haka i jakiś protokół sporządza o swojej buźce. niefajnie, niefajnie... co nie zmienia, że może być ciekawie :D Erich dostał za swoje, w ogóle to imię kojarzy mi się z takim księciuniem... fuj. albo starym dziadem. nic pomiędzy.
OdpowiedzUsuńco do Billa i Niny, mniej więcej mogę sądzić, że jego własna matka mu krzywdę zrobiła, ale nie wiem w dalszym ciągu jaką? wtf...? pewnie w kolejnych będzie więcej ^^
xx,
Wciąż zastanawiam się, dlaczego dotarcie tu zawsze zabiera mi tyle czasu, ale nie sądzę, żeby istniało jakiekolwiek wytłumaczenie, które potrafiłoby usprawiedliwić moją nieobecność. Pozostaje mi więc błaganie o wybaczenie.
OdpowiedzUsuńNiemile zaskoczyłaś mnie na początku. Nie spodziewałam się u Toma Angeline. Nie sądzę, żeby wyszło z tego coś dobrego. Tom w bólu, jaki pozostał po Nailei, może zrobić coś głupiego, co się odbije na jego byłej dziewczynie, a także na nim samym i więcej skomplikuje niż zrobi dobrego.
Ten fragment z Billem i Niną był trochę przesłodzony. Ja rozumiem, że facet jest zazdrosny i w ogóle, ale żeby od razu TAKIE wyznania... Popada ze skrajności w skrajność. Jeszcze trochę i oświadczy się tej biednej dziewczynie.
Mam nadzieję, że w końcu dodasz coś nowego (a ja będę na bieżąco). Ściskam mocno i całuję <3
Erich to zwykła świnia.
OdpowiedzUsuńCzy Bill ma chorobe dwubiegunową?
I tak w ogole to nie zgadzam się z Judith - uważam,że niektóre kobiety dokładnie wiedzą, czego chcą w łóżku i to nie wszystko - są w stanie przeczuć, który mężczyzna jest im w stanie odpowiednią dla nich rozrywke zapewnić. Droga Mileahnne, przyjaźnij się z kobietami, które wiedzą, czego oczekują od mężczyzny, bo reszta dziewczyn to cioty xd xd (oczywiscie, zartuje :D)