Gwałtownie otworzyła szerokie drzwi, wkładając w to całe pokłady mizernej siły, która jeszcze gościła w jej ciele. Gdy znalazła się po drugiej stronie, głośno dysząc, patrzyła jak zamykają się za nią. Chciała je chwycić i nie pozwolić im się zatrzasnąć, jednak samym wzrokiem nie mogła tego dokonać, choć miała taką cichą nadzieję, a jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Stała się obrzydliwie bezsilna. Spoglądała w swoje odbicie w lekko zabrudzonej szybie i nie mogła rozpoznać samej siebie.
To z pewnością nie mogła być Nailea, ta radosna, upojona szczęściem kobieta.
Wiatr lekko rozwiewał jej blond włosy, a strużki łez wyraźnie zarysowywały się na policzkach pod wpływem czarnego tuszu do rzęs. Dopiero to uświadomiło jej, że płacze. Skazała się na upadek, obnażając swoje uczucia i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Cały cholerny świat, wszyscy wokół mogli widzieć jej łzy, uparcie wypływające z kącików zielonych oczu, które teraz zdawały się nie mieć żadnego koloru, jakby ktoś za pomocą programu graficznego, zaznaczył opcję „odbarwianie”. Miała wrażenie, że cała została odbarwiona, a wraz z nią, kolory utraciła otaczająca ją rzeczywistość.
Nagle rozmyło się wszystko, co dotąd klasyfikowała, jako stabilne.
Nie chciała stąd odchodzić. Jedyne, czego teraz całą sobą pragnęła, to wrócić z powrotem na czwarte piętro i zapukać do jego drzwi. A później zorientować się, że to w ogóle się nie wydarzyło. On nigdy nie wyjechał, a ona nigdy nie spotkała się z Erichem. Nigdy też nie doszło do tej rozmowy, podczas której Tom kazał jej opuścić jego mieszkanie. Ale to wszystko przecież się wydarzyło…
Odwróciła się i przylgnęła do szklanych drzwi plecami. Czuła, jakby wraz z zamknięciem kolejnych drzwi, kończyły się poszczególne etapy jej życia. Współistnienie dzielone z Tomem uległo samodestrukcji. A ona stała z boku i patrzyła jak płoną na jednym wielkim stosie ich dni, ich wspomnienia, oni cali. Byli do granic możliwości przesiąknięci miłością, która teraz okazała się tak łatwopalną i doprowadziła ich do samozagłady.
Dała sobie chwilę na okiełznanie drgającego ciała. Wstrząsały nią jeszcze pojedyncze spazmy, a niespokojne serce kołatało niepohamowanie. Łkała coraz ciszej i ciszej. Otarła policzki i raźnym krokiem ruszyła przed siebie. Ostatni rozdział do zamknięcia. Za bramą już nie będzie ich, wszystko się skończy. Odwróciła się, a jej wzrok spoczął na oknie ostatniego piętra, gdzie wyraźnie drgała jeszcze firanka. Patrzył, jak odchodzi. Tylko patrzył.
Furtka zamknęła się, bezproblemowo zatrzaskując automatyczny zamek.
Koniec.
A więc tak wygląda nasz epilog, Tom.
Włosy kleiły się do jej, nieco spoconej, bladej twarzy. Odgarniała je niezdarnie, przy okazji rozmazując, jeszcze bardziej, dzisiejszy makijaż. Szybkim tempem dotarła do drzwi swojego mieszkania. Choć nazywanie go swoim było w tym wypadku głębokim nadużyciem. Przecież te niecałe pięćdziesiąt metrów kwadratowych było wciąż własnością Toma. Nie chciała, póki co, myśleć o tym, by zwracać mu klucze, które jak zawsze, rzuciła na białą komodę po prawej stronie od drzwi wejściowych. Na lekko zmarznięte stopy naciągnęła miękkie kapcie, dzięki którym, chociaż w niewielkim ułamku, poczuła, że jest w domu.
Z powieszonej na wieszaku kurtki, spływały jeszcze osamotnione krople jesiennego deszczu. Wpatrywała się w nie, nie zdając sobie sprawy, że wraz z nimi – na drewniane panele – skapywały również jej bezbarwne łzy.
Chet Faker - I'm Into You
Odprowadził ją wzrokiem do samej bramy. Chciał mieć pewność, że odeszła, i że nie będzie chciała tu wrócić. Nic jednak na to nie wskazywało. Chwilę zajęło jej zanim wyszła z klatki, co szybko wytłumaczył wykonanym telefonem do Ericha. Co mogła mu wtedy powiedzieć? „Wreszcie skończyłam z tym kretynem!”, albo „Jestem wolna. Przyjedziesz do mnie? Czekam.”. Dodawał w myślach wulgarne szczegóły, dotyczące jej gotowości do przyjęcia w siebie obcego członka – „Chcę cię, pragnę... Och, szybciej!”. Miał ochotę uderzać głową w ścianę, pokrytą farbą w kolorze jakiejś tam oliwki, być może była to oliwka dojrzała – dla niego po prostu zielona. Wybierali ten kolor wspólnie i choć nie był do końca przekonany, to zaufał jej.
