Tom od kilku dni był bardzo podenerwowany. Jego brwi wciąż ściągnięte były w stronę nosa, przez co na twarzy widniał niemiły grymas. Ramiona przygarbiły mu się jeszcze bardziej. Wyglądał jakby z niechęcią się poruszał, a robił to tylko między kuchnią, łazienką, a swoją sypialnią, która teraz stanowiła jego jedyne miejsce schronu.
Zasłonięte rolety i panujący w pomieszczeniu półmrok były dla niego świętością, toteż nie pozwalał zakłócać jej żadnym, jakkolwiek pojętym, światłem. Godził się czasem – przed sobą samym – na świece, lecz tylko wtedy, gdy naprawdę nie mógł zasnąć, a bezwzględna otchłań otaczającej go ciemności nie za bardzo w tym pomagała. Wpatrywał się wówczas w szafę, jakby czekając aż wyskoczy z niej potwór z otwartą paszczą i sączącą się zeń krwią. Obserwował też drzwi, nie chcąc by ktokolwiek zakłócał jego spokój wizytami, nieodzownie połączonymi z pytaniami – począwszy od tego, czy jest głodny, po pytania typu „jak się czujesz?”, na które zupełnie nie miał ani ochoty, ani siły odpowiadać. Samo jarzmo zdrady ciążyło mu już wystarczająco bardzo; czuł je na swoich barkach, jak gdyby było w postaci ludzkiej, nosił ją na swych ramionach niczym kilkuletnie dziecko.
Powoli począł dokuczać mu chłód, mający swe źródło w oknie otwartym już od kilku godzin. Może w końcu zaczynał budzić się z letargu, w jaki wpadł? Może zaczynał rozumieć, może przyswajał myśl, że to koniec? Choć słowo „koniec” było dla niego tak ogólnopojętą abstrakcją, że trudno mu było ustosunkować się do tego, co właściwie oznaczało.
Zachłysnął się powietrzem docierającym z zewnątrz i zamknął szczelnie okno. Wszystko, co robił od wczorajszego dnia, było tak automatyczne, niezdarne, a nieraz wręcz nienormalne. Potrafił kilkanaście minut kręcić łyżeczką w kubku kawy, jakby posłodzona była - co najmniej - kilogramem cukru, gdy tym czasem wsypywał jedynie dwie. Przyrządzał ów kofeinowy napój z zamiarem wypicia go, póki gorący, lecz kiedy w końcu zdawał sobie sprawę z tego, co robi – był już wystudzony do temperatury pokojowej, co w jego pokoju oznaczało zaledwie 18 stopni Celsjusza.
Wmawiał sobie, że ciepło go dusi, nie pozwala oddychać, dlatego wciąż wietrzył swoją sypialnię i nie przeszkadzały mu – niemalże fioletowe od zimna – stopy, na które nie zakładał skarpet podczas pobytu w domu, ani zmarznięte dłonie, które raz po raz zaciskał w pięści, niczym zwierzę – w każdej chwili gotowe odeprzeć atak. Jednakże nikt nie miał zamiaru go atakować. Wręcz przeciwnie, jeśli pozostać przy porównaniach do zwierząt, zarówno najbliższy przyjaciel Georg, jak i brat Bill, gotowi byli wylizać jego rany, gdyby sam nie miał na to sił. Ale on tego nie chciał, nie chciał okazywać słabości. Wówczas skazałby się na upadek, a przecież nie miał już przy sobie tej, która miała go złapać.
Jego nastrój niewątpliwie udzielił się także psu. Caprice przez cały dzień leżał przy drzwiach, niespokojnie kręcił się po pomieszczeniu lub z politowaniem patrzył na Toma. Gdy właściciel otaczał go spojrzeniem, kundelek na raz siadał przed nim i próbował trącać łapką. Wywoływało to na moment uśmiech na twarzy bruneta, ale był to tak krótki moment, że gdyby chciano go sfotografować – nie zarejestrowałby tego żaden aparat. Psiak raz po raz burczał po nosem, gdy tylko usłyszał jakiś niezidentyfikowany dźwięk, którego Tom nie potrafił uchwycić, być może przez głośną muzykę, która towarzyszyła mu w godzinach samotności. Często dołączał do tego dźwięki gitary i próbował nucić, ale to tylko bardziej potęgowało jego złość.
Nagle Caprice zaczął zajadle szczekać, po czym - dobiegnąwszy do drzwi – począł energicznie merdać ogonem, na znak radości z wizyty jakiegoś – najwidoczniej znajomego – gościa. Tom automatycznie zwrócił swój wzrok w kierunku wejścia do lochu, jak w myślach nazywał teraz swą sypialnię. Jego żołądek ścisnął się, jakby pod wpływem niewidzialnej dłoni, która pomyliła go najwyraźniej z cytryną i próbowała wycisnąć wszystkie soki. Przez to, poczuł jak pali go w przełyku, soki trawienne dawały o sobie znać, aż po gardło, uniemożliwiając tym samym wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.
Patrzył na tę kobietę, na tę blondynkę, zielonooką blondynkę, na kobietę swojego życia, jak mu się wcześniej wydawało, na zdrajczynię. Wyglądała tak pięknie, że musiał siłą kontrolować swe myśli, by nie wybiegały zbyt daleko w krainę fantazji erotycznych oraz ciało, by nie pozwoliło mu porwać jej w ramiona a później rzucić na łóżko, na którym siedział teraz sam, a które było niejednokrotnym świadkiem ich – tak pięknej – miłości. Miała na sobie morelowy sweterek, pod spód założyła różową koszulę z kołnierzykiem, którą kupili razem, gdy wyjeżdżali na ostatnie wspólne wakacje. Włosy potargane wiatrem, lekko zaróżowione policzki i szczupłe nóżki, odziane w dopasowane czarne spodnie, a stópki, które uwielbiał całować i głaskać, otulone - nienagannie białymi - skarpetkami frotte. Była uosobieniem piękna w jego oczach, które dopiero po kilku sekundach zmusił, by z powrotem skierowały się na laptop i stronę z otwartym poradnikiem dla zdradzonych mężczyzn, który wertował od wczoraj. Swoją drogą, po jaką cholerę czytał te dyrdymały, skoro wystarczyło tylko, by ją zobaczył a już zaczynał świrować?! Jednakże ów poradnik jako jedyny w tym momencie przypominał mu, co zrobiła i dlaczego teraz nie mógł po prostu chwycić jej w talii, oprzeć o szafę albo drzwi i całować, tak namiętnie, gorąco całować.
- Kto cię tu wpuścił? – spytał, nie siląc się na grzeczność. Wiedział, że czekała na jego reakcję. Choć może wyobrażała ją sobie w nieco innej formie. Ale Tom od dnia, w którym dowiedział się prawdy o życiu swojej kobiety, pozostawał w zgodzie ze sobą – dostawała tyle, na ile zasłużyła. Teraz, gdy stała przed nim, jeszcze nie do końca pozbawiona nadziei, choć z pewnością obdarta z szacunku do samej siebie, wiedział, że tak naprawdę nie zasługiwała na nic.
- Twój brat – usłyszał w odpowiedzi jej stłumiony szept, a ciało zareagowało natychmiast – po kręgosłupie przebiegło mu stado mrówek, a na rękach wystąpiła gęsia skórka. Czuł, po prostu czuł całym sobą jej obecność i coraz bardziej oplatał się nią, tak jak oplata się ciepłym kocem w mroźne dni. Nabrał do płuc powietrza przesiąkniętego jej zapachem. Jak nigdy dotąd – brzoskwinie, gruszki oraz kwiat róży z wyraźną nutą jaśminu – przyprawiały go o mdłości. Odkaszlnął, jakby obawiając się, że mógłby się tą wonią zakrztusić. Teraz wszystko, co było nią, jego prowadziło do destrukcji.
Gdy tylko udało mu się rozwiać kłujące wspomnienie jej ciała odzianego wyłącznie w owe perfumy, przez zaciśnięte zęby wycedził:
- Wynoś się.
- Nie miej mu tego za złe, on chce dobrze – odważyła się w końcu powiedzieć. – Ja też chcę, Tom, dlatego pozwól mi wyjaśnić – dodała, robiąc krok w jego kierunku.
- O, ja również wiele bym chciał – odparł podniesionym głosem, po czym zamknął laptopa i odłożył go na bok. Rękoma odepchnął się od łóżka i w jednej chwili znalazł się tak blisko niej, blisko swego anioła, który bez skrupułów go oszukiwał, a nawet puszczał się na prawo i lewo. Spojrzał jej w oczy, ale nie chciał widzieć tam niczego poza kłamstwem.
Westchnął głęboko, gdy wspomnienia znów zaczęły ranić jego wnętrze, po czym dodał: - Wiesz, czego chcę najbardziej? Żebyś zniknęła. Raz na zawsze - zniknij.
- Ale Tom… Zrozum, Ciebie nie było… Ja sama…
- Czy to powód do tego, żeby pieprzyć się z kim popadnie?!
- Ja tylko…
- Nie! – Przerwał jej, zaciskając pięści tak, że zbielały mu kłykcie. – Nie tylko, ty aż mnie zdradziłaś. Iwiesz co? Pierdol się! Bo tylko to wychodzi ci najlepiej.
A gdy dziewczyna nie ruszała się z miejsca, złapał ją za ramię – może nieco za mocno, może niezbyt subtelnie – i pchnął w stronę drzwi. Ostatni raz spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa, po czym wyszła, zostawiając go samego w pomieszczeniu pełnym jej osoby.
Zaaferowany Bill przysłuchiwał się rozmowie, która miała miejsce za niedomkniętymi drzwiami pokoju jego brata. Nie mógł zrozumieć, o co dokładnie chodziło, bo mówili – zdawałoby się – jakimś swoim językiem, którego szyfr znali tylko oni sami. Póki co, nie potrafił wywnioskować niczego konkretnego. Oparł głowę o ścianę i czekał, aż któreś z nich zamknie drzwi – albo od wewnątrz, albo od zewnątrz. Padło na to drugie. Nawet nie udawał, że nie podsłuchiwał ich rozmowy. Przyglądał się po prostu jak blondwłosa dziewczyna opuszcza pokój Toma, ich mieszkanie, a co za tym idzie – ich (choć w szczególności Toma) życie. Rzuciła mu jedynie krótkie spojrzenie i pokręciła głową, odpowiadając, tym samym, na pytania, które odbijały się w jego głowie, jedno od drugiego. Tym jednym przelotnym spojrzeniem, chciała powiedzieć, że jest niewinna. Ale już nikt jej nie słuchał…
Blondwłosy wyciągnął dłoń ku drzwiom, za którymi chował się jego brat. Miał ochotę wtargnąć tam i wyciągnąć od Toma wszelkie informacje dotyczące, zaistniałej przed momentem, sytuacji. Pomyślał jednak, że wówczas zachowałby się jak intruz, wkraczający na pole wroga. Zrezygnował ze swoich zamiarów. Opuszczając rękę, skierował się do swojej sypialni.
Widok, jaki tam zastał, oszołomił go i niemalże zwalił z nóg. Choć już wcześniej widział ją w podobnym stroju, jeszcze nigdy nie wydała mu się w nim tak piękna, jak teraz. Leżała na środku łóżka, niemal topiąc się we fioletowej pościeli. Rozpoznał, że miała na sobie jego koszulkę, która w tej pozycji odkrywała jej pośladki, skryte za materiałem białej koronki. Kolejny raz oszalał, kolejny raz stracił dla niej głowę. Cudem wydało mu się, że los postanowił podarować ją w prezencie właśnie jemu. Może nie zawsze był dla niej dobry na tyle, na ile zasługiwała. Wiedział jednak, że ona jest dla niego najlepsza i miał tę pewność, że będzie zawsze. Uśmiechnął się do swoich myśli i zbliżył dyskretnie do brzegu łóżka. Obróciła się na plecy i spojrzała na niego zlęknionym wzrokiem.
- Hej, kochanie, co jest? – zapytał przejęty, kładąc dłoń na jej głowie, najdelikatniej jak tylko potrafił.
- Boję się – odparła. – Boję się, że ty też kiedyś wyrzucisz mnie ze swojego życia.
Bill zaśmiał się w głos, przyciągając ją do siebie. Usadził Ninę na swych kolanach, tak jak usadza się małe dziecko i z czułością ucałował jej czoło.
- Kocham cię, głuptasie. I nigdy nie wyrzucę cię ze swojego życia. To po prostu niemożliwe – mówił spokojnie, a ona wsłuchiwała się w jego głos jak w najpiękniejszą muzykę. – Bo jesteś jak ośmiornica, która przyssała się do mnie za pomocą swoich macek.
Dziewczyna uniosła głowę do góry i skrzywiła twarz w geście niedowierzania.
- Ja ośmiornicą?! – wykrzyknęła obrażona. – Och, ty! Zaraz ci pokażę, co potrafią ośmiornice! – I zaczęła łaskotać go, jak małego chłopca, po całym brzuchu, po boczkach i plecach. A on śmiał się tak głośno, że brakło mu tchu, a z oczu zaczynały płynąć mokre strużki. Machał nogami jak wariat, próbował ją powstrzymać, jednak usiadła na nim okrakiem i nie zamierzała przestawać. Pomiędzy krzykami zaatakowanego Billa, a śmiechem Niny, dało się słyszeć trzaśnięcie drzwi frontowych, które w tym momencie miało dla nich najmniejsze znaczenie.
Tak sobie czytam i czytam i wiesz co? W tym, co piszesz, zaklęta jest jakaś magia. Po pierwsze - wielki plus za pomysł na postać zdradzonego Toma. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim motywem, bo to raczej on był tym, który lubił skoki w bok, a tu proszę - takie zdziwienie. Po drugie - Twoje opisy są przecudowne! Tak poetyckie, tak działające na wyobraźnię! Kiedy opisywałaś wygląd tej, która zdradziła, miałam ją przed oczyma. Stała przede mną, aż mogłam poczuć jej zapach. Po prostu magia!
OdpowiedzUsuńNo i zakochany Bill. Pomysł z porównaniem jego uczuć do ośmiornicy mnie rozbawił, ale potem zdałam sobie sprawę, że to jednak bardzo trafne porównanie. Zazdroszczę im tej beztroskości w uczuciu, które - mam nadzieję - będzie trwalsze niż związek Toma.
Pozdrawiam i życzę weny na kolejne, tak genialne, części! :)
Cudownie mnie podbudowałaś tym komentarzem <3 Dziękuję pięknie za każde Twoje słowo :)
UsuńWiesz, ja nigdy nie uważałam Toma za takiego cwaniaczka i (świadomego swych czynów) łamacza kobiecych serc (bo nieświadomie złamał ich na pewno bardzo dużo ;D). Według mnie jest ciepły i kochany, taki miś słodziutki, że ojej <3 Ale, jak wiadomo, tacy mężczyźni dostają najbardziej po tyłku. Szkoda mi go bardzo, ale... Taki właśnie pojawił się w mojej głowie.
Co do Billa, owszem - ma ogromne szczęście, bo Nina jest naprawdę wspaniałą dziewczyną, stworzoną wprost dla niego, jednak - jak sam słusznie zauważył - nie zawsze jest dla niej wystarczająco dobry. Nie wiem tylko, dlaczego...
Jeszcze raz dziękuję <3
Ugh... Biedny Tom. Tak mi go szkoda... Zdrada jest czymś co boli, co potrafi rozrywać cię od środka, złamać ci serce i codziennie dawać pewność, że wszyscy są tacy sami... Że ludzie nie darzą się już szaloną, bezinteresowną miłością, która potrafi nie zdradzać...
OdpowiedzUsuńDziewczyna miała tupet. Zdradziła go i przyszła jeszcze nieproszona do jego domu... Czekając na co? Na wybaczenie? Czy ona zdaje sobie sprawę z czynów które zrobiła? Ze słów, które chciała wypowiedzieć? ''Ja tylko...'' Tylko co? Tylko złamała mu serce, tylko pozbawiła go miłości, tylko go zdradziła bo nie było go obok?
W takich ludziach najgorsze jest to, że zazwyczaj zamykają się w sobie, w swoich czterech ścianach i nie dopuszczają do siebie nikogo, nawet najbliższych, którzy cierpią razem z nimi i umierają z bezsilności i strachu o nich. I Tom jest jedną z tych wielu osób, chociaż mogłoby się wydawać, że jest twardym facetem z zasadami, że da sobie radę nawet w takiej chwili... A jednak- ten, który mówi najwięcej zazwyczaj najbardziej cierpi.
Rozdział dość smutny, ukazujący bolesny epizod w życiu starszego Kaulitza, ale dla Billa jest jak najbardziej szczęśliwy. Oby jego szczęście trwało jak najdłużej i aby Tom też je odnalazł ;).
Czekam na rozdział drugi. Pozdrawiam i życzę weny :D
Myślę, że mężczyźni zgrywający twardzieli, potrafią kochać mocniej. Dlatego też cierpią bardziej. Tom uchodzi za takiego "figo fago", a mi się wydaje, że jest zupełnie inaczej. I też mi go szkoda, ale cóż... Może kiedyś znajdzie swoje szczęście :) Chociaż z tym szczęściem, to będzie u nich różnie... Zarówno u młodszego jak i starszego Kaulitza.
UsuńDziękuję pięknie za wyrażenie opinii <3
Jednemu wali się na głowę cały świat, a drugi czerpie radość pełnymi garściami. Nie ma to jak złośliwość losu. To dopiero początek i mam wrażenie, że jeszcze wiele się zmieni, więc nie będę mówić jak bardzo szkoda mi Toma. To silny facet i na pewno da sobie radę. Bill z drugiej strony był bardzo rozbrajający, oby chociaż jemu się układało się tak dalej. Cierpliwie czekam zatem na rozwój wydarzeń i kolejne tak wspaniale napisane rozdziały. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńChciałoby się rzec: "Życie, życie jest nowelą, raz przyjazną a raz wrogą." :D Masz rację, to dopiero początek, więc póki co, należy uzbroić się w cierpliwość, bo przecież nic nie jest takie, na jakie wygląda na pierwszy rzut oka...
UsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję <3
Moje pierwsze skojarzenie po przeczytaniu tego odcinka jest takie, że chyba mamy podobny gust, bo stworzyłyśmy zbliżone do siebie (przynajmniej na razie) historie ;) więc sama fabuła nie może mi się nie podobać. Piszesz bardzo lekko i przyjemnie, no i poprawnie (!), zarówno gramatycznie i stylistycznie, co tylko jest dodatkowym plusem.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o sam odcinek, to zdrada jest chyba najcięższa do wybaczenia. I nie rozumiem jak można było tak skrzywdzić Toma... No jak? Zwłaszcza, że on jest taki zakochany. Jest mi go tak szkoda! Liczę jednak na to, że może jeszcze wszystko się wyjaśni i ułoży...
Specjalnie wróciłam do Twojego opowiadania i nie widzę póki co żadnych podobieństw :D Ale skoro takie odniosłaś wrażenie, to może tak jest. Albo jeszcze o tym nie napisałaś...
UsuńJa też nie rozumiem, jak można tak bezczelnie krzywdzić Toma i nie rozumiem, dlaczego taki pojawił się w mojej głowie pomysł, bo ostatnie czego bym chciała, to jego cierpienie. Ale widzę, że Tom ma wsparcie w czytelniczkach, więc może jakoś się z tego otrząśnie :)
Dziękuję za Twoją opinię <3
Czytam te wszystkie słowa, opisane stany i emocje bliźniaków i ... tak cholernie jest mi żal Toma. Wiem, że cholernie ciężko jest wyjść ze swojej skorupy, gdy się czuje, że to jedyne, a może inaczej : najbezpieczniejsze miejsce na tym, jakże niebezpiecznym świecie. Będąc w środku, mimo, że czuje się ten sam, przeszywający i ostry ból, który byłby obecny w każdym innym miejscu na ziemi - mamy wrażenie, że tam jakby lekko łagodnieje. Jednak to tylko wrażenie, w którym zatracamy się, wariując, bijąc się z myślami, pogrążając w swym smutku i odtrąceniu. Skorupa, azyl, loch - to złe miejsce, by przeżywać właśnie tak mało optymistyczne emocje. A jednak, większość ludzi zamyka się po traumatycznych przeżyciach właśnie tam, gdzie inni mają ograniczony lub znikomy dostęp.
OdpowiedzUsuńZdrady są straszne. I według mnie , nie do przebaczenia. Piszesz na tyle pięknie, i lekko, że jestem w stanie od razu wyobrazić sobie ból ogarniajacy z kazdą sekundą coraz bardziej Toma, i o zgrozo! może nawet się z nim utożsamić ..
Szkoda patrzeć, że bracia - choć tak blisko siebie, praktycznie nie rozmawiają ze sobą, nie mają ze sobą kontaktu. Jednemu wali się świat, podczas gdy drugi świetnie się bawi.
Po prostu szkoda i żal.
Pozdrawiam,
KBill
O zdradzie padło już wiele słów. Mi również jest żal Toma, bo nie sądzę, by na to zasłużył. Właściwie - nikt nie zasługuje na takie traktowanie. I to z pewnością nie powinno się wydarzyć w jego życiu, ale stało się... Dlatego - po kilku dniach spędzonych w samotności - powinien wziąć się w garść i zacząć żyć normalnie. Tylko czy to jest w ogóle możliwe, by przejść z tym do porządku dziennego? Nie wiem... Nie wiem również jak Tom poradzi sobie z tym wszystkim, jednak ja w niego wierzę :)
UsuńA Bill... Myślę, że chciał pomóc bratu, chciał go odciążyć, przejąć trochę tego bólu, ale do końca nie wiedział jak to zrobić, dlatego odpuścił. Poza tym, on ma teraz swój idealny świat z piękną kobietą u boku.
Dziękuję, że wyraziłaś swoją opinię :)
GANZER-TOM RZĄDZI A TO OPKO TO POPŁUCZYNY PO GANZERKU
OdpowiedzUsuńA co ma Ganzer do Niekompletnego? ;)
UsuńNastępnym razem proszę o uzasadnioną krytykę,dziękuję. Pozdrawiam.
"Ganzerowy ogrod"
OdpowiedzUsuńPo blekitne niebo siega
Czarodziejska Freilyn wstega
Na tej wstedze jest Tom
Oraz jego i Sandry dom
Oni razem sa juz w niebie
Przytulaja sie do siebie
Lorelei sie slodko smieje
Zaszumialy wkolo knieje
Trzeba mieć niezły tupet, żeby zdradzić faceta, a potem próbować się usprawiedliwiać, że to dlatego, że go nie było. Wydaje mi się, że decydując się na związek z muzykiem, doskonale wiedziała, że często go nie będzie, bo właśnie tego wymaga jego praca. Dziewczyna uraziła dumę Toma, niszcząc jego nieskazitelne wyobrażenia o niej samej. Co gorsza złamała mu serce - a tego już wybaczyć nie można...
OdpowiedzUsuńKontrastem do życia Toma jest rzeczywistość Billa - sielankowa miłość z Niną, która wydaje się być ideałem.
Nie powiem - zapowiada się ciekawie. Czekam na następną część.
Magiczne :)
OdpowiedzUsuń