24 grudnia 2015

10. Daj rękę, pójdziemy wstecz po naszych wspólnych śladach, pozwól, że poprowadzę cię raz jeszcze.


tytuł Halina Poświatowska - Opowieść dla przyjaciela

Pierwszy rok za nami.
Dokładnie 24 grudnia 2014 roku pojawił się tutaj Prolog. Od tamtej pory opublikowałam zaledwie dziesięć rozdziałów. Cóż, przyznaję, że nie jestem usatysfakcjonowana owym faktem - bo w ciągu roku można napisać całą historię, a moja historia - póki co - została napisana tylko w głowie ;) Dla mnie minione dwanaście miesięcy były jednymi z najlepszych miesięcy, jakie dane mi było przeżyć. Szczególnie ten jeden niezapomniany dzień - 27 marca, kiedy spełniłam swoje marzenie - to największe z największych marzeń. Teraz wiem, że niemożliwe nie istnieje. Trzeba być jedynie cierpliwym i wytrwałym w dążeniu do swego celu. Ale nie wolno przy tym zapominać o miłości, to ona dodaje sił i prowadzi właściwą ścieżką.
Korzystając z okazji, chcę życzyć Wam samych magicznych chwil w te święta, jak również przez cały następny rok, w który - mam nadzieję - wejdziecie hucznie i radośnie. Chciałabym, aby rok 2016 był dla mnie i dla Was jeszcze lepszy niż 2015. Bądźcie zdrowi i szczęśliwi! <3
PS. Dziękuję z całego serca, że jesteście tu ze mną. Szczególne podziękowania dla mojej kochanej unnecessary<3 Za cierpliwość, za motywację, za wiarę.
Ściskam Was ciepło!

~*~

Obudziło go szarpanie za włosy i - raz za razem - poszczypywanie w okolicach brody, świadczące o tym, że ktoś usilnie próbował ją rozczesać. Niechętnie uniósł powieki, a światło dnia zuchwale odpędziło resztki snu, który miał jeszcze nadzieję kontynuować.  Nie czuł, żeby tej nocy w ogóle choć trochę spał. Przez, nieprzytomny jeszcze, umysł, przebiegła myśl. Która mogła być godzina? Postanowił się podnieść, choć przy pierwszym podejściu, sprawiło mu to zbyt wiele trudności. Odpuścił więc i leżąc na plecach, czekał na powrót sił. 
Czuł się wpółżywy. W ustach niewiarygodna suchość, nie pozwalała mu nawet na poruszenie językiem. Nie miał ochoty wstawać. Chciał jeszcze odrobinę pospać, ale w tym momencie zorientował się, że nie leży w swoim łóżku, a - na sporych rozmiarów - kremowej sofie. Rozejrzał się na tyle, na ile pozwoliło mu niewprawienie w ruch głowy, którą sztywno utrzymywał w jednej pozycji. Wodził jedynie oczami. Po krótkim rozeznaniu nie dostrzegł niczego charakterystycznego, by móc określić pomieszczenie, w którym się znajdował. Ale cóż, prócz białego sufitu, mógł wtedy zobaczyć? Nadal leżał na plecach i nie drgnął mu - nawet przez chwilę - żaden z mięśni. Jego ciało było całkowicie bezwładne.
 Ogarnął go niepokój. Nie znajdował się w swoim mieszkaniu, to było pewne. W taki razie, gdzie przyszło mu się obudzić i dlaczego nie pamiętał momentu, gdy zasypiał? Jego umysł powoli zaczynał pracę. Tom wytężał szare komórki, by przypomnieć sobie wczorajszy wieczór. Skrzywił się, kiedy to ból głowy został połączony z gwałtownym szarpnięciem za brodę. Już miał się zerwać do pionu, gdy nagle nad sobą dostrzegł oczy tak intensywnie zielone, niczym oczy kociaka. Przyglądały mu się uważnie, co chwila zakrywając się kaskadą cieniutkich rzęs.
- Ceść – usłyszał nieco piskliwy dziecięcy głos. – Nie ruszaj siem, za chwilę kończę.
Posłusznie wypełnił jej polecenie. Co więcej, nie wypowiedział przy tym ani słowa. Zaskoczony faktem, iż zasnął u Georga w salonie, próbował przypomnieć sobie, jak to się w ogóle stało... No tak, najpierw odrobina wódki, dwie butelki wina wypite z Billem, a później ulubiona whisky – calutkie pół litra. Zdumiewiającym było, że jego żołądek nie protestował po takiej mieszance. Być może już się przyzwyczaił. W końcu, nie pierwszy raz dostarczył swojemu organizmowi taką ilość alkoholu. Ostatnio nawet robił to zbyt często.
Leżąc w bezruchu, cierpliwie czekał, aż Rosalie skończy bawić się jego brodą. Nie wiedział, co na niej robiła i dlaczego akurat broda stała się obiektem do zabaw. Ale nie protestował. Nie mogła przecież zrobić mu niczego złego. Chociaż…
Zaniepokoił się. Uniósł ciało nieznacznie, podpierając łokciami.
- Nie masz tam nożyczek, prawda, Rose? – spytał, przenikliwie wpatrując się w twarz dziewczynki. Mignął mu jej smukły uśmiech, gdy przecząco kręciła główką.
- Nie-e.
O nic więcej nie pytał. Był spokojny. Cokolwiek z jego brodą i włosami robiła Rosalie, nie używając do tego nożyczek, ani innych narzędzi tnących, nie oponował. Nie przeszkadzało mu nawet to, że kilkukrotnie wyrwało mu się krótkie syknięcie z bólu. Rosalie jednak zawsze przepraszała ze skruchą, czym miękczyła jego, skamieniałe po odejściu Nailei, serce. Ta niezwykła trzylatka miała już w sobie jakieś zapędy na fryzjerkę. Zaśmiał się pod nosem. Z dumą pomyślał, że Rosalie kiedyś stanie się profesjonalistką. Był przekonany, że zgarnie pierwsze miejsce na Hairworld w Mediolanie, a on w duchu postanowił ją w tym wspierać, o ile zechce rozwijać swój talent.
Chyba jednak za bardzo się w tym wszystkim zapędził. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Prawda zakłuła go w serce.
Rosalie nie była przecież j e g o córką.
Kiedy tylko, dziewczynka - z dwoma równo zaplecionymi warkoczykami - oznajmiła koniec swojego dzieła, Tom niechętnie zwlókł się z kanapy. Spodziewał się bałaganu na ławie w salonie, świadczącego o wczorajszej jego libacji alkoholowej, jednak nic takiego nie miało miejsca. Drewniany blat lśnił czystością, a zamiast pozostawionych poprzedniego wieczoru szklanek i butelki po whisky, porozkładane na nim były różowe grzebyki, szczotka dla lalek oraz różnorodne kolorowe spinki do włosów.
Boleśnie zdał sobie sprawę, że w stanie, w jakim obecnie się znajdował, nie pasował do uroczego salonu Georga. Był jak tłusta plama na śnieżnobiałej kartce papieru. Psuł sobą doskonały całokształt. Tu wszystko było idealnie poukładane, wszystko miało swoje miejsce. Dostrzegł, że każda z ciemnobrązowych poduszek z nadrukiem białych słoni, ułożona była niezwykle starannie; oprócz jednej – tej, na której spał dzisiejszej nocy. Nie wiedząc, czemu to robi, poklepał ją kilkukrotnie i dołączył do rzędu pozostałych. Przechylił głowę na prawą stronę, cyrklując, czy zrobił to choć w najmniejszym stopniu tak idealnie, jak Georg. Śmiało mógł stwierdzić, że prawie mu się to udało. Georg miał w tym jednak większe doświadczenie. Zajmował się domem już od trzech lat.
W całym mieszkaniu było czysto i tak nieziemsko przyjemnie pachniało. Tom z kolei psuł to wszystko swoim przepoconym ubraniem i  nieświeżym oddechem, niosącym za sobą ślady alkoholu. Czuł się źle, zakłócając tę harmonię, panującą w mieszkaniu przyjaciela. Chciał jak najszybciej wyjść.
Rosalie szturchnięciem małej rączki, ponagliła go, by obejrzał jej dzieło stworzone na jego brodzie i włosach. Lekko uszczypnął pulchniutki policzek dziewczynki.
Zachichotała i powtórzyła twardo:
- Wuuujek, idź do łazienki i zobac.
  Ale tego, co zobaczył w lustrze, to się nie spodziewał.
- No i jak? – zaświergotała Rosalie, stając w białych drzwiach toalety. Uśmiech nie schodził z jej promiennej twarzyczki. Miała nadzieję, że wujek pochwali jej starania upiększenia mu brody.
- Ja pier… Źle! – fuknął rozzłoszczony, ale zaraz zreflektował się. Rosalie o mało co się nie rozpłakała. – To znaczy… - Klęknął przed dziewczynką, łapiąc ją za obie rączki, które miała jeszcze upaćkane w żelu do stylizacji włosów. Spróbował wytłumaczyć, dlaczego nowy image nie przypadł mu do gustu. – Piękne są te wszystkie spinki i gumki, ale... Rose, wujek jest facetem, nie może wyjść na dwór z… tym – ujął dwoma palcami jeden z kucyków, który stworzyła na jego brodzie. Swoją drogą, nie wiedział, że jest aż tak długa, by móc robić z niej kucyki. Delikatnie, by nie urazić Rosalie, powiedział: – Nie gniewaj się, słońce, ale trzeba to będzie rozplątać.
- Tylko, ze ja zrobiłam to tak na zawse – powiedziała bez przekonania.
Wykorzystując moment, gdy Tom zaniemówił, przytuliła go, mocno obejmując za szyję.
- Bardzo jesteś zły, wujku?
Westchnął głośno, starając się opanować nerwy.
- Nie, nie jestem zły – odparł, biorąc dziewczynkę na ręce. Jak mógłby być zły na tę niewinną istotkę? Swoim pełnym czułości uśmiechem kruszyła lodowce, sprawiała, że nawet Tom zapominał, co to złość, co to gniew. Przy niej stawał się zupełnie innym człowiekiem. Lepszym człowiekiem.
Spojrzał jeszcze raz w lustro.
W odbiciu widział, jak mała Rosalie z zawzięciem próbuje ułożyć jego niesforne kosmyki włosów, których wcześniej nie udało jej się związać gumką. Zrezygnowana zrobiła zabawny dzióbek i zwróciła wzrok na brodę Toma. Już chciała poprawiać jeden z niezdarnie zaplecionych warkoczyków, kiedy do łazienki wszedł Georg.
- Śniadanie gotowe – oznajmił, zlizując z palca resztki Nutelli. – Rosie – zwrócił się do córki – kakao stygnie.
Tom odwrócił się niepewnie, wciąż na lewej ręce, trzymając zadowoloną z siebie Rosalie.
Na widok, wplecionych w gęstą brodę, spinek z kwiatuszkami, z wnętrza Georga wydobył się wręcz histeryczny śmiech. Trwał dobrych kilka minut, dopóki nie zaczął się stopniowo uspokajać. Rosalie była zdezorientowana zachowaniem ojca, a Tom za wszelką cenę powstrzymywał się, by nie chwycić czegokolwiek i nie rzucić w przyjaciela.
Szatyn opuszkami ocierał kąciki oczu, z których niepohamowanie wypływały kolejne łzy. Dawno nic go tak nie rozbawiło.
- No już, już. Wystarczy – mruknął Tom, machając zabandażowaną ręką. – Dawaj nożyczki. 
- Ale najpierw zrobię wam zdjęcie! Fryzjerka i jej model – Georg zaśmiewał się, wyciągając z kieszeni telefon. – Uśmiech proszę!

*

Nailea napełniła elektryczny czajnik wodą i cierpliwie czekała, aż ta zacznie wrzeć. W międzyczasie wsypała do dużego zielonego kubka trzy łyżeczki kawy rozpuszczalnej. Potrzebowała zastrzyku energii, której miała jej dodać kofeina.
Dziewczyna siadła przy stole i oparła głowę rękoma. Biel, bijąca od błyszczących mebli w kuchni, od jakiegoś czasu zaczęła ją przytłaczać. To wrażenie pogłębiało się z dnia na dzień; z każdym przesunięciem wskazówek zegara, uświadamiając jej, jak niebezpieczne stało się nieprzebywanie tutaj z Tomem. Chorowała na niedostatek jego bliskości i coraz intensywniej odczuwała, jak bardzo nie pasuje do tego mieszkania. Nic tutaj nie było jej, ona nie była tutaj swoja. Przestała przynależeć do idealnego gniazdka, które wspólnie sobie uwili. Czuła się osamotniona w miejscu, które tak bardzo sobie upodobała. Mieszkanie Toma było przecież nad podziw przytulne i ciepłe...
Albo nabierało tych cech tylko pod wpływem jego obecności.
Bo gdy nagle go zabrakło, w mieszkaniu zaczął panować morderczy chłód, przebijający klatkę piersiową, docierający aż do serca...
Nieprzyjemny dreszcz przebiegł ją po kręgosłupie. Szczelniej owinęła się puchatym szlafrokiem, który kolorem nie odbiegał od reszty mebli – również stołu i krzeseł. Nailea miała wrażenie, że czyste i wręcz sterylne wnętrze, przełamywał w tym momencie tylko - ustawiony przed nią - zielony kubek. Wiedziała, że powinna opuścić to mieszkanie, ale zwlekała z tym, jak tylko mogła, wciąż łudząc się, że ta sytuacja zakończy się po jej myśli i Tom wróci nie tylko do wspólnego mieszkania, ale – przede wszystkim – do niej. Wróci, póki jeszcze nie zamarzło jej serce.

Tak, jak obiecała sobie poprzedniego wieczoru, dziś musiała zastanowić się, od czego zacząć naprawianie relacji między nią, a Tomem. Czy było to jeszcze w ogóle możliwe? Jeśli tak, to co mogła przyjąć za punkt zaczepienia? Gdzie się ustawić, by być na starcie?
Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że nie miała do kogo zwrócić się o pomoc. Przez sekundę pomyślała o rodzicach, ale szybko wyperswadowała tę myśl. Nie odzywali się do niej już prawie od roku, więc nie widziała sensu, by zadręczać ich swoimi problemami. Tym bardziej, że nie darzyli Toma zbyt wielką sympatią, o ile w ogóle jako taką darzyli.
Prócz rodziców, miała jeszcze starszego brata, który tak samo jak mama i tata, zapomniał o niej, dołączając do rodzinnej firmy w Nowym Jorku. Gdy tylko skończyła liceum i poszła na studia dziennikarskie, zostawili jej samochód i akt własności rodzinnego mieszkania. Spakowali się i wyjechali, dając córce wolną rękę. Nailea nie chciała przeprowadzać się wraz z nimi na drugi koniec świata. Kochała Berlin i to z tym miastem wiązała swoją przyszłość. Zwłaszcza, że później pojawił się w jej życiu Tom. Wówczas  nie miała już wątpliwości, że to tutaj chciała ukończyć, ledwo co rozpoczęty rok akademicki i kształcić się w Niemczech, nie w Stanach. Pieniądze nigdy nie były dla niej najważniejsze, nie gnała za nimi szaleńczo, tak jak jej brat Conrad. Realizowała ambitne plany, jakie sobie kolejno wyznaczała. I choć czasem kusiła ją wizja zamieszkania w ogromnej aglomeracji, jaką bez dwóch zdań był Nowy Jork, to zdawała sobie sprawę, że pod okiem rodziców, nie miałaby szans na dalszą edukację i rozwój intelektualny. Już kilkukrotnie opowiadali jej o posadzie, jaką mogłaby zająć w firmie, dumnie sygnowanej rodzinnym nazwiskiem Berghoff. Poza tym, jej miejsce było zawsze tam, gdzie Tom.
Przez pierwsze dwa lata studiów, rodzice przelewali na jej konto sowitą rekompensatę za samotność, której musiała doświadczać każdego dnia. Później, gdy poinformowała ich o związku z Tomem, stopniowo zmniejszali wpłaty, aż w końcu, gdy była na ostatnim roku studiów, zupełnie przestali przesyłać jej jakiekolwiek pieniądze. Tym samym ograniczając kontakt z córką do corocznych rozmów przez Skype, podczas świąt Bożego Narodzenia. Nailea nie wiedziała nawet, czy mówiła im o swojej pracy w redakcji, czy też nie. Ich wiedza na jej temat była naprawdę nikła, ale nie stanowiła problemu dla żadnej ze stron. Tak po prostu było dobrze, bo zdążyli się do tego przyzwyczaić.
Na przyjaciół również nie mogła liczyć. Z jednego, prostego powodu – nie miała przyjaciół, czego przyczyną był jej daleko rozwinięty introwertyzm. Nie sprawiało jej trudności nawiązywanie nowych znajomości, ale ich utrzymanie. I tak, prócz kilku koleżanek w pracy, z którymi dzień dnia wymieniała spostrzeżenia na temat pogody, nie miała nikogo. 
Oczywistym było, że mimo iż Ericha mogła nazywać swoim przyjacielem, to nie mógł on jej pomóc. Bezpieczniej byłoby nawet zawiesić na jakiś czas ich znajomość. Ale czy o to chodziło w przyjaźni? Żeby odcinać się od siebie w obliczu problemu?
Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Jeśli na rozstanie z Tomem miała wpływ tylko i wyłącznie znajomość z Erichem, to powinna ją zakończyć. Przecież nie miała wątpliwości, kto był dla niej ważniejszy. Jednak z drugiej strony, nie chciała pozbawiać się jedynego przyjaciela. Bo co, jeśli Tomowi przestaną odpowiadać pozostali z jej znajomych? Co, jeśli będzie wymagał odcięcia się od pracy? Na to nie mogła pozwolić. Pragnęła niezależności finansowej.
Krążyła w kółko.
Żadne z rozwiązań nie było na tyle odpowiednie, by móc przełożyć je na działanie.
Zalała kawę, wciąż pogrążona w myślach. Zbliżyła się do lodówki, by wyciągnąć mleko i drgnęła na widok przyczepionych magnesami zdjęć. Na każdym z nich była ona i Tom. Wyglądali jak stuknięci wariaci, tak beztrosko szczęśliwi. Patrząc na te fotografie, nie mogła uwierzyć, że doszli do tego momentu,  w którym obecnie się znajdowali. Oddzielnie, tak daleko od siebie, choć fizycznie rzecz biorąc, dzieliło ich zaledwie kilka ulic; przyjmując, że znajdował się w apartamentowcu.
Jedno ze zdjęć wykonane było w jej mieszkaniu, na tle fioletowej ściany w salonie. Tak naprawdę zupełnie nie podobał jej się ten kolor, ale Tom poprosił, by taki pozostał. Teraz, patrząc na to zdjęcie, musiała przyznać mu, że miał rację, bo delikatny fiolet idealnie pasował do wnętrza niewielkiego salonu, gdzie prócz starej, pomarańczowokremowej kanapy, znajdował się jeszcze bujany fotel i ława z ciemnego drewna. Resztę stanowiły kwiaty, które jej mama uwielbiała i właściwie, tylko ona o nie dbała. Kiedy Nailea została w mieszkaniu sama, rośliny szybko uschły i nadawały się wyłącznie do wyrzucenia.
Odczepiła ów fotografię i położyła przed sobą na stole. Wspomnienia jak na zawołanie zbombardowały jej umysł. …siedziała mu na kolanach, obejmując go za szyję i z wszelkich sił starała się pozować, by wyjść jak najlepiej. Oczywiście, Tom - w ostatnim momencie - przygryzł jej ucho, przez co wybuchli śmiechem... i ostatecznie oboje wyszli na zdjęciu jak Chińczycy ze sztucznymi szczękami. Zazwyczaj tylko on tak wychodził. Kiedy szczerze się uśmiechał, oczka zwężały mu się do prostych kresek, a policzki unosiły do góry. Zawsze wyglądał tak wspaniale, a uśmiech tylko dodawał mu niepowtarzalnego uroku. Tom, niezaprzeczalnie, był jej ideałem mężczyzny.
Nailea przypomniała sobie, jak niecały miesiąc temu, przyszła do jego studia z walizką i spuszczoną głową. Wtedy jeszcze nic nie wskazywało, że tak to wszystko się ułoży.

- Musiałam się wynieść na czas remontu kamienicy. Wymieniają całą elektrykę i przewody gazowe – powiedziała, wzruszając ramionami. Świadomie odgrywała przed nim rolę smutnej i zawiedzionej dziewczynki. Chciała, by się nią zajął. Uwielbiała to, gdy się nią opiekował.
Głośno westchnęła.
- Nie wiem, co ja teraz zrobię.  Jestem bezdomna. – Opieszale uniosła głowę, a dostrzegając ciepłe, czekoladowe spojrzenie, odrzuciła walizkę na bok i rzuciła się w ramiona Toma. Otoczył ją bezgraniczną miłością; zamknął przed złym światem. Ucałował czubek jej głowy, a ona wymamrotała kilka niezrozumiałych słów w miękką bluzę swojego chłopaka. Jego ubrania zawsze pachniały tak diabelsko dobrze, że z trudem opuszczała te ciepłe ramiona i niechętnie odklejała się od klatki piersiowej ukochanego.
- To wspaniała wiadomość, kochanie – odparł ze spokojem Tom, czym wywołał zmieszanie na twarzy Nailei. Odsunęła się od niego na tyle tylko, by móc widzieć jego oczy. Uniosła brew i spytała dociekliwie:
- Wspaniałe jest to, że nie mam, gdzie mieszkać? Chyba się nie zrozumieliśmy… – popatrzyła na niego zlęknionym wzrokiem, bliska płaczu.
Tom zaśmiał się. Skonfundowanie Nailei wyglądało tak dziecinnie i zabawnie, że jego serce rosło, napełniając się szczęściem. Tak bardzo ukochał tę niewinną istotkę, że nie wyobrażał sobie ani jednego dnia bez widoku tych błyszczących zielonych oczu i słodkiego uśmiechu. Ta kobieta była jego siłą, jego całym życiem. Pragnął być z nią już na zawsze i myślał o tym coraz poważniej.
Pogładził jej miękkie blond włosy, a ona przymknęła powieki i wtuliła policzek w jego dłoń. Zachwycał się jej urodą, kiedy spojrzała na niego spod wachlarza czarnych rzęs. Miała rozszerzone źrenice, a iskra w nich zaklęta, lśniła niezwykle intensywnie. Przysunął jej szczupłe ciało gwałtownie do siebie i objął w talii oburącz. Szepcząc miłość, całował ją namiętnie i długo.

- W końcu zamieszkamy razem – Tom nie krył zadowolenia owym faktem. Dla niego logicznym było, że Nailea w zaistniałej sytuacji powinna wprowadzić się do mieszkania jego i Billa. – Stworzymy swoje własne miejsce na ziemi. Tak, jak to sobie wyobrażaliśmy. Tylko ty i ja.
- I Bill – dodała, próbując zgasić entuzjazm, jakim zapłonął Tom.
- Przecież wiesz, że muszę mieć go blisko siebie. Zrozum, że…
- Rozumiem – przerwała szeptem, gładząc opuszkami jego - pokryty zarostem - policzek.

Tom był tak nieziemsko przystojny, a podobał jej się jeszcze bardziej, odkąd zapuścił brodę. Zawsze idealnie ją podcinał, nigdy nie była za długa, ani zbyt krótka. Zawsze perfekcyjnej długości. Nailea lubiła jej dotykać. Szczególnie rano, kiedy Tom jeszcze spał, a ona przyglądała się jego spokojnej twarzy. Głaskała go wtedy najdelikatniej jak tylko potrafiła, żeby nie zbudzić go ze snu. Ale on, nawet jeśli nie chcący wyrwała go z ramion Morfeusza, nie gniewał się na nią, tylko przytulał mocno do siebie i muskał opuszkami kark oraz ramiona. Wiedział doskonale, jak ogromną przyjemność sprawiał jej tym subtelnym, czułym dotykiem. A ona doskonale wiedziała, jak mu się za to odwdzięczyć…
Nailea uwielbiała dni, kiedy delikatne promienie słońca nieśmiało wdzierały się do sypialni przez zasłonięte okna, a aromat świeżo parzonej kawy, łączył się z zapachem cieplutkich tostów. Śniadania zwykle jadali w łóżku, przez co często spóźniała się do pracy. Jednak nigdy nie miała mu tego za złe. Kochała go tak bardzo, że kilka godzin bez niego było wiecznością, ciągnącą się w otchłań tęsknoty. Wtedy nie wyobrażała sobie życia bez ukochanego mężczyzny, dziś te wyobrażenia urzeczywistniły się, każdego dnia sprawiając coraz większy ból.  

- Zamieszkamy razem w moim mieszkaniu, w którym dawniej miałem studio – oznajmił po chwili namysłu. To było, według niego, najlepsze rozwiązanie. – Co prawda, nie ma tam zbyt wielu mebli, ale łóżko jest – puścił jej oczko i zaśmiał się dźwięcznie. – Będę blisko Billa. Jakoś to będzie – zapewnił.

Ale Nailea już wtedy wiedziała, że tak idealnie brzmiało to tylko w jego ustach. W rzeczywistości, Tom był rozdarty między mieszkaniem z Billem, a mieszkaniem z nią. Często więc wybierał złoty środek i nocował w studiu poza centrum miasta. Budziła się wtedy w środku nocy, zakładała na siebie cokolwiek i jechała do niego, by dotykiem i bliskością ukoił niespokojne myśli.  Tylko przy nim czuła się bezpiecznie. Zasypiając i budząc się, ciałem przylgnięta do jego ciała, nie mogła od życia oczekiwać więcej. Była spełniona, a Tom przy niej zdawał się być kompletny. Uzupełniali się wzajemnie. Niczego więcej nie było trzeba.

Dzisiejszego poranka Nailea zastanawiała się, czego właściwie b y ł o trzeba, bo czegoś z pewnością zabrakło w tym związku. Miłości? Na pewno nie. Po trzech latach, wciąż kochali się, jak na początku. Wciąż na nowo odkrywali swój początek, a uczucie to zdawało się nie mieć końca. Czy to możliwe, by właśnie teraz ten koniec nadszedł? Była pewna, że to tylko chwilowy kryzys dla ich związku. Przecież oboje nie wyobrażali sobie życia bez siebie. A Tom... Wczorajszego dnia był tak przeraźliwie smutny. Cierpiał, widziała w jego oczach ten ból, widziała, jak wykrzywiał mu usta, jak szarpał wnętrze. Odczuwała to samo. Nie mogła już znieść jego braku, wyniszczała ją jego nieobecność. Potrzebowała go. Całą sobą pragnęła powrotu ukochanego. Chciała znów ofiarować mu swoją miłość, każdego dnia na nowo pokazywać, jak ważny jest dla niej, jak bardzo kocha, jak jej życie pięknieje, kiedy może być blisko niego.

*

Nieustawienie wczoraj budzika było głupotą. Szybko zdał sobie z tego sprawę, bo gdy tylko na wyświetlaczu telefonu dostrzegł godzinę dwunastą, zerwał się z łóżka i pospiesznie udał się do toalety. Ledwie opłukał twarz wodą, umył niedokładnie zęby i założył wczorajsze ciuchy, a już po pokoju rozniosło się echo dzwoniącego telefonu. Był spóźniony na dzisiejszą, ostateczną przymiarkę nowej kolekcji, która powinna być już dawno gotowa, ale przez jego zaniedbanie wciąż byli na etapie miar i przeróbek.
Denerwował go ten brak kontroli. Ostatnimi czasy przestał panować nad tym, co dzieje się z projektami, co z zamówionymi materiałami, co ze scenariuszem pokazu. A ten zbliżał się nieubłaganie. Bill zdawał sobie sprawę z tego, że sam doprowadził do tej sytuacji. Przestał zupełnie widzieć świat, poza Niną. Spędzał z nią całe dnie, nie rzadko także noce i oto miał efekt. O opóźnieniach nie było mowy, bo oznaczały koszty, a chyba nie o to chodziło w pracy, by tracić pieniądze, ale by je zdobywać. Billowi nic nie sprawiało większej przyjemności, aniżeli kolejne przelewy na tysiące euro, które pojawiały się na jego koncie.
Po drodze do pracowni, zastanawiał się, gdzie nocował Tom. Co prawda, nie próbował do niego dzwonić, nie napisał także żadnego SMSa, ale miał nadzieję, że bliźniak zdaje sobie sprawę z tego, że przysparza mu zmartwień. W końcu po to chcieli mieszkać razem – żeby zawsze wiedzieć, co dzieje się z tym drugim. A tymczasem Tom unosił się honorem i nie wracał na noc. Z pewnością nie było to dojrzałe zachowanie. Jeśli nie powiedzieć - szczeniackie.
Bill zaparkował przed niewielkim budynkiem z białej cegły. Jego lśniący Lexus odbijał się w wysokich oknach, za którymi dostrzegł kręcące się w kółko dziewczyny. Właściwie, trudno byłoby ich nie zauważyć – każda z nich miała, co najmniej, metr siedemdziesiąt osiem. Niektóre były nawet wyższe od niego. Ale na pokazach właśnie to się liczyło – by jak najlepiej zaprezentować swoje stroje, dlatego takie kobiety nadawały się do tego najlepiej.
Zanim wysiadł, wystukał na telefonie krótką wiadomość i wysłał do znanego na pamięć numeru.
Nadal nie był gotowy na konfrontację, która czekała go za szklanymi drzwiami, ale chwyciwszy w płuca kilka wdechów, przekroczył próg i z uśmiechem powitał wszystkie zgromadzone w holu kobiety.
- Po co się z nami umawiasz, Bill, skoro i tak zawsze się spóźniasz?
- Jeśli ty masz tę pracę gdzieś, tak my - dwa razy bardziej.
- Naprawdę, nie musimy tu przychodzić.
- Możemy iść do…
Westchnął przeciągle, po czym przewrócił oczami i rozłożył ręce w geście poddania.
- Przepraszam – odparł krótko i uraczył uśmiechem zdenerwowane modelki. - Naprawdę, przepraszam. Nie chciałem się spóźnić, okay? Idźcie, proszę, do pracowni, za chwilę do was przyjdę.
Podszedł do biurka sekretarki i błagalnym głosem poprosił:
- Diana, poratuj mnie mocną kawą. Nie zdążyłem wypić w domu – dodał, zbierając z blatu kilka plików dokumentów, które Diana przygotowała mu do przejrzenia i ewentualnego zatwierdzenia.
- Znowu Nina nie pozwoliła ci wyjść z łóżka? Niedobra dziewczynka z niej - zaśmiała się sekretarka, czym bezsprzecznie zirytowała Billa. Jego przymrużone oczy i zaciśnięte w prostą linię usta, świadczyły o wrzącej w nim, jak diabli, złości.
Kaulitz zrzucił z biurka wszystkie kartki; w powietrze wyleciały również te, które trzymał w dłoniach. Nachylił się nad dziewczyną, mierząc ją ostrym spojrzeniem. Jego długi wisiorek brzęknął donośnie, zderzywszy się z drewnianym blatem. Bill na usta przywołał sarkastyczny uśmieszek.
- Słuchaj, Trommler, to nie jest twoja sprawa – powiedział szeptem, głaszcząc kciukiem policzek dziewczyny, przy czym bezczelnie gapił się na jej obfity biust, który dzisiejszego dnia szczególnie wyeksponowała bluzką z głębokim dekoltem. Kaulitz oblizał usta i podniósł roziskrzony wzrok na Dianę. – Rób, co do ciebie należy i nie interesuj się z kim sypiam i kogo posuwam, bo wiesz – nachylił się jeszcze bliżej, tak by wprost do jej ucha wypowiedzieć kilka złośliwych słów – to jest moje łóżko, a ty z pewnością do niego nie trafisz. Nie musisz się o to martwić.
Wyprostował się i przez chwilę z idiotycznym uśmiechem patrzył, jak dziewczyna wrze z nerwów, a jej twarz przybiera szkarłatny kolor. Nie było tajemnicą, że Bill jej się podobał i zapewne nie raz marzyła o szybkim numerku. Jakiś czas temu może nawet zwróciłby na nią uwagę, gdyby tak ostentacyjnie nie dawała mu tego do zrozumienia. Teraz miał jednak Ninę i nie potrzebna mu była żadna inna kobieta. Tym bardziej, że większość z nich umywała się przy doskonałości jego ukochanej.
Cmoknął głośno, puszczając sekretarce buziaka w powietrze i odwrócił się w kierunku drzwi do pracowni.
- Posprzątaj te papiery i przynieś mi kawę, tylko nie pomyl się, jak ostatnio. Czarna z cukrem, to znaczy, że bez mleka – powiedział, nie racząc Diany ani jednym spojrzeniem. Przeglądając w telefonie skrzynkę mailową, chwycił za klamkę, ale w ostatniej chwili odwrócił się i dodał surowym tonem:
- Na przyszłość - nie życzę sobie takich uwag. Nie zapominaj, kto tutaj jest szefem. Zrozumiałaś, złotko?
- Zgodnie z pańskim życzeniem, s z e f i e – odparła dziewczyna, zgryźliwie akcentując ostatnie słowo, po czym udała się do pomieszczenia gospodarczego, by przygotować Billowi kawę.

*

Mijała kolejna godzina.
W salonie na szklanej ławie, oprócz trzech kubków, w których na dnie zostawiała podobną ilość kawy, może na jeden łyk, może na dwa - znajdowała się duża kartka, telefon i kilka długopisów. Nailea między palcami przekładała zielony zakreślacz, którego zatyczkę przygryzała, przytrzymując ją drugą ręką. Próbowała się skupić. Wyciszyła niepotrzebne myśli i zagłębiła się we wnętrzu własnego serca, które przecież najlepiej wiedziało, czego potrzebuje.
Nailea znalazła swój start, z którego powinna ruszyć. Na papierze rozpisała wszystko to, co powiedział jej Tom - pod jej blokiem, kiedy wrócił z Monachium, podczas rozmowy w jego mieszkaniu oraz w parku, gdzie zaatakował niewinnego Ericha. Na samym środku napisała słowo zdrada, od którego strzałkami odbiegały inne wyrażenia i sytuacje z życia Nailei, które mogły się z tym wiązać, a które udało jej się przypomnieć. I tak, na kartce, widniały kolejno, hasła: powrót Toma - inni mężczyźni (z którymi rzekomo sypiała) - skargi sąsiadów - telefony i SMSy o nieznanej treści - spotkania z Erichem. Wszystko było nielogicznie i mimo że rozpisane dokładnie i czytelnie, to nie stanowiło spójnej całości. Nic tu do siebie nie pasowało.
Jednak szczególną uwagę zwróciła na sąsiadów, z którymi Tom musiał rozmawiać, a od których mógł usłyszeć jakieś plotki. Nie miała przecież niczego na sumieniu, by ktokolwiek musiał składać na nią skargi. Tym bardziej do Toma, a nie - jak to zwykle bywa - na policję lub straż miejską. Może funkcjonariusze bagatelizowali zawiadomienia mieszkańców bloku? Ale na co, do cholery, mogliby się skarżyć? Przecież nie urządzała żadnych imprez, nie słuchała głośnej muzyki, nie zapraszała także nikogo do mieszkania - oprócz Ericha, ale było to zaledwie kilka razy i zupełnie nie miało znaczenia, bo zazwyczaj po wypitej kawie, przyjaciel wychodził, zostawiając ją zupełnie samą. O co więc chodziło?
Zerwała się z podłogi i dopiła ostatni łyk zimnej kawy, z przypadkowo wybranego kubka. Przed lustrem poprawiła nieco włosy. Jeśli miała dowiedzieć się, co zarzucali jej sąsiedzi, nie było innej możliwości, jak tylko szczera rozmowa z nimi. Po zmienieniu kapci na białe trampki Nike, przekręciła drzwi na klucz i schowała go do tylnej kieszeni jeansów.
Na klatce schodowej, na każdym piętrze, znajdowały się dwa mieszkania. Nailea najpierw udała się do sąsiadów na przeciwko. Nacisnęła dzwonek i dopiero teraz zaczęła zastanawiać się, co tak naprawdę powinna powiedzieć i jak delikatnie zapytać, czy państwo Nussbaum mieli jej coś do zarzucenia.
Drzwi otworzył starszy pan, którego czasem widywała, gdy wracał ze sklepu z niewielką siatką. Nigdy nie kupował zbyt wiele - oprócz mleka i bułek, nie dostrzegła niczego więcej, dlatego była przekonana, że mężczyzna mieszkał sam. Zdziwiła się więc, gdy zza jego ramienia wychyliła się siwa czupryna pani Nussbaum. Nailea przywitała się grzecznie, przywołując na twarz radosny uśmiech.
- Dzień dobry, państwu.
- Nie, nie, niczego nie chcemy kupić - przerwał natychmiast starszy pan i równie gwałtownie próbował zamknąć Nailei drzwi przed samym nosem. Zatrzymała je jednak, uśmiechając się szerzej.
- A ja nie chcę państwu niczego sprzedać. Mieszkam tutaj - odwróciła się, wskazując drzwi z numerem szesnaście. - Chciałam tylko z państwem porozmawiać, bo zaistniała pewna sytuacja, która bardzo źle wpłynęła na moje życie, dlatego...
- Chodź, dziecko, chodź - powiedziała pospiesznie kobieta, wyciągając rękę w kierunku dziewczyny. Odepchnęła nieco męża i zaprosiła Naileę gestem do wnętrza mieszkania. - Proszę, proszę. Tutaj, usiądź sobie - wskazała na drewniane krzesło, gdy przeszli do niewielkiej kuchni. - Zrobię coś do picia. Na co masz ochotę? Lubisz malinki? Mam taką dobrą herbatę, to zaparzę z konfiturą – zaproponowała starsza kobieta, sięgając do stojącego obok kuchenki gazowej, plastikowego kosza. Wyjęła z niego słoiczek z czerwoną nakrętką i ustawiła go obok, przygotowanych wcześniej, szklanek. - Niedawno robiłam – uśmiech nie schodził z jej twarzy, kiedy wciąż krzątała się po kuchni. - Mąż jeszcze nie zdążył znieść tego do piwnicy – stwierdziwszy to, posłała mu wymowne spojrzenie, które przerwał gwizd czajnika.
Nailea, siedząc w kuchni sąsiadów i słuchając opowieści starszej pani, zapomniała już właściwie, po co tu przyszła. Widać było, jak tej przemiłej kobiecie brakowało towarzystwa. Jej mąż nie wydawał się być zbytnio rozmowny. Stał przy oknie, oparty o jedną z szafek kuchennych, na której ustawiona była niewielkich rozmiarów mikrofalówka. Miał założone ręce na piersi i wcale nie wyglądał sympatycznie. Nailea początkowo obawiała się, że to on mógł mieć do niej jakieś pretensje i po cichu skontaktował się z Tomem. Jakkolwiek niedorzecznie brzmiało to wcześniej w jej myślach, tak teraz, patrząc na tego starszego mężczyznę, zdawała sobie sprawę, że jednak coś przechlapała, skoro tak niechętnie odnosił się do jej wizyty.
Gdy w końcu kobieta postawiła przed nią kubek z parującym naparem i usiadła na przeciw niej, ich łagodne spojrzenia skrzyżowały się. Kobieta oczekiwała rozmowy, a Nailea wciąż nie wiedziała, co powiedzieć. Była odrobinę zawstydzona swoim nagłym wtargnięciem do mieszkania sąsiadów. Zaczęła zastanawiać się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. A im dłużej myślała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że się wygłupiła. Ci państwo wcale nie wyglądali na złych ludzi, pragnących się na niej zemścić. Owszem, pan Matthias nie był ani odrobinę sympatyczny, ale z pewnością nie kontaktowałby się z Tomem, aby jej zaszkodzić. Jeśli nawet miałby coś do zarzucenia, powiedziałby to prosto w oczy.
 Wykorzystując ciszę ze strony gościa, pani Nussbaum poprawiła nieznacznie siwe loczki na głowie, po czym ułożyła obie dłonie na stole, który co chwilę, nerwowo przecierała. W końcu sięgnęła po ścierkę, zawieszoną obok zlewu i dokładnie starła cały niewidzialny brud. Była zadowolona z wizyty młodej sąsiadki, ale spodziewała się raczej rozmowy, niż milczenia, które przełamywało tylko tykanie zegara ściennego. Upiła łyk herbaty, przyglądając się dziewczynie uważnie. Coś ją dręczyło, ale nie mogła zdobyć się na odwagę. Kobieta postanowiła zaczekać, aż dziewczyna sama zacznie mówić.
- Długo tutaj państwo mieszkają? - spytała w końcu Nailea.
Manuela Nussbaum ożywiła się. Odpowiedź poprzedziła uśmiechem, a Nailea wiedziała, że za chwilę usłyszy całą historię ich życia, związaną z tym mieszkaniem i zapewne nie wyjdzie stąd prędko.

*

                Nie nastawiał się na to, że wizyta u Georga nie będzie skutkowała kacem, bo było to do przewidzenia. W końcu, mieszanie alkoholi zawsze kończy się tragicznie, a on – przypominając sobie wczorajszy dzień -  doszedł do wniosku, że czuł się i tak w miarę dobrze, jak na kogoś, kto przez cały dzień pił, zaczynając od dwusetki wódki, poprzez niecały litr wina, kończąc na półlitrowej whisky. I tak, mógł przez to spodziewać się wszystkiego, naprawdę wszystkiego! Jednak, że owa wizyta będzie skutkowała zgoleniem brody i ścięciem włosów, nie wyśnił w żadnym z koszmarów.
                Kiedy, już gotowy do wyjścia, stanął w przedpokoju, by pożegnać się z Rosalie, Georg wyłonił się z kuchni i zaczął klaskać. Jego oczy nie kryły podziwu – Tom wreszcie wyglądał, jak człowiek. Krótkie, ciemne włosy pozostawały w kontrolowanym nieładzie, a zarost, okalający jego pociągłą twarz, był długości zaledwie trzech milimetrów. Elegancji dodawał mu zrównoważony kolorystycznie strój. Patrząc teraz na niego, można było odnieść mylne wrażenie, iż jest to młodszy z bliźniaków Kaulitz. Byli niemal identyczni. Georg zaśmiał się. Poniekąd był dumny z córki, że do tego doprowadziła. Tom stał się innym człowiekiem, a Georg podejrzewał, że zmiana nie zaszła tylko w jego wyglądzie, ale – co najważniejsze – w nim samym. Nie wiedział tylko, co będzie tego konsekwencją. Były tylko dwie możliwości – albo Tom weźmie się  w garść i podniesie się ze swojego upadku wraz z Naileą, albo skaże się na samotność i już na zawsze zapomni, czym jest miłość; bowiem żadna kobieta nie potrafiłaby zająć miejsca Nailei Berghoff w jego sercu. Listing zamierzał więc pomóc Tomowi w pierwszej opcji, która wydawała mu się być tą lepszą.
                Nie zdawał sobie jednak sprawy, że w życiu jego przyjaciela pojawi się także trzecia możliwość...
                - No, bracie, wyglądasz olśniewająco – zagwizdał Georg na widok przyjaciela ubranego w jego ubrania. - Uważaj na kobiety po drodze, bo jak cię jakaś spotka, to możesz być pewien, że oszaleje na twoim punkcie. Mówię serio!
                - Dzięki, Georg. Jesteś nieoceniony – odpowiedział, żartobliwym tonem, brunet. - Choć największe podziękowania należą się tej artystce. – Ucałował policzek Rose i uścisnąwszy dłoń Listinga, opuścił jego mieszkanie.

Tom, stojąc w windzie, obrzucił wzrokiem własne ciało, którego odbicie malowało się przed nim, w nieco zabrudzonym lustrze. Rozłożył płaszcz, by obejrzeć, czy aby na pewno mógł pokazywać się publicznie w białej bluzce z długim rękawem, którą Georg nakazał mu założyć. Nie było tragedii. Jednak szczerze musiał stwierdzić, że utracone kilogramy niekorzystnie odbiły się na jego sylwetce. Koszulka była idealnie dopasowana, ale uwydatnione przez jej cienki materiał mięśnie, wcale nie wyglądały dobrze. Raptownie zmalały, nie demonstrując już siły, jaką Tom w sobie posiadał.
A może to ta siła z niego uleciała…
Okazało się także, ku jego zdziwieniu, że doskonale mieścił się w grafitowe spodnie przyjaciela, które dostał w zestawie z nowymi bokserkami, również idealnie pasującymi rozmiarem. Swoje niezbyt czyste ubrania, wrzucił do wiklinowego kosza na pranie, a Georg obiecał je wyprać i oddać przy najbliższej okazji. Nie do końca było wiadomo, kiedy takowa się pojawi, ale Tom jakoś wielce nie wnikał. W końcu, to tylko ciuchy.
Teraz miał na głowie ważniejsze sprawy. Telefon ze studia nagraniowego, nie przyprawił go o dobry nastrój, a co najwyżej – o kolejne mdłości. Co prawda, zdawał sobie sprawę, że prędzej, czy później będzie musiał wrócić. Jednakże wciąż wolał, by nastało to później, niż wcześniej. Może jutro, może za tydzień, ale nie dziś, kiedy jeszcze nie do końca czuł się dobrze. Nie dziś, kiedy wiał tak przeraźliwie chłodny wiatr. Nie dziś, kiedy niebo spowite było - ciężkimi od deszczu - chmurami i tylko kwestią czasu pozostawało, kiedy nastąpi ich oberwanie i gwałtowna ulewa. Nie dziś, kiedy serce wciąż ściskała żałość, a zazdrość kłębiła się między brudnymi myślami.
Tom przyspieszył kroku. Pozostało mu do przejścia zaledwie kilkaset metrów, ale obawiał się, by faktycznie nie złapał go deszcz. Mimo tego, że się spieszył, a pogoda nie dopisywała, wybrał dziś spacer. Potrzebował świeżego powietrza. Musiał przecież znów zacząć oddychać. Nie miał nastroju, by podziwiać złotoczerwone liście na drzewach, więc wzrok utkwił w czubkach swoich butów, nie zwracając najmniejszej uwagi na ludzi, którzy w pośpiechu mijali go, nie raz trącając ramieniem. Nikt jednak nie miał czasu, by przeprosić. Każdy biegł w swoją stronę, nie przejmując się innymi. Tom przypomniał sobie czas sprzed niemalże dziesięciu lat, kiedy niemożliwym było, by mógł tak zwyczajnie przechadzać się ulicami Berlina i pozostać niezauważonym. Zawsze biegały za nimi fanki, albo fotoreporterzy, dlatego później nie ruszali się na krok bez ochrony. A dziś? Dziś był bezlitośnie zwyczajnym człowiekiem z rękoma w kieszeniach płaszcza i pękniętym sercem.
Przed budynkiem, do którego zmierzał, spojrzał na wyświetlacz iPhona. Oprócz godziny, która świadczyła, iż spóźnił się na spotkanie dobre sześć minut, dostrzegł także kopertę, informującą o nieodczytanej wiadomości.
Bill: Wszystko dobrze?
Odpisał krótkie „OK”. Na nic więcej nie był w stanie się wysilić. Nadal był wściekły na brata i póki co, nie zamierzał z nim rozmawiać, ani się godzić. Próbował przecież naprawić ich relacje, naprawdę próbował, ale to nie jego wina, że Bill miał tak okropnie ciężki charakter i tak niewyobrażalnie trudno było go ujarzmić.

Tom na chwilę się zamyślił, po czym – przypominając sobie o spotkaniu – pognał, jak szalony prosto do swojego gabinetu. Choć… gdyby wiedział, kto tam na niego czekał, z pewnością nie wszedłby do środka.


16 komentarzy:

  1. Mhm, ciekawa jestem, kto tam na niego czekał ^^
    Piękną sprawiłaś nam niespodziankę tym rozdziałem, zastanawiałam się, jak spędzić wieczór, aż tu pojawił się Twój post i jeeestem. Cudownie się czytało.
    O rety, jak ja nie znoszę Billa! Jest taki irytujący w tym swoim poczuciu o wszechzajebistości, że nie mogę go znieść. Chętnie bym przeczytała, jak ta sekretarka wylewa mu kawę na głowę. Sprawiłabyś mi tym nieopisaną radość!
    Och, a cierpiący Tom jest cudowny <3 powtarzam się. Rozpływam się przy ich wspólnych wspomnieniach - są naprawdę piękne, delikatne i mają w sobie mnóstwo uroku.
    Wesołych świąt i życzę dużo wytrwałości w pisaniu, czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zagadka rozwiąże się w następnym rozdziale, który pojawi się... hm, właściwie sama nie wiem kiedy. Jest napisany w połowie, więc to chyba dobra wiadomość ;) Postaram się nie trzymać Was długo w niepewności.
      Dziękuję za miłe słowa :*

      PS. Bill jest fajny, ja go lubię! :D

      Usuń
  2. Po pierwsze to zabiję Cię za kończenie odcinka w takim momencie! Nie mam za złe tego, że ten rok zaowocował tylko 10 rozdziałami, bo są one długie i szaleńczo dopracowane, a wiem ile czasu i wysiłku wymaga to od autora. Uwielbiam Twoje opowiadanie, kocham je do cna. Jestem niepoprawną optymistką i wierzę, że Tom i Nailea będą razem. Moja wiara w to, że prawda i miłość zawsze zwycięża jest tak wielka, że pytanie ankietowe nie pozostawia mi innej odpowiedzi do wyboru.
    Cóż ja mogę napisać? To się czyta jak książkę. Ta opowieść jest wciągająca i poruszająca. Uroniłam łzę, czytając o emocjach Nailea związanych z wspomnieniami o Kaulitzu. Pięknie piszesz Mileahnne, jestem zauroczona Twoim stylem i kunsztem z jakim rozwijasz tą historię. Jestem Twoją wierną fanką.
    Życzę Ci by kolejny rok przyniósł jeszcze więcej weny i odcinków. Wiedz, że to opowiadanie jest piękne i niewiarygodnie prawdziwe.
    Będę tu zawsze.
    Buziaki <3
    Natalie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje komentarze czytam zawsze z zapartym tchem. Sprawiasz mi nimi nieopisaną radość i z każdym kolejnym słowem unoszę się coraz wyżej nad ziemią. :) Ale to nie pycha sprawia, że uśmiecham się teraz do monitora. Obudziłaś we mnie coś, co zostało kilka lat temu uśpione. To coś pięknego, coś co napędza mnie do działania i umacnia w wierze, że jednak potrafię pisać, że może się to komuś podobać. Powraca moja wiara w samą siebie. Gdybym miała taką możliwość, uściskałabym Cię mocno, mocno! Dziękuję, Kochana moja, dziękuję, że jesteś <3

      Usuń
  3. Jakoś tak krótko, nie sądzisz? 10 000 słów, to powinna być ustawowa norma :D Jednak ile by ich nie było, powiem ci, że wizja Toma w nowej fryzurze zmotywowała mnie do otwarcia worda *.*
    To tak na boku.
    Jednak najbardziej interesuje mnie jedna rzecz: co Rose wtarła Tomowi we słowy, że musiał je obciąć? :D Gdyby to był zwykły żel, to raczej by mógł go zmyć. Może to super glue? W każdym razie Rosie ma mistrza, bo wyobrażam sobie Toma w takim wydaniu (po usunięciu kolorowych spineczek :D) i ta wizja wydaje się być tak samo cudowna, jak obecna :3

    Nailea zyskała miłych sąsiadów, ciekawe czy coś potrzebnego jej powiedzieli, ale myślę, że pani Manuela ją po prostu zagadała i Nailea wyszła z ich mieszkania 2 kg cięższa (prawie jak po świętach :D).
    Tom powinien wejśc do tego mieszkania i zobaczyć, jak Nailea rozpisała sobie jego zarzuty. Może by go jakoś lśniło troszkę. To smutne, bo ona nie wie, o co go pytać, a on nie umie powiedzieć jej wprost, o co chodzi.
    Zastanawia mnie tylko, skąd te skargi o hałas. Czyżby Erich kogoś przekupił?
    No i kto czekał na Toma? Kto pojawił się w jego gabinecie? No chyba nie Nailea po tym, co się dowiedziała. Mało prawdopodbne. Erich też, ciężko mi w to uwierzyć. Może jakaś ex?

    Pisz szybciutko, bo chcę dowiedzieć się, co dalej!

    Całuję i ściskał poświątecznie i przednoworocznie :3
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypominam, że Tom jest tylko facetem, więc i jego myślenie jest nieco ograniczone (chyba brzydko to zabrzmiało :|) - widząc wyżelowane dready, a w nich mnóstwo spinek i tym podobnych dziwactw, po prostu zdecydował się je ściąć, zamiast siedzieć nie wiadomo ile czasu i rozplątywać każde z nich. A dzieci potrafią robić takie fryzury, że choćby nie wiem co - bez cięcia się nie obejdzie. W końcu sama Rosalie powiedziała, że zrobiła to "tak na zawse" :D

      Kolejny rozdział już w połowie napisany, także spokojnie, niedługo wyjaśni się sprawa tajemniczego gościa. A 10 tys. słów jest przeznaczonych na rozdziały Prinza, ja jeszcze nie osiągnęłam tego levelu :D Choć w porównaniu z poprzednimi i tak jest progres.

      Buziaki! :*

      Usuń
  4. Jestem i ja, jak zawsze z dużym opóźnieniem. Wstyd mi za to, lecz tak jak wczoraj Ci napisałam nie byłam wstanie czytać, gdyż chwilę wcześniej tak bardzo mnie wzruszyłaś swoimi słowami. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy, nawet nie wiesz, ile ty sama dla mnie znaczysz. Jesteś jedną z niewielu tak pozytywnych postaci w moim życiu <3
    Nie rozczarowałaś mnie tym odcinkiem. Nie wiem, co musiałabyś napisać, żeby mnie rozczarować. Ty chyba sama tego nie potrafisz. Wszystko jest tutaj niemalże perfekcyjne (okay, żeby nie było raz wywróciłam oczami, ale tylko raz!).
    Twoi bohaterowie idą na przód, choć z różnym skutkiem. U jednych widzę progres, w stosunku do innych zastanawiam się, czy nie postradali rozumu.
    Domyślam się, że tą osobą w gabinecie Toma jest Nailea. Takie spotkanie na pewno będzie dla nich dobre, nie mogą już dłużej od tego uciekać. Wciąż trwają w zawieszeniu, nie rozumiejąc, że to jeden z najgorszych stanów.
    Kochanie, mam nadzieję, że nie braknie Ci wiary w to opowiadanie i w 2016 roku dobrniesz do końca opowieści, a plan kolejnej jak najbardziej wypali. Trzymam mocno za Ciebie kciuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę ukrywać, że w głównej mierze dzięki Tobie nadal tutaj jestem. To Twoje ciepłe słowa, Twoja wiara we mnie, nawet Twoje wywracanie oczkami - sprawia, że zbieram się w sobie i piszę. Jesteś nieoceniona.

      Moi bohaterowie są różni i mają różne problemy - mniejsze lub większe. Często dziwnie się zachowują ;) Ale faktycznie, następują stopniowe zmiany i jestem pewna, że niektórzy będą nimi zaskoczeni. Może trochę niepotrzebnie to wszystko wydłużyłam, ale w końcu dotarliśmy do momentu, gdzie zaczyna się coś dziać. I cieszę się, że nadal ktoś tutaj jest, czyta i czeka na kolejne rozdziały.

      Dziękuję za wszystko! <3

      Usuń
    2. Również jestem tutaj dzięki Tobie, bo PU chciałam zniknąć. Co prawda czasem myślę, że byłoby to lepsze, ale wciąż tu jestem dzięki Tobie.
      Dziwię się, że tak ciepło o mnie piszesz tym bardziej, że inni ludzie mają o mnie zupełnie inne zdanie. Dziękuję, że jesteś <3

      PS Czekam na to zaskoczenie! Mam nadzieję, że doczekam się jeszcze przed sesją :)

      Usuń
    3. Nie wiem, kiedy Ty masz sesję, ale jeśli chodzi o mnie - to nie udało mi opublikować kolejnego rozdziału przed egzaminami. Ubolewam nad tym, bo teraz zupełnie nie mam czasu :(

      Usuń
  5. Czekam z niecierpliwością na kolejną część i mam ogromną nadzieję, że nie zrezygnowałaś z pisania tutaj... Wiedz, że ktoś czeka i wierzy w tą historię i w Ciebie :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Każde z nich znaczy dla mnie bardzo wiele i dodaje skrzydeł. <3
      Mogę Cię uspokoić, bo nie zrezygnowałam z pisania i - tak jak obiecałam - ta historia doczeka się zakończenia. Zdaję sobie sprawę, że minął już miesiąc od poprzedniego rozdziału, ale po napisaniu kilku stron, utknęłam w martwym punkcie i nie mogę ruszyć dalej. Chcę, żeby to, co znajdzie się w "jedenastce" było naprawdę dobre, bo będzie to zapowiedzią dalszych, dosyć ważnych, wydarzeń w życiu bohaterów.
      Mogę prosić o jeszcze odrobinę cierpliwości? :)
      Buziaki!

      Usuń
  6. Sorreh, że tak późno. Moja sesja zbiera żniwo i nie mam czasu nawet pomysleć. No dobra mam czas, mam dużo czasu i robię wszystko żeby się nie uczyć. Ale to nie jest nic konkretnego. :D ale jestem! :D
    Nie wiem czemu pomyslałam, że ta sąsiadka coś nakapowała Tomowi. Czemu pierwsze co to właśnie ona, mam jakieś mieszane uczucia do niej i jest moja podejrzaną. Na kogoś padło, albo goguś Erich ją przekupił i coś tam wyśpiewała. Jezzz, nie mam pojęcia czemu, ale zapewne to jest jego sprawka i pewnie tak będzie. Niech się już powoli zacznie wyjaśniać :D
    Jak większość nie mam pojęcia kto jest w gabinecie, ale pewnie to będzie takie Wow kto to?! Stawiam, że bardzo możliwe na postać, której tu jeszcze nie było.
    Rosie jest cudowna, lubię takie małe dziewczynki, są kochane :3 mimo to, że zrobią ci z włosów (brody) istne pobojowisko. Słodkie :3
    W zasadzie dalej uważam, że Bill jest jakiś chory na głowie i myśle, że może też powinnaś zdradzić odrobine tajemnicy :3 dochodziłam do tego co moze mu być i albo ma jakieś zaburzenia, albo są to jakieś demony przeszłości. W końcu nie wyjaśniłaś dlaczego zespół przestał istnieć.
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, sesja jest głównym powodem, dla którego nie pojawił się tutaj jeszcze rozdział 11. Także rozumiem i duchowo wspieram w tym trudnym dla nas momencie :D Został mi jeszcze tak naprawdę tydzień, a później biorę się do roboty.

      Bill chory na głowie? Hahaha, coś w tym jest! I mogę zdradzić, że będą jeszcze ku temu powody, żeby tak twierdzić. Ale to po kolei :)
      Wiem, że czytelnicy mają masę pytań. Ciągle coś mieszam i mieszam, a odpowiedzi wciąż brak. Taki urok tego opowiadania, moja droga ^^ Jednak w końcu nadejdzie ta chwila, kiedy rozjaśnię Wam trochę, kto co i dlaczego. Cierpliwości! Choć wiem, że to pewnie nie takie łatwe.

      Powodzenia w sesji, buziak!

      Usuń
  7. Jasne! :D Skoro tak się sprawy mają to na spokojnie... ;) Grunt, że jesteś i będziesz. Powodzenia i dużo weny życzę. I radości z pisania.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaskoczysz nasz i to wcale nie będzie Neilea, na którą każdy tutaj czeka :D.
    Wiem, że kobiety by zmienić coś w swoim życiu często decydują się na zmianę koloru włosów bądź ich długości, ale czy z facetami jest tak samo? wiem, że ścięcie brod nagle nie ocali naszego gitarzysty,ale bardzo bym chciała, żeby chociaż w najmniejszym stopniu to mu dopomogło.

    OdpowiedzUsuń

nie spamujemy. nie obrażamy. wyrażamy tylko uzasadnioną krytykę.