Zaufał…
Jakże banalnie brzmiało teraz to sześcioliterowe słowo.
Szklanka z - rozcieńczonym wódką - sokiem, w proporcjach trzy do jednego, została zwinnie uniesiona do góry. Nie skierowała się jednak do ust bruneta. Niebezpiecznie wisiała w powietrzu, by za chwilę przecinać pokój w zawrotnym tempie. Zafundował jej ostatnią podróż, szaloną i niespodziewaną, by zaraz po tym zakończyć jej żywot na przeciwległej ścianie. Szkło rozprysło się wokół, następnie opadając na panele z drzewa wiśni, a na oliwkowej zieleni powstała ogromna plama z soku pomarańczowego. Nie sądził nigdy, że pomarańcze będą tak świetnie współgrały z oliwkami.
Zarzuciwszy na siebie pierwszą lepszą bluzę z kapturem, wyszedł z mieszkania. Nie mógł dłużej przebywać w swoim pokoju, bo groziło to uduszeniem. Pozostawiła w nim tak ogromny ślad po sobie, że nie dało się go - ot tak, po prostu - zetrzeć. W powietrzu unosił się jej zapach, pościel pachniała jej balsamem do ciała, a każdy przedmiot w jego pokoju nosił znamiona jej dotyku. Czuł, że zapomnienie nie przyjdzie tak łatwo.
Kochał za bardzo, za mocno, za długo, by zapomnieć.
Powietrze było chłodne i nieprzyjemnie drażniło jego policzki, nos i uszy. Założył więc na głowę kaptur i z rękoma w kieszeniach pochylił się w przód, leniwie powłócząc nogami. Po co właściwie wyszedł z ciepłego mieszkania? Ach, tak. Chciał uciec od jej zapachu. Jak więc to możliwe, że czuł go również tutaj, na – niemalże pustych – ulicach? Czy przechodziła tędy? Jak szybko szła? Czy chciała być już daleko od niego? Może pobiegła od razu do tego dupka. Może właśnie w tym momencie oddawała mu się w kuchni, może w salonie. Nie lubiła przecież standardowego seksu w sypialnianym łóżku. Zacisnął zęby tak mocno, że aż zabolało. Jednak nie bardziej, niż serce, które zdawało się wariować w jego klatce piersiowej. Odczuwał ból między żebrami, a oczami wyobraźni widział jak dzikie serce próbuje – jakby zza krat – wydostać się z jego wnętrza i lecieć do niej. Bo tylko przy niej było spokojne. Ona nadawała mu odpowiedniego rytmu.
A teraz jej, kurwa, nie było!
A teraz jej, kurwa, nie było!
Miał ochotę wrzeszczeć, ale wstrzymał się, przynajmniej do momentu, gdy opuści osiedle. Nauczył się nie zwracać uwagi swoją osobą. W końcu tak bardzo pragnęli spokoju… To już weszło im w nawyk tak bardzo, że teraz stało się normalnością.
Stawiał kolejne kroki szybciej i szybciej, aż w końcu zorientował się, że biegnie. Gonił jej zapach, choć chciał się od niego uwolnić. Pragnął jej dotyku, choć teraz prawdopodobnie pozostawiałby na jego skórze palące rany. To było nieważne. W jednym ułamku sekundy wszystko stało się tak nieważne, jak nigdy nic. Chciał z powrotem mieć ją przy sobie. Chciał tak bardzo, że bolało. Wszystko sprawiało mu cierpienie. I mogłoby się wydawać, że to właśnie ona była swoistym parasolem, pancerzem, chroniącym go własnymi ramionami przed wszelkim złem tego świata. Roztaczała nad nim aurę bezpieczeństwa i spokoju ducha.
Przystanął, gdy nie mógł już złapać oddechu. Chwycił się za brzuch i głośno dysząc, zaczął płakać spazmatycznie. Zgiął ciało w pół, a łzy lały się strumieniami po jego czerwonych policzkach. Uniósł głowę do góry i krzyknął. Gdy znów udało mu się zdobyć odrobinę powietrza do płuc, kolejny raz krzyknął, teraz głośniej. W końcu – zaciśnięte do tej pory – dłonie, ułożył rozłożone na środku głowy i – wraz z wydobywanym krzykiem – łapał w garście solidne pukle włosów i ciągnął z całych sił. Ból fizyczny był nieznaczny i, w porównaniu do psychicznego, nic nieznaczący. Płakał, wrzeszczał i w dodatku próbował pozbawić się włosów z głowy.
- Co ty, kurwa, ze mną zrobiłaś?! – krzyknął ostatni raz w granatową przestrzeń, znajdującą się nad nim, ozdobioną gdzieniegdzie kudłatą białą chmurą. – Tak bardzo cię kocham, Nailea, promyczku. Najdroższa, najukochańsza. Tylko moja – szeptał gorączkowo, jakby wpadł w stan otępienia. – Wróć, błagam, wróć do mnