3 listopada 2015

9. Chcę się od niej uwolnić.

Witajcie, Kochane! Jeśli tu jesteście i czytacie - to dziękuję, z całego serca dziękuję. 
Początki tegorocznej jesieni odbiły się nieco na tym opowiadaniu. Pojawił się nie lada problem. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie ani jednego dobrego zdania, z którego byłabym zadowolona. Zaczęłam poważnie martwić się o przyszłość Niekompletnego... Jednak przełom nastąpił tak nagle i tak niespodziewanie, że ten rozdział napisał się właściwie sam. Wydaje mi się, że jest troszeczkę inny od poprzednich, ku mojej uciesze! Chcę się rozwijać, ciągle iść do przodu, kształtować tę historię najlepiej, jak tylko będę w stanie. Dlatego dzisiaj będzie dłużej... 
A jeśli, tak jak ja, lubicie jesienne wieczory z dobrą muzyką, to zachęcam do kliknięcia w link poniżej. 
Ściskam Was ciepło. 
PS. To zdjęcie idealnie wpasowało się w rozdział 9.
Wasza mileahnne.  




Wpadł do mieszkania, jak burza, ciskając przekleństwami od samego progu.
Rzucił w kąt buty; kurtkę niezdarnie powiesił na oparciu masywnego, obitego kremową skórą, krzesła w jadalni. Przeszedł do kuchni, gdzie zapach parzonej kawy jeszcze unosił się w powietrzu. Na marmurowym blacie wyspy, kątem oka dostrzegł niebieskie pudełko ciastek kokosowych. Miał zamiar wlać sobie do szklanki trochę soku pomarańczowego; ostatecznie jednak pochwycił cały karton napoju i wszystkie ciastka.
Opychając się kokosankami, agresywnie przełączał kanały w telewizorze, wyżywając się na niewielkim szarym pilocie. Gdy ten odmawiał posłuszeństwa, trzaskał nim o podłogę, co na niewiele się zdawało, bo w końcu pilot zupełnie się zepsuł. Poruszał odtąd nerwowo długimi nogami, ułożonymi na niewielkiej szklanej ławie, pocierając, co i rusz, stopa o stopę. Musiał to robić ostrożnie, by nie doprowadzić do rozbicia szkła, przez co całokształt jego zachowania wyglądał naprawdę niezdarnie i komicznie.
 Okruszki zdobiły jego biały podkoszulek, a pijąc sok prosto z kartonu, sprawił, że znalazło się na nim również kilka żółtych plam. Nie dbał o to. Był cholernie wściekły i nie zamierzał dziś już nigdzie wychodzić, więc mógł sobie pozwolić na brudne ubranie.
Jednak za chwilę przypomniał sobie postać tamtego frajera. Elegancik – w pantofelkach i długim płaszczu. Też coś! Prychnął, a ciastka zgromadzone w jego ustach, wystrzeliły we wszystkie możliwe strony.
Bill ręką otarł sobie twarz i strzepał z ubrań resztki kokosanek. Szybka analiza sytuacji zaistniałej pod uczelnią Niny, zmusiła go do pójścia do swojego pokoju i przebrania się. Przecież nigdy nie wiadomo, czy nie będzie musiał nagle wyjść lub może ona postanowi jednak go odwiedzić? Choć po tym, co jej powiedział w samochodzie, były na to marne szanse.
To wszystko przez tę babę w hipermarkecie – usprawiedliwiał się przed sobą. – To wszystko przez Tokio Hotel.
Im bardziej chciał się odcinać od przeszłości, tym boleśniej odbijała się na jego teraźniejszości. Nie chciał wracać do śpiewania, do zespołu,  do… tego wszystkiego, co wyniszczyło go doszczętnie. Chciał wreszcie odżyć. Chciał spokoju, który miała zagwarantować mu Nina. Jego ukochana, najpiękniejsza Nina. Dlaczego więc pojawiał się nagle jakiś frajer, który obściskiwał kobietę, należącą się tylko jemu? Tylko Bill mógł ją dotykać, przytulać i ustami muskać jej różowiutkie policzki.
Potrzebował dziś wsparcia. Być może nawet krótkiej rozmowy, samej bliskości, by udźwignąć ciężar przeszłości, jaki spadł na niego znienacka. Zamiast tego, został żałośnie sponiewierany i spoliczkowany, ku uciesze tamtego wylizanego lamusa.
O, jakże Bill Kaulitz był dzisiaj wściekły!
Mamrocząc coś pod nosem, przeglądał się w lustrze, tuż obok drzwi wejściowych, które niespodziewanie otworzyły się i mało nie przygniotły go do ściany. Zdążył odskoczyć w ostatniej chwili.
- A tobie co się stało? – spytał z założonymi rękoma, obserwując jak Tom rzuca w kąt czerwone sneakersy, a kurtkę wiesza tuż obok jego kurtki na krześle. Wbrew pozorom byli tacy podobni. – Hej, mówię coś do ciebie! Głuchy jesteś?! – krzyknął blondyn, wymachując rękoma. Pobladł, gdy dostrzegł krew ściekającą z dłoni brata. – Tom, co ci się stało w rękę? – zaniepokojony podszedł bliżej, oglądając ranę. – Ja pierdole! Biłeś się? No nie! – lamentował Bill, ciągnąc bruneta w stronę łazienki. Obmył, ciepłą wodą z mydłem, zdarte do krwi, kostki brata. Mimo że robił to najdelikatniej, jak tylko potrafił, Tom kilkukrotnie syknął z bólu. Miał okropnie spuchnięte palce.
 - Powiedz mi, ile ty masz lat – kontynuował tyradę młodszy Kaulitz. Z szafki nad umywalką, wyciągnął niewielki bandaż, którym starannie owinął dłoń brata.
- Szkoda, że nie możesz robić tego ustami. Może w końcu byś się zamknął! – warknął Tom, zamiast słów podziękowania, po czym – gdy opatrunek był już gotowy – wstał i wyszedł z łazienki.
- Zachciało ci się powrotu do gimnazjum, gdzie spuszczałeś łomot każdemu, kto krzywo na nas spojrzał? – zaśmiał się Bill, podążając za bratem do jadalni.
Tom opadł ciężko na krzesło i spuścił głowę; brodę opierając na klatce piersiowej. Oddychał ciężko i nie wykrzesał z siebie ani słowa. Bill zajął krzesło po przeciwnej stronie stołu. Minęła minuta, po niej druga. Aż w końcu, nie wytrzymał i zażądał wyjaśnień. – Tom, no co tak milczysz? Nie powiesz mi, co zrobiłeś?
- No nie wiem – odparł starszy Kaulitz, udając, że się zastanawia. Wciąż nie podnosił głowy, wyraźnie nie miał nawet na to siły. Poruszał tylko nieznacznie ramionami. – Przewróciłem się? Upadłem? Cokolwiek?
- Próbuj dalej, bo w to nie wierzę.
Kiedy przez dłuższy czas, Tom w milczeniu siedział na krześle i podziwiał idealnie zawinięty biały bandaż, Billowi zrzedła mina. – Boże kochany, Tom! – wykrzyknął, podnosząc się na równe nogi. Zbliżył się do brata i klęknął przed nim, próbując zajrzeć w jego oczy.  – Czy ty… ty… - nie wiedział, jak ująć w słowa to, o czym właśnie myślał. – Czy ty kogoś zabiłeś? – wyparował w końcu, bądź co bądź, ze śmiertelną powagą. – Powiedz mi, przecież wiesz, że zawsze ci pomogę, niezależnie od tego, co się stało.
- Zwłoki są na dole, w aucie. Musisz je zakopać – odpowiedział równie poważnie Tom. Podniósł w końcu wzrok na brata i zupełnie nie wierzył w jego naiwność. Bill był przerażony. Oczy nienaturalnie wystrzeliły mu z orbit, dolna szczęka opadła bezwiednie, a echo bicia jego serca słychać było w całym mieszkaniu. – No co ty, pojebało cię?! Nikogo nie zabiłem, idioto – parsknął śmiechem. – Chociaż z pewnością powinienem był to zrobić – dodał po chwili zamyślenia. – I to już dużo wcześniej.
- Nie rozumiem – odparł zdezorientowany Bill. – O kim mówisz i czy mówisz serio, czy znów robisz mnie w balona?
 - Hofbauer dostał dziś ode mnie w ryj – oznajmił, ze spokojem i jakby od niechcenia, Tom. W jego głosie nie było tryumfu zwycięzcy, mówił to raczej z obrzydzeniem do samego wspomnienia o Erichu. – Teraz tak sobie myślę, że chyba za słabo mu przyłożyłem – zafrasował się. – Właściwie, mogłem go zabić! Kurwa, mogłem gnoja zabić! Nie wiedziałem tylko, że mógłbym w takiej sytuacji liczyć na ciebie – uśmiechnął się, klepiąc brata po plecach zdrową ręką. – Naprawdę poszedłbyś ze mną siedzieć za współudział?
- Gdybym mógł, wziąłbym nawet całą winę na siebie, byleby tylko ratować twój tyłek – zapewnił niezwłocznie Bill, ale by nie dopuścić do zbędnego wzruszenia, zaraz zmienił temat. – Co jemy na obiad?

Od dłuższego czasu, bliźniacy nie rozmawiali ze sobą tak po prostu, bez pośpiechu i bez dodatkowych par uszu. A przecież mieli sobie tyle do powiedzenia. Tak wiele spraw przykryli milczeniem, zbyt wiele zdań dusili w sobie, obawiając się wypowiedzenia ich na głos. I niby dlaczego? Wstydzili się siebie? Co stało na przeszkodzie, by ze sobą rozmawiać? Tysiące wymówek. Żadnego konkretnego powodu. I tak, z dnia na dzień, powiększał się mur, który zbudowali stertą niepotrzebnych słów. Dzisiejszego dnia ten mur zaczął w kilku miejscach pękać. Nie oznaczało to, co prawda, powrotu do czasów, gdy byli nierozłączni i stanowili zgrany duet, ale być może stanęli wreszcie na dobrej drodze ku temu…
Zamówili obiad z jednej z ulubionych restauracji i nakryli do stołu. Przełożywszy dania z plastikowych pudełek, na kwadratowe ceramiczne talerze, zaświecili kilka świec i otworzyli czerwone wino. Było naprawdę miło. Delektowali się smakiem przepysznego makaronu, wciąż żywo dyskutując o wszystkim i niczym, omijając zgrabnie temat kobiet. Kiedy po skończonym posiłku, dopijali jeszcze resztki wina, Tom z nieukrywanym żalem, zapytał:
- Czy to, że teraz siedzisz tu ze mną ma jakiś związek z Niną?
Bill poruszył się nerwowo na krześle. Mógł przecież przeczuwać, że podobne pytanie w końcu padnie z ust bliźniaka. Zamoczył wargi w wytrawnej, burgundowej cieczy.
- Pokłóciliśmy się – odpowiedział po chwili. Chcąc uniknąć tej rozmowy, podniósł się, by zebrać naczynia i włożyć je do zmywarki. Kiedy stanął obok Toma, żeby zabrać jego talerz, brunet niespodziewanie chwycił go za rękę i pociągnął lekko w dół, zmuszając tym samym, by na niego spojrzał.
- Porozmawiaj ze mną, Bill – powiedział półszeptem, świdrując wzrokiem błyszczące źrenice brata.
Tom nie miał mu za złe, że nie powiedział tego samego, gdy to on potrzebował rozmowy. To już było nieważne. Teraz Bill był w potrzebie, a on wcale nie zamierzał od tego uciekać. Chciał go wspierać, chciał pomagać, chciał przy nim być. Chciał w końcu naprawić tę więź, której dawniej tak bardzo im wszyscy zazdrościli, a która przez ostatnie miesiące uległa niebezpiecznemu rozluźnieniu.

(…)

- Niemożliwe, żeby Nina spotykała się z kimś na boku – powiedział z przekonaniem Tom, nalewając sobie i Billowi kolejny kieliszek wina. Druga butelka zaczynała się kończyć. Zapadł zmierzch, a oni chyba w końcu zaczęli ze sobą rozmawiać. Może pomagał im w tym alkohol, może dodawał odwagi, może rozwiązywał języki. W każdym razie, wytworzyła się między nimi jakaś interakcja i dopóki szła w odpowiednim kierunku, wszystko zdawało się być w porządku.
- Niby dlaczego niemożliwe? – Bill skrzywił się z powątpiewaniem. – Jest piękna, na pewno kręci się wokół niej masa kolesi. W końcu uległa. – Wzruszył ramionami, jakby zupełnie go to nie obchodziło, choć w środku wrzały w nim emocje, doprawione zbyt dużą dawką alkoholu. Za długo nie pił, by teraz potrzebować wiele do stanu upojenia.
- Za bardzo cię kocha – starał się go przekonać brat.
- W takim razie, Nailea kochała cię za słabo?
Tom zakrztusił się winem. Powolnym ruchem ręki odstawił kieliszek na stół i spojrzał na bliźniaka, niemalże czarnymi ze złości, oczami. Powietrze między jego wargami świszczało groźnie.
- Nie mieszaj jej do tego, bo to zupełnie inna historia.
- Doprawdy? – prychnął blondwłosy, upijając kolejny łyk wina, którego i tak spożył dziś zbyt wiele. – A może kobiety wszystkie są takie same, co? Może chodzi tylko o pieniądze i dobry seks? Sam pomyśl. Wszystko jest okay, dopóki kupujesz te pieprzone kwiaty, które i tak zaraz uschną , a później fundujesz im porządne rżnięcie. Jest super, dopóki jesteś na każde ich zawołanie, ale kiedy tylko się odwrócisz, one na horyzoncie dostrzegają już coś lepszego i lecą jak ćmy do światła. Kurwa… Może właśnie tak jest?
Tom pokręcił głową, niedowierzając w to, co usłyszał. Najgorszym zdawał się fakt, że te słowa wygłosił właśnie jego brat bliźniak. To genetycznie niemożliwe, aby był aż takim kretynem.
- Nawet jeśli większość kobiet jest taka, jak twierdzisz, nawet jeśli stanowią dziewięćdziesiąt dziewięć procent, to i tak Nina należy do tego pozostałego jednego procenta. Ona nigdy nie zraniłaby innego człowieka. A ciebie zwłaszcza.
Bill parsknął śmiechem, czym zbił brata z pantałyku.
- Wiesz co? – rzucił krótkie pytanie, pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu. – To cholernie zabawne, że bronisz mojej dziewczyny, a swoją tak łatwo oskarżyłeś i skreśliłeś. – Zmienił ton i już zupełnie poważnie, dodał: - Teraz jak się nad tym zastanawiam, to może to było ci na rękę, co?
- Co ty bredzisz, Bill?! – oburzył się brunet. Nie myśląc długo, chwycił, stojącą na stole butelkę z winem i podążył z nią do kuchni. Za chwilę słychać było, jak wylewa alkohol do zlewu. – Chyba za dużo wypiłeś – stwierdził oskarżycielskim tonem, wróciwszy do jadalni.
- A co, zapomniałeś już o Angeline? – To pytanie sprawiło, że Tomowi na moment zakręciło się w głowie. Było przesycone jadem i nienawiścią. Tego się nie spodziewał. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że Bill był lekko pijany, ale mimo wszystko, nie powinien był wracać do przeszłości. W końcu sam tak bardzo od niej stronił. – No, powiedz zapomniałeś te czarne oczka, namiętnie w ciebie wgapione? Zapomniałeś te czerwone usta, które całowałeś zanim wyjechałeś z Monachium?
- Dość! Zamknij się! – krzyknął Tom, zaciskając pięści. W tym momencie tak bardzo żałował tego, co zrobił po skończonym finale DSDS; żałował, że uległ chwili i bezwstydnie wpił się w miękkie usta jednej z uczestniczek.
Bill jednak wcale nie miał zamiaru przestawać.
- Zapomniałeś, jak biegałeś do jej pokoju, kiedy nagrywaliśmy na Karaibach? Nie powiesz chyba, że nie schlebiało ci, że taka dziewczyna jak ona, może interesować się kimś takim jak ty. Zwłaszcza, że ze sławą miałeś już niewiele wspólnego – syczał z wściekłością blondwłosy. Zadziwiającym było, z jak dziecinną łatwością, bolesne dla brata, słowa wypływały z jego ust.
Tom otwartą lewą dłonią uderzył w stół, sprawiając, że Bill w końcu zamilkł; po czym zbliżył się do niego i celując palcem w klatkę piersiową blondyna, wycedził przez zaciśnięte zęby:
- Dla twojej wiadomości - nigdy z nią nie spałem.
Przez chwilę mierzyli się srogimi spojrzeniami i naprawdę niewiele brakowało, by Tom stracił nad sobą kontrolę. Postanowił jednak zahamować całą złość w zarodku. Nie chciał bić się z własnym bliźniakiem.
Zgarnąwszy ze stołu telefon, schował go do tylnej kieszeni spodni. Zabrał jeszcze portfel i wyciągnąwszy z szafy płaszcz, przewiesił go przez prawą rękę.
- Myślałem, że możemy jeszcze normalnie rozmawiać – powiedział zrezygnowany, zakładając  bezładnie buty. – Ale jak zwykle mnie zawiodłeś, braciszku.
- To nie moja wina – odparł niewzruszenie Bill, nie odwracając się nawet w kierunku brata. – To ty jesteś pieprzonym hipokrytą, nie ja – usłyszał Tom, zanim drzwi wejściowe trzasnęły za nim z hukiem. Futryny zatrząsły się, a wraz z nimi wściekły Tom. Schodząc na dół, jeszcze kilkukrotnie uderzał dłonią w - Bogu ducha winne - ściany. Był wkurwiony do granic możliwości. Zastanawiał się tylko, czy na brata, który mówił mu przecież prawdę, czy na siebie samego, bo nie potrafił tej prawdy zaakceptować.

(…)

Wysiadł z taksówki najwolniej, jak tylko było to możliwe. 
Stojąc przed ogromnym apartamentowcem, zaczął zastanawiać się, czy to aby na pewno dobry pomysł. Georg miał teraz swoją rodzinę i to jej powinien poświęcać swój czas. Z pewnością nie miał go już dla cholernie egoistycznego przyjaciela, który przychodził do niego tylko, kiedy czegoś potrzebował.
Spojrzał na swą lewą rękę, w której usilnie próbował utrzymać butelkę whisky. I choć jakaś nieznana siła wciąż próbowała wyrwać mu ją z dłoni, nie zamierzał jej się poddać. Chciał się napić i nic nie było w stanie odwieść go od tego zamiaru. Alkohol cudownie uciszał myśli i łagodził ból. A tego właśnie najbardziej było mu trzeba.
Tom zaciskał palce na szklanej szyjce tak mocno, że nagle stały się całkowicie białe. Przygarbił się, chowając głowę w kołnierzu płaszcza, gdy cholernie zimny wiatr przeszył go na wskroś. Zaczął pociągać nosem. Było zbyt zimno, by sterczeć tu bez celu. Postanowił zebrać się na odwagę.
Zbliżył się więc ostrożnie do domofonu i nacisnął numer mieszkania Georga, w duchu modląc się, by nikogo w nim nie było, choć z drugiej strony, chciał w końcu spotkać się z przyjacielem. Tak naprawdę bardzo mu go brakowało, przez ten czas, gdy się nie widzieli i najzwyczajniej w świecie tęsknił za nim.
Kiedy usłyszał jego głos, w pierwszej chwili chciał uciec. Po prostu zwiać, jak gówniarz. Wstydził się tego, że przychodził o tak późnej porze. I właściwie bez konkretnego celu. Pomijając, opróżnienie, dzierżonej w dłoni butelki alkoholu, nie wiedział po co tam idzie. Zakłócać przyjacielowi spokój? Popatrzeć jak przytulne ma mieszkanko? Zjeść pyszną kolację, przygotowaną przez Sonję? Bo przecież nie po to, by przyznać, że Bill miał rację, nazywając go hipokrytą.
- Georg, mogę wejść?
- Tom?! – odkrzyknął z niedowierzeniem. Po dwóch sekundach, podczas których Tom napisał już w swojej głowie słowa odmowy, Georg odpowiedział radośnie: - Bracie, co za niespodzianka! Właź!
Przeciągły sygnał poinformował o otwarciu drzwi od klatki schodowej.  
Idąc niepewnym krokiem, w końcu dotarł pod odpowiedni numer mieszkania. Nie musiał jednak dzwonić, ani pukać, bo gdy tylko znalazł się naprzeciw hebanowych drzwi ze srebrną, matową klamką, te jak na zawołanie otworzyły się, a oczom Toma ukazał się cudowny, sielski obrazek. Dumny tata - Georg, trzymający na prawej ręce małą kluseczkę, zwaną Rosalie, uśmiechał się serdecznie. Wyglądał naprawdę dobrze, mimo powyciąganego niebieskiego T-shirtu i szarych przetartych dresów. Dziewczynka, ubrana w kolorową sukieneczkę, miała dwa kucyki na środku głowy, a na anielskiej twarzyczce, oprócz szczerego uśmiechu, kilka piegów – zapewne po mamusi. Po tatusiu z pewnością odziedziczyła nos - był lekko spiczasty, ale pod żadnym pozorem nie odbierał jej urody. 
Tom musiał przyznać, że córka jego przyjaciela była najpiękniejszym trzyletnim dzieckiem, jakie kiedykolwiek miał okazję zobaczyć. Rozczulił się.
- No, proszę, kogo to moje oczy widzą! – przywitał go Georg, na co Rosalie powtórzyła dokładnie słowa ojca, łamiąc poważny ton, dziecięcym głosikiem. Georg niemalże uniósł się nad ziemię z dumy, która go rozpierała. Ucałował pulchny policzek córeczki, po czym postawił ją na podłodze i gestem zaprosił Toma do środka.  – Niestety, musisz chwilę zaczekać. Muszę wykąpać małą i ułożyć ją do snu. – Poinformował na wstępie, gdy Tom zawieszał płaszcz na metalowym wieszaku. – Sonja wyjechała w delegację do Kolonii, a ja – jak widzisz – jestem tatuśkiem na pełen etat – zaśmiał się Georg, sprzątając z kanapy zabawki Rosalie.
Mieszkanie państwa Listing wcale nie było olbrzymich rozmiarów. Było chyba nawet mniejsze od mieszkania bliźniaków, albo takie sprawiało wrażenie, gdyż było dobrze zagospodarowane. Miarą wielkości tego domu wcale nie był – wbrew pozorom – sam metraż, który stanowiły puste liczby. Tu liczyło się coś więcej i to coś idealnie wypełniało mieszkanie Georga.
Może dlatego, że urządzała je skromna kobieta pełna ciepła i człowiek, niewiarygodnie w niej zakochany. Może dlatego, że było to ich własne miejsce, do którego chcieli należeć jako rodzina, do którego zawsze chcieli wracać...
 Na ścianach oraz szafkach z jasnego drewna sosnowego, pełno było różnorodnych fotografii rodzinnych w drewnianych ramkach. Poczynając od tych całkiem malutkich, po nieco większe, kończąc na ogromnym zdjęciu, wiszącym w salonie nad kominkiem. Ciepła dodawały kolory ścian, których kremowo-czekoladowe połączenie idealnie pasowało do otwartej przestrzeni salonu, gdzie naprzeciw wysokich okien tarasowych, ustawione zostały miękkie fotele i sofa w kolorze cappuccino. Całość przełamywał brązowo-czarny dywan, znajdujący się pod niewielką ławą.
Po lewej stronie od wejścia znajdowała się słoneczna kuchnia z ciemnymi, jak kawa, meblami i uchwytami, tak jak klamki od drzwi, srebno-matowymi. Na niedużym stole, przy którym równiutko ustawione były cztery krzesła, stał wazon ze świeżymi kwiatami - zapewne dla Sonji.
Tom musiał przyznać, że przekraczając próg tego mieszkania, wszelkie problemy zostawiało się za drzwiami. Napawał się tym spokojem i idealną harmonią. W głębi serca pozazdrościł przyjacielowi tego uczucia, tej przynależności do jednego, konkretnego miejsca na ziemi – domu.
Jego obserwację, przerwał, uradowany głos Georga:
- Idziemy się kąpać, tak Rosie?
- Mhm – potwierdziła filigranowa brunetka, po czym zwróciła się do Toma, wciąż stojącego jak kołek w korytarzu.  – A wiesz, wujku, ze ja już sama mogę się myć? – Brunet odpowiedział jej uśmiechem. – O zobacz, tak o – rączki, nószki, bzuszek – wymieniała części ciała i pokazywała jak będzie się myć. Georg pławił się w zachwycie, a Tom z rozmarzeniem obserwował, jak od ostatniego razu, gdy się widzieli, Rosalie urosła i jak szybko się rozwijała. Było to wręcz nieprawdopodobne, by tak szybko nauczyła się poprawnie mówić, niemal w ogóle nie sepleniąc.
- Chodź tu, łobuzie – rzekł Georg, unosząc ponownie rozradowaną córeczkę na ręce. Ucałował kącik jej szyi, na co dziewczynka zachichotała w głos, ukazując dwa rządki malutkich, nieco krzywych mleczaków. Wciąż przyglądała się uważnie Tomowi, aż w końcu szepnęła coś tacie do ucha.
Tom speszył się, wiedząc doskonale, że konspiracja dotyczyła jego osoby.
- Pyta, czy cię coś boli – wytłumaczył Georg, równie intensywnie wpatrując się w postać przyjaciela. – Może ta ręka? Skaleczyłeś się? – dopytywał, zapraszając gościa do salonu.
Tom wygiął usta w znikomym uśmiechu i usiadł na brzegu kanapy. Pocierał nerwowo dłonią o dłoń, uważając przy tym, by nie naruszyć idealnie zawiązanego bandaża.
- Nie, Rosie, nic mnie nie boli – powiedział w końcu, siląc się na spokój, choć równie dobrze mógł wykrzyczeć, że cholernie boli go serce, ale to tylko dziecko. Nie zrozumie.
Rosalie poprosiła Georga, by postawił ją na podłodze. Poprawiła żółto-zieloną sukieneczkę i wgramoliła się Tomowi na kolana. Mocno go przytuliła. Nie będąc na to przygotowanym, znieruchomiał całkowicie i zrobił wielkie oczy na Georga. Ten tylko wzruszył ramionami, ale widać było jak bardzo dumny jest z córki. Była taka dobra, zupełnie jak jej mama.
- Ręka tez nie boli? – zagadnęła, paluszkiem wskazując na opatrunek. Najwidoczniej przejęła się nie na żarty.
Tom pokręcił głową i uśmiechnął się krzywo.
- To cemu jesteś taki bardzo smutny?
- Rosie, chodźmy się myć – upomniał ją Georg, tym samym ratując przyjaciela z opresji. Wbrew pozorom, udzielanie odpowiedzi na pytania dzieci, wcale nie należały do łatwych. Tym bardziej, jeśli odnosiły się do sfery uczuć. A dorośli, jak wiadomo, mają z tym nie lada kłopot.
Georg doskonale zdawał sobie sprawę z tego, w jakim stanie znajduje się Tom. Już dawno nie wyglądał tak źle. Przestał dbać o włosy, które teraz jedynie związywał w niechlujną kitkę; brody też dawno nie przycinał, była stanowczo za długa. Do tego oczy - przerażająco puste, otoczone szarymi, zmęczonymi powiekami. Odkąd ostatni raz się widzieli, przybyło mu kilka lat, natomiast ubyło kilogramów, co szczególnie widoczne było na zapadniętych policzkach i wystających kościach obojczyka.
- Wujku, a mozez mi coś obiecać? – spytała Rosalie z największą powagą, na jaką tylko zdobyć się może trzyletnie dziecko.
Tom, próbując odwrócić uwagę dziewczynki, palcem trącił ją leciutko w nosek. Nie zburzył tym jednak napięcia, jakie wytworzyły dociekliwe pytania Rosie, bo ani on, ani ona, nie uśmiechnęli się na dłużej, niż ułamek sekundy. W końcu, widząc jej wyczekujący wzrok, odpowiedział:
- Oczywiście, kochanie, co tylko zechcesz.
- To obiecaj, ze nie będziez płakał.
Tom posmutniał i utkwił swój zmęczony wzrok w Georgu, który mimiką twarzy i uniesionymi dłońmi, próbował się wytłumaczyć, że nie ma z tym nic wspólnego. Wiadomym było, że nie miał. Dzieci po prostu posiadają ten tajemniczy szósty zmysł, dzięki któremu widzą i czują więcej. Rosalie rozłożyła Toma na łopatki, od razu zauważając jego skrzętnie ukrywane cierpienie. Nie musiała mu się długo przyglądać, by pod pozornym uśmieszkiem, dostrzec prawdziwą rozpacz.
- Nie będę, Rosie, nie będę. Przecież wujek nigdy nie płacze – odparł z nieukrywanym rozczuleniem, mocniej przytulając kruchutkie ciało, które wciąż usadowione było na jego kolanach. 
- Ale obiecujes? – zażądała potwierdzenia.
- Obiecuję – powiedział całkiem poważnie i ucałował czoło małej Rosalie. – A teraz pójdziesz się wykąpać, tak?

Tom z zaciekawieniem przyglądał się, krzątającemu po mieszkaniu przyjacielowi. Szatyn z dolnej szuflady komody, wyciągnął piżamkę oraz skarpetki w truskawki, jak udało mu się dostrzec w ferworze przygotowań do kąpieli Rosalie. Z szafki, stojącej obok fotela, wyciągnął krem ochronny dla dzieci; w międzyczasie sprzątał - rozrzucone po całym salonie - kolorowe klocki i zbierał z dywanu okruszki z chrupków kukurydzianych.
Georg był świetnym ojcem, trzeba było przyznać i naprawdę sprawdzał się w tej roli. Zostawał sam z dzieckiem, podczas gdy, za jego przyzwoleniem, żona rozwijała się zawodowo i realizowała cele, które przez ciążę odłożyła na dalszy plan. Georg zawsze ją wspierał i nigdy nie miał za złe, że to on zajmował się domem. Nie stanowiło to dla niego problemu również wtedy, gdy Rosalie była jeszcze malutka. Przewijał ją z doskonałą precyzją, przygotowywał mleko, restrykcyjnie stosując się do zaleceń Sonji. Kąpał malutkie ciałko, ubierał i nigdy, przenigdy nie zrobił jej żadnej krzywdy. A to z kolei stanowiło nie lada wyczyn. Przecież do czasu jej narodzin, Georg potrafił zajmować się jedynie swoim basem.
Kaulitz zastanawiał się, jakim ojcem on by był. Czy równie dobrze sprawdzałyby się jego zdolności manualne, nabyte podczas chwytania strun gitary? Czy byłby tak samo opanowany i ciągle radosny? Czy wiedziałby, gdzie są poszczególne ubranka, gdzie odpowiednie kremy? Czy wiedziałby to wszystko bez konieczności pytania Nailei? Nailea… ? Dlaczego zawsze w myślach stawiał ją na miejscu matki swoich dzieci? Czy to nie mogłaby być inna, równie piękna, kobieta? Musiała to być ona? Co takiego w sobie miała, że nie potrafił myśleć o niej źle?
Przez cały dzisiejszy dzień, od momentu incydentu w parku, szarpał się z myślami, które z jednej strony krzyczały, że mówiła wtedy prawdę, że była równie zagubiona jak on, że również potrzebowała do życia miłości, ale ta miłość była tylko jedna i tylko on mógł jej ją dać. Oczywiście, cała ta sytuacja to mógł być tylko cholernie idiotyczny żart; że ktoś zakpił sobie z niego, posługując się ideałem, jakim była Nailea. Mogła to być pomyłka lub oboje mogli zostać w to wkręceni dla czyjejś zabawy, albo zemsty. Jednak tę logiczną całość burzyła postać Ericha; zawsze obecnego w nieodpowiednich momentach, zawsze zbyt blisko Nailei.  
W dodatku to, co powiedział Bill wciąż nie dawało mu spokoju.

Kiedy Georg, zamknął - z zaskakującą dla jego silnych rąk - delikatnością, drzwi od pokoiku Rosalie, dostrzegł Toma, wpatrującego się w zdjęcia, stojące na kominku. Tych kilka fotografii, oprawionych w drewniane ramki, stanowiło jedyny dowód na to, że kiedyś tworzyli zespół.
Na zdjęciach z początków kariery, mieli jeszcze szczere uśmiechy. Później już tylko fałsz i obłuda zdobiły ich młodzieńcze twarze.
- Dasz wiarę – rzucił luźno Tom – że ostatnio poczułem się jak wtedy, gdy mieliśmy te paręnaście lat. – Widząc, że Georg wpatruje się w niego wyczekująco, kontynuował ze śmiechem: - Jakieś dupy zaczepiły mnie w sklepie i prawie posikały się z radości, kiedy wreszcie dotarło do nich, że ja, to ja. – Odstawił na miejsce trzymaną ramkę i spojrzał na Georga. Szatyn ciągle krytycznie mu się przyglądał, ale wciąż nic nie mówił. O nic nie pytał. Właśnie dlatego Tom tak bardzo cenił sobie przyjaźń Listinga.
Zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy, brakowało mu rozmów z tym - dobrze zbudowanym, choć niższym od niego - facetem.
Brunet starał się rozluźnić atmosferę.
- To niesamowite, że po tych pięciu latach, nadal jestem tak samo atrakcyjny.
- I tak samo nieśmieszny – skwitował Georg, z politowaniem przewracając zielono-szarymi oczami.
- Nie żałujesz, że to się skończyło? – wypalił nagle Tom, sam dziwiąc się sobie, że o to pytał.
- Czy ja żałuję? – zadrwił zielonooki. – Chłopie, mam cudowną żonę, prześliczną, mądrą córkę, mam swoje miejsce na ziemi. Mam wreszcie coś, czego od zawsze szukałem, a kariera uniemożliwiała mi znalezienie tego. – Mówił spokojnie, choć w paru momentach głos mu się delikatnie załamywał ze wzruszenia. Były to najprawdziwsze i najszczersze słowa, jakie kiedykolwiek Tom mógł od przyjaciela usłyszeć. Georg otarł kciukiem niewidzialny kurz z jednej z ramek. – Uwierz mi, że nigdy - nawet kiedy dostawaliśmy te wszystkie nagrody, złote płyty, statuetki – wymieniał półszeptem, patrząc na zdjęcia. Tak naprawdę nie chciał, by Tom dostrzegł w jego oczach lśniące kropelki, które już czuł w kącikach oczu. – Tom, ja nigdy nie byłem tak szczęśliwy, jak teraz. Nie mógłbym być spełnionym człowiekiem, stojąc na scenie, ale nie mając rodziny. To ze sobą nie współgra. – Na zakończenie i potwierdzenie prawdziwości swoich słów, spojrzał Tomowi głęboko w oczy. Uśmiechnął się, podnosząc jeden z kącików ust do góry, po czym zaprosił gościa na kanapę. Ustawił na ławie dwie szklanki i cztery puszki Red Bulla. Sam usiadł w fotelu naprzeciw.
Po chwili zamyślenia, korzystając z tego, że Tom nic nie mówił, postanowił kontynuować.
- Tokio Hotel było czymś zajebistym, ale wtedy. Teraz, kiedy mam to wszystko – wykonał gest, otwartą ręką pokazując na swoje mieszkanie. Wzrok zatrzymał na przeciwległej ścianie, gdzie wisiała ogromna fotografia całej ich trójki – on, Sonja i Rosalie – cały jego świat zamknięty w ramce siedemdziesiąt na sto centymetrów. – Teraz nie potrzeba mi już rozwrzeszczanych fanek i życia w ciągłym napięciu. Jestem wolny. Kiedyś myślałem, że tę wolność da mi muzyka. Już wiem, jak bardzo się myliłem. Zespół to była tylko młodzieńcza mrzonka, która prędzej, czy później musiała się skruszyć. Zawitała dorosłość w postaci ogromnego brzucha Sonji i widzisz… - zaśmiał się na wspomnienie ciężarnej kobiety swojego życia. – Tak to się właśnie zakończyło. Ale nie mogę powiedzieć, że to, co się zaczęło jest czymś, czego mógłbym żałować.
Tom uważnie słuchał przyjaciela i twierdząco kiwał głową.
Zmiana, jaka zaszła w Georgu od momentu, gdy dowiedział się, że będzie ojcem, była diametralna. Początkowo bardzo się bał, że nie podoła wyzwaniu, jakie rzucił mu los, że tego – najzwyczajniej w świecie – nie udźwignie. Nie czuł się na tyle dojrzały, mimo dwudziestu sześciu lat na karku, by wychowywać dziecko, by móc być za nie stuprocentowo odpowiedzialnym. Strach na tyle przyćmił mu zdrowy rozsądek, że nie myślał o tym, co dobre dla Rosalie, a co najbardziej komfortowe dla niego. Dziś, gdyby tylko mógł, przychyliłby jej nieba.
- Pamiętam, jaki byłem szczęśliwy, kiedy wszystkie kontrakty wreszcie dobiegły końca i mogliśmy być znowu wolni – Tom podjął temat. – Zakończyliśmy, bądź co bądź, fajne czasy i nagle okazało się, że jestem przerażająco samotny. Wokół mnie było tylko cholerne pustkowie. Oprócz Billa, nie miałem nikogo. Gustav wyjechał chyba na drugi dzień po ostatnim koncercie i tyle go widziałem. Ty musiałeś zająć się Sonją i układaniem wspólnego życia…
- No, trochę nam to zajęło – wtrącił Georg. – Tylko jakieś dwa lata.
- Ale wyszło wam to na dobre – powiedział bez zastanowienia Tom, co Georg bezsprzecznie potwierdził. – Jesteście cudownym, zgranym małżeństwem, jakich mało. A ja, zupełnie tak, jak kiedyś, jestem sam. Może dlatego, przez ostatni czas, robiłem tylko to, co kiedyś. To, co robiłem zanim pojawiła się… - imię ukochanej kobiety ugrzęzło gdzieś na dnie serca. – Zanim… ona… - wymamrotał, nalewając do jednej ze szklanek złocistą whisky. Podał ją Georgowi, jednak ten odmówił. Tom wzruszył tylko ramionami i dolewając do szkła nieco napoju energetycznego, zgrabnym ruchem nadgarstka, wymieszał z nim alkohol i jednym haustem opróżnił zawartość.
- Słyszałem, że trochę przesadzasz z alkoholem.
- Ta pleciuga – Bill, już u ciebie był? – Georg skinął, uśmiechając się. Otworzywszy srebrno niebieską puszkę, upił kilka łyków Red Bulla.  – Więc po co ja się produkuję, skoro ty już wszystko wiesz? – Zapytał zrezygnowany Tom, siląc się na uśmiech. Ponownie odkręcił butelkę whisky i napełnił nią połowę szklanki. Tym razem, nie rozcieńczał – wypił czysty alkohol. Skrzywił się i przymknął oczy. Głośno wypuścił powietrze z ust. Gorzka ciecz rozgrzewała go od środka, ale również nieprzyjemnie drażniła gardło.
Georg ze smutkiem obserwował przyjaciela. Nie poznawał go. To nie był tamten Tom…
- Wolałbym usłyszeć to od ciebie, ale skoro nie chciałeś ze mną rozmawiać..
- Chciałem – przerwał zdecydowanym tonem. – Ale ja nie umiem jeszcze o tym mówić.


*

Od ponad sześciu miesięcy, nie spędzała wieczoru samotnie.
Odkąd - z podkulonym ogonem - opuściła samochód Billa, a on odjechał, zostawiając za sobą tylko smugę spalin, nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Posprzątała w całym mieszkaniu, by rozładować kumulujące się w niej emocje. Szorowała zawzięcie fugi w łazience, odkurzała wszystkie kąty – za łóżkiem, pod łóżkiem, odsuwała meble, próbując dostać się do każdego miejsca, gdzie mógł zgromadzić się kurz. W końcu opadła bez sił w granatowym fotelu i dysząc ciężko, próbowała się nie rozpłakać.
Czuła się, jak wyrzucony, niechciany kundel. I mimo, że była wściekła na Billa, oczekiwała tylko jego powrotu. Tęskniła potwornie i zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli pojawiłby się teraz w drzwiach jej mieszkania, to bez słowa wtuliłaby się w niego i ucałowała każdy milimetr jego twarzy.
Wynajmowane, wspólnie z Judith, mieszkanie w kamienicy, na ogół było bardzo przytulne i ciepłe, lecz nie tego wieczoru. Dziś było jej w nim niewyobrażalnie zimno i przykro, bo wystarczył tak głupi pretekst, by rozpętać istną awanturę. Gryzło ją poczucie winy. Analizowała wciąż całą tę sytuację z Richardem i nagle pojawiło się tyle możliwości. Mogła go przecież odepchnąć, spoliczkować, krzyknąć chociaż, cokolwiek. Ale nie zrobiła niczego. Stała jakby zastygła w bezruchu i pozwalała innemu mężczyźnie ją przytulać; co więcej, całować jej policzek. Podczas gdy prawo do tego miał jedynie Bill.
Nie powinno się to było wydarzyć. Zwłaszcza na jego oczach. Tych słodkich, jak czekolada, oczach, które w tamtej chwili były czarne jak smoła. Nina nie chciała wyobrażać sobie nawet, jak mógł się wtedy czuć, jak bardzo jemu było przykro, jak bolesny był to dla niego widok. I to akurat teraz, gdy sprawa Nailei i Toma była jeszcze świeża i nie zabliźniona.
- Ty skończona idiotko! – ganiła się w myślach. – Jeśli to spieprzyłaś, to możesz sobie pogratulować głupoty. Och, Nina, gdyby przyznawali nagrody w kategorii „Zjeb roku 2014”, na pewno byłabyś laureatką.

Zegar na wyświetlaczu telefonu pokazywał już godzinę 21:42. Nie chciała iść jeszcze spać, ale stwierdziła, że musi przynajmniej udawać, jeśli nie chce zostać zasypaną opowieściami Judith o minionej randce z Richardem. Jakieś dwie godziny temu, przyjaciółka napisała jej krótką wiadomość: „Jest boski!”. Co to mogło oznaczać, Nina nie miała pojęcia. Nie chciała również za bardzo wtajemniczać się w tę sprawę, póki nie miała wyjaśnionej sytuacji z Billem. To stanowiło dla niej priorytet. Kolejny romans przyjaciółki był sprawą drugorzędną.
Długo zastanawiała się, czy powinna to zrobić. W końcu jednak, z bijącym szaleńczo sercem, wybrała jego numer. Czuła się, jakby wykonywała do niego pierwszy w życiu telefon. 
Po kilku sygnałach odebrał głosem, mogącym świadczyć o tym, że właśnie wybudziła go ze snu.
- Spałeś już? – spytała niewinnie, obawiając się potwierdzenia z jego ust.
- Nie – odpowiedział krótko. – Po co dzwonisz?
Zaschło jej w gardle. Nagle nie wiedziała, co powiedzieć. W jednej chwili Bill zdawał się być zupełnie obcym jej człowiekiem. Nie miała pojęcia, jak z nim rozmawiać, by go nie urazić. A wszystko, co wymyśliła do tej pory, wydawało jej się teraz totalnie głupie i pozbawione sensu.
- Tęsknię za tobą, Billy. Wiesz, że bardzo cię kocham i nie zrobiłabym ci żadnego świństwa.
- Nie byłbym tego taki pewny.
- Co takiego?!
- To, co słyszysz. Nie ufam ci – odparł tonem tak przeraźliwie chłodnym, że na całym ciele dostała dreszczy.
- Bill… - zdołała szepnąć w odpowiedzi, zanim odłożył słuchawkę.

*

Tom był już lekko pijany. Wino zmieszane z whisky z pewnością nie było dobrym pomysłem, jednak na zdrowy rozsądek nie było już sensu się powoływać. Kiedy Rosalie zasnęła głębokim snem, również Georg skusił się na jedną, niewielką szklaneczkę trunku. Na więcej nie mógł sobie pozwolić, odkąd był prawdziwie odpowiedzialnym ojcem. Tom w głębi ducha szczerze go podziwiał, jednak nie zamierzał mu tego mówić.
Georg dopił resztę alkoholu i nagle coś mu się przypomniało, bo aż podskoczył. Po chwili zreflektował się, że może nie powinien tego mówić, ale było za późno. Tom czekał na wyjaśnienie jego zachowania.
- Wiesz, ostatnio Sonja widziała przypadkiem Naileę i... – Georg urwał w pół słowa, niepewnie zerkając na przyjaciela, jakby bał się jego reakcji. – Ona wcale nie wygląda, jakby była szczęśliwa z powodu tego, co się wydarzyło. Wręcz przeciwnie. Wygląda zupełnie tak samo, jak ty teraz…
- Akurat to mnie nie dziwi. Zawiodła się – odparł z przekonaniem brunet. – Myślała, że będzie lepszy ode mnie. Ale przeoczyła jeden istotny szczegół – nie ma lepszego ode mnie.
Tom próbował żartować. Jak dawniej, zgrywał twardziela i w kuloodpornym pancerzu. I choć w środku wszystko w nim krzyczało ze złości, nie dawał tego po sobie poznać.
- Dlaczego tak łatwo się poddałeś?
- Słucham?! – wykrzyknął, krztusząc się alkoholem. Rękawem starł z ławy kropelki whisky, którą przed sekundą wypluł. Przez moment oboje nasłuchiwali, czy Rosalie nie zbudziła się za sprawą jego podniesionego głosu. Nic jednak na to nie wskazywało. W mieszkaniu panowała błoga cisza.
- Dlaczego zrezygnowałeś z tej miłości, skoro twierdzisz, że była jedyna i niepowtarzalna? – dociekał szatyn. – Nie chcesz nikogo innego; tylko Nailei, tylko jej potrzebujesz. Więc dlaczego nie walczysz, tylko rezygnujesz na starcie? Coś za szybko postawiłeś krzyżyk na waszym związku.
- Georg, czy ojcostwo wpływa na pogorszenie słuchu, czy jak? To nie ja z nas zrezygnowałem, nie ja! – powtórzył dobitnie. – Tylko ona. Ona mnie już nie chciała. Ona wskoczyła do łóżka Erichowi. Zresztą, sam widziałem, jak się obściskiwali. Nie spodziewała się, że wrócę wcześniej. – Mówił ze ściśniętym gardłem. Postanowił je więc rozluźnić kolejną dawką alkoholu. – I chuj bombki strzelił! – podsumował, krzywiąc się żałośnie.
- No nie wiem, Nailea i Erich? – Georg nie dawał za wygraną. – Nie chce mi się wierzyć. To wszystko jest jakieś dziwne. Wydaje mi się, że powinniście jeszcze na spokojnie porozmawiać, wyjaśnić.
- Stary, tu już nie ma czego wyjaśniać – odpowiedział oschle Tom. – Wszystko jest tak jasne, że aż razi w oczy. Wybrała jego – trudno. Jakoś nauczę się z tym żyć, chociaż – kurwa mać! – nie mogę wyrzucić jej z głowy, ciągle o niej myślę, ciągle! – złapał się za potylicę, pocierając dłońmi nieco przetłuszczone włosy. – Georg, ona mnie chyba opętała. Ja ją wszędzie widzę, słyszę. Czasami aż się boję, bo podejrzewam u siebie chorobę psychiczną. Nie dostrzegam tej granicy pomiędzy rzeczywistością, a moimi wyobrażeniami. – Spojrzał przyjacielowi prosto w oczy i bez zająknięcia powiedział: – Chcę się od niej raz na zawsze uwolnić.

Przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy, odczytując z nich to, co jeszcze nie zostało powiedziane. Georg martwił się o Toma na poważnie. Wcześniej, traktował słowa Billa jako przesadę. Teraz miał naoczny dowód na to, że jednak z Tomem działo się coś bardzo niedobrego. Za wszelką cenę postanowił mu pomóc. I zdawało się, że miał na to pewien pomysł… 



8 komentarzy:

  1. Ojej, chyba wysłałam Ci podświadomą wiadomość,że się niecierpliwie :D Akurat wczoraj miałam do Ciebie pisać z ponagleniem a tu bach i mam na co czekałam :D Faktycznie odcinek różni się zdecydowanie od poprzednich, nie jestem w stanie oceni czy jest to na plus czy minus, bo tak czy siak każdy sposób w jaki piszesz mi się podoba. Strasznie wzruszyła mnie scena u Georga w domu. Opisałaś to tak idealnie, że poczułam się jakbym to ja była kompletnie wyobcowana, samotna i niepotrzebna. Serio, wczułam się w Toma w stu procentach i ogromnie mnie to poruszyło. Studiuję psychologię i powiem Ci,że na tym opowiadaniu można napisać niejeden profil postaci, tak dobrze dotykasz ludzkich uczuć, grasz na nich.Docierasz tak głęboko, że odnosi się wrażenie, że jesteś każdą z tych postaci z osobna, znasz je na wylot. Dodatkowo bardzo podoba mi się Twoja konsekwencja w zachowaniach bohaterów, tzn. nie ma nagłych zmian, ktoś uparty nagle nie staje się ckliwy i konformistyczny a ktoś kochający nagle nie pozbywa się wszystkich uczuć i nie prowadzi nowego życia. Przeczytałam ten odcinek wczoraj w nocy i był on moim najlepszym zakończeniem dnia.
    A i minusy!!! Jak mogłaś urwać w takim momencie? Przecież ja teraz będę co chwila odświeżać Twojego bloga i czekać jak wariat. Doprowadzisz mnie do nerwicy :D To jedyny minus, innych nie widzę. Jesteś dodana u mnie w polecanych, zresztą to Ci się należy, bo uwielbiam to opowiadaniem i jest genialne.
    Życzę weny i szybkiej publikacji kolejnego rozdziału.
    Czekam niecierpliwie i przesyłam stado buziaków i kohortę motywacji ;**
    Będę tu zawsze.
    Natalie

    OdpowiedzUsuń
  2. "Zwłoki są na dole, w aucie. Musisz je zakopać."
    Czy ja Ci już mówiłam, że Cię kocham?
    Po pierwsze nie wiem, czego chcesz od tego odcinka jest naprawdę świetny. Wątpisz, wątpisz, a nie masz w co. Naprawdę. Nie mówię tego tylko i wyłącznie ze względu na moją sympatię do Ciebie, ale dlatego, że naprawdę masz talent. Rozumiem, że masz lekki kryzys. Ja swój przechodzę od pół roku i nie widzę światełka w tunelu, ale myślę, że trochę wyolbrzymiasz to wszystko. Jeśli skasujesz to opowiadanie to przejadę się na drugi koniec Polski i nakopię Ci do dupy. Czarujesz słowem, nawet jeśli myślisz inaczej.
    Tom jest cholernie uparty. Chyba ma to po Tobie... Wydaje mu się, że ma monopol na rację i wszystko, co jest sprzeczne z jego myślami jest złe. Taki typ człowieka jest niesamowicie trudny do okiełznania. Nie wiem, czy Nailea będzie miała jeszcze taką możliwość, choć czuję, że tylko ona jest w stanie tego dokonać.
    Ściskam mocno i do napisania, Kochana!
    PS Jesteś wina tego, że zjadłam przy tym odcinku tabliczkę czekolady!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomyślałam sobie, że lepszą organizację mojego czasu zacznę może od weekendu (albo następnego), a skoro jeszcze myślę logicznie, to warto tutaj zajrzeć i nadrobić zaległości, bo w przeciwnym razie dodasz 10 rozdział, a ja dalej będę w tyle. Także jestem.
    Jeśli chodzi o najlepszy fragment - zwłoki w aucie są również moim faworytem. Ludzie bywają cudowni (chociaż dziwnie to brzmi w tym kontekście), wczoraj właśnie przyjaciółka powiedziała, że pomoże mi zakopać, a potem poszuka paragrafów, żebym nie dostała zbyt wysokiej kary. Gdy wyobraziłam sobie, jak Bill próbuje zakopać zwłoki... ach, coś pięknego.
    Swoją drogą, nadal go nie lubię. Strasznie mnie wkurza jego zazdrość - przecież ma fajną dziewczynę, która z niezrozumiałego powodu go kocha, dlaczego więc nie może się na niej skupić, tylko wyszukuje problemów? A Nina... hm, wydaje mi się, że nie należy do osób pewnych siebie. Odnoszę wrażenie, że najchętniej przeprosiłaby Billa za jego urojenia.
    Georg! O rety, jak mi się podobała ta scena z jego córeczką (chociaż raczej nie lubię dzieci), naprawdę bardzo rozczulająca. A cierpiący Tom - mhm, me gusta, że tak powiem kolokwialnie.
    Życzę weny i wytrwałości! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawitałam tu przez przypadek (nie wiem czemu mój telefon uparcie twierdzi, że jestem facetem i poprawia mi na formę męską!) i to w sumie znajomy przypadek, bo wiem, że czytasz opowiadanie Dark i stamtąd Cię wynalazłam :D to pewnie przez komentarze, bo pewnie też lubisz Dżarka :3 no ale ja nie o tym, miałam odnieść się do Twojej twórczości.
    Nie powiem, od któregoś momentu mi zapachniało taką słabą intrygą, że aż żal. No ale tak mi się wydaje, że to ten Erich czy jak mu, on przyprawił specjalnie Tomowi rogi. Nie wiedziałam jaki miał w tym cel, ale teraz wiem, że po prostu chciał żeby N. była jego. Zakochał się w niej albo przynajmniej chciał ją przelecieć. Jedno z tych dwóch. Tom uważa swoje zraniony facet w końcu, ale powinien jeszcze raz sprawdzić wszystkie wiadomości i to, co dostał żeby jednak trzeźwo na to spojrzeć. I porozmawiać z nią. To zdecydowanie. No i co ja chciałam dalej, wydaje mi się, że Bill ma w sobie coś z trującego człowieka. Nie wiem czemu tak pomyslałam, ale sprawia wrażenie apodyktycznego dupka i głupi całus w policzek to nie zdrada. Rozumiem zazdrość, ale nie aż do przesady! Chłopem, hamuj trochę, bo ja serio stracisz. Tak się nie robi. Szkoda mi ich - Toma i Billa i naprawdę próbuje zgadnąć czemu rozwiązali zespół. Jakie były powody, że zniknęli. Mimo, że pisałaś o tym, że to miało związek z ich ojcem i matką do końca tego nie nakresliłaś i nie wiem też, czemu Bill nie chce wracać do przeszłości. Coś się tam wydarzyło? Co to takiego? No kurde, teraz będę musiała czekać na kolejny odcinek :| ah, jeszcze chciałam dodać, że podoba mi się to, że oni walą miechem i nie operują tylko poprawnym językiem. To dodaje im realizmu. No i te seksy, jezzzz, tego człowiekowi trzeba było. Ale Bill to dla mnie erotoman i niewyżyty strasznie.
    Wprowadzisz wątek Gustava? Zniknięcie jego po rozwiązaniu zespołu mnie zaintrygowało. No i Georg! Tatusiem, jemu to pasuje. Uwielbiam facetów z dziećmi <3 są tacy słodcy z nimi, a on jeszcze ma córeczkę i żonkę (jego żonka ma tak samo na imię jak moja bohaterka :D) i tworzą śliczne małżeństwo :3
    Czekam na wyjaśnienie relacji Toma z N. i co dalej będzie, czy Bill i Nina się ogarną i ten cały Erich czy coś jeszcze wykombinuje.
    Pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności i nie odpowiedzieć na Twój komentarz :D
      Prawdą jest, że uwielbiam opowiadanie Dark, jak również Jarka - pożeracza pierogów i ogólnie całe 30STM (co powiększyło się za sprawą ostatniego koncertu, na którym miałam możliwość być; aktualnie marzę o ChurchOfMars <3).

      Co do treści opowiadania, to zwróciłaś uwagę na wszystkie ważne kwestie tutaj i widzę, że masz podobne zdanie, co ja. Bill to dupek, zresztą... Tom trochę też, nie sądzisz? Mógł najpierw porozmawiać z Naileą, przynajmniej dać jej możliwość obrony, ale nie... bo on wie wszystko najlepiej :) A teraz chodzi i szlocha po kątach. Po za tym, z tego, co mówił Bill, Tom także święty nie był ;) Ogólnie Kaulitze przysparzają mi sporo siwych włosów na głowie, bo nie mogę zrozumieć ich zachowania i czasem mam ochotę nakopać im do tyłków (dlaczego ja w ogóle wymyśliłam taką fabułę?! hahaha :D)
      Uwielbiam Georga, jako tatuśka! Naprawdę, nikt nie pasuje do tej roli bardziej niż on. Cudowna córka i kochająca żona, to całego jego życie i to tak przyjemnie mi się pisze, że awww :3 Zero problemów z nimi.
      Co do zespołu, to faktycznie COŚ się musiało wydarzyć, że zdecydowali się go rozwiązać. Nie obiecuję Ci, że wyjaśni się to w następnym rozdziale, ale... wyjaśnić na pewno się wyjaśni :D
      A Gustav, to taki kotek, chodzi własnymi drogami.

      Dziękuję za komentarz, bardzo miło mi się go czytało :)

      Usuń
  5. Tadaaaam! Oto jestem! Zestaw kombo :D Królik tak przeżywał Niekompletnego, że m u s i a ł a m przeczytać Twoje opowiadanie. Nie, żebym miała jutro kolosa, do którego „uczę się” właśnie.

    Okej. Do rzeczy. Erich. MATKOBOSKAPRZENAJŚWIĘTSZA! Co ci przyszło do głowy, żeby stworzyć takiego buca, idiotę, egoistę, chorego psychicznie matacza! Przecież to na kilometr widać, że on jest niestabilny psychicznie. On nie jest zwyczajnie zainteresowany Naileą. On ma na jej punkcie obsesję. Nienawidzę takich ludzi i aż mnie ściska, że biedna N. wpadła w jego sidła. Na szczęście teraz troszkę go zastopowała, zamykając mu drzwi przed nosem. Jednak sądzę, że to go wkurzy i znów zrobi coś brzydkiego.

    Z kolei Nailea to taka trochę „jaką mnie Panie Boże stworzyłeś, taką mnie weź”. Dlaczego ona jest taka bezwolna wobec tego, co robi Erich? Aż tak ją zmanipulował? Okrutne to jest. Bo ja rozumiem – przyjaźń, zaufała mu, traktuje go, jak brata. Okej. No, ale on nie zachowuje się jak brat. No i czy ona nie wie, że przyjaźń damsko-męska zawsze się źle kończy? Przynajmniej przyjaźń, która zachodzi tak daleko? No nie. Póki, co troszkę jej nie lubię. Rozumiem, że emocje i tak dalej, ale w sumie nie walczy. Niby próbuje, ale jakoś nieskutecznie.

    Tom. Klasyczny przykład zranionej męskiej dumy. Ma prawo się wściekać – zobaczył, co zobaczył. Został wplątany w manipulację Ericha. Nie zdziwiłabym się, jakby on sprawdził loty, żeby ustawić sytuację. Jednak po kilku dniach emocje opadają i zastanawia mnie, dlaczego Tom nie docieka bardziej. On też nie walczy. A powinien, bo sam nie był święty i Nailei należy się sprawiedliwość. Tak jak jemu.

    Bill. Ugh. Pierwszy raz w historii FFTH, które czytałam, wzbudza we mnie niechęć. Dupek z niego. W dodatku przeczuwam, że uczynisz go uzależnionym od seksu/chorobliwie zazdrosnym/albo coś w ten deseń. Nie wiem, co zdarzyło się w przeszłości, domyślam się, że wielki dramat, który uczynił go takim. No, ale co było aż tak straszne, że zepsuło go do tego stopnia? Masakra. Odepchnął od siebie Ninę, chociaż obserwował całą sytuację. Szła, rozmawiała, a facet pojawił się znikąd. Swoją drogą – to, że czekał pod uczelnią, też nie świadczy dobrze.

    Geoś. Jejku, jejku. Kocham jego życie, jego mieszkanie i jego córeczkę. Jest przesłodka. A on – wydaje mi się, może być dokładnie takim człowiekiem w życiu.

    Nie przerywaj tej historii, nie trać wiary i chęci. Jest wspaniała i zasługuje na zakończenie. Nawet, jeśli zdarza ci się wątpić – walcz. Mówi ci to ekspert :D
    Czekam na 10 i gratuluję wspaniałej pracy.
    Swoją drogą, kto zrobił ci taki piękny szablon?

    xoxox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to zaszczyt, że zechciałaś poświęcić swój czas na przeczytanie tej historii i nawet jeśli było to pod "przymusem", to i tak jest mi niezmiernie miło :) Tym bardziej, że coś Ci się tu jednak spodobało. Mam nadzieję, że czytanie NK nie odbiło się na ocenie z kolokwium?

      "Biedna" Nailea wpadła w sidła Ericha z własnej woli. Może nie widzi tego, co on robi z jej życiem i że ta przyjaźń idzie w zupełnie odwrotnym kierunku, niż dotychczas przypuszczała. Dlaczego tak się dzieje, nie wiem. Jest taką zagubioną istotką i w sumie też wymaga od Toma, by jej wysłuchał, a kiedy ma już coś powiedzieć, to właściwie nie wie co. Chyba nad tym najpierw powinna się zastanowić, przeanalizować całą sytuację dokładnie (włączając w to udział Ericha, bo nie jest on tutaj bez znaczenia) i dopiero wtedy, punkt po punkcie, przedstawić wszystko upartemu osłowi (czyt. Tomowi). Nie ma pewności, że dotarłoby to do niego od razu, ale... Lepsze to, niż użalanie się nad sobą i ciągłe szukanie przyczyny. Nailea zbyt długo się nad tym wszystkim zastanawia. A czas niestety upływa...

      Hej, teraz szkoda mi jest Billa, bo nikt go nie lubi :D Ale faktycznie, czasem zachowuje się dziwnie. Nie ma na to innego słowa, tak samo nie można jakoś uwarunkować jego postępowania. Po prostu taki jest, no. Bill sam przed sobą tłumaczy się tym, co kiedyś przeszedł. Owszem, można by to odnieść do jego przeszłości, ale czy naprawdę konieczne jest to usprawiedliwianie siebie na każdym kroku? Cóż, na szczegóły przyjdzie jeszcze czas. Póki co, dajmy mu trochę "porozrabiać" ;)

      I na koniec przeurocza rodzinka Listingów! Uwielbiam o nich pisać, są takim promyczkiem w tym opowiadaniu. Bo kiedy inni mają ciągłe problemy, oni trwają w swojej sielance, w swojej miłości. Niby podzielają przeżycia przyjaciół, uczestniczą w tym poniekąd, ale tak naprawdę są poza tym, poza całym złem, bo przecież bezpośrednio ich to nie dotyczy. Jednak Georg bardzo chciałby pomóc Tomowi. W myśl zasady only peace & love. I to jest piękne! Każda rodzina powinna być taka.

      Dziękuję za słowo motywacji, to naprawdę dla mnie bardzo cenne, bo często tracę wiarę w to, co robię. Na szczęście jest to chwilowe i zaraz znów wracam do pisania. Nie ma co ukrywać, opowiadanie jest znaczną częścią mojego życia i bez żadnej konkretnej przyczyny nigdy go nie porzucę.
      Co do szablonu, to znalazłam go w Google grafice. Dopasowałam do bloga i tak to wygląda w rezultacie. :)

      Jeszcze raz dziękuję!

      Usuń
  6. Rozczuliłaś mnie wizja odpowiedzialnego Georga oraz jego przeuroczej córeczki! Niezależnie na jaki pomysł ratunku wpadł basista, mam nadzieję, że on poskutkuje ... ponieważ mimo wszystko, niesamowicie niemiło patrzy mi się ba ból Toma.

    A, jeszcze jedno: brawo Bill! Widocznie wokalista jest w stanie spier*olić dosłownie wszystko!

    OdpowiedzUsuń

nie spamujemy. nie obrażamy. wyrażamy tylko uzasadnioną krytykę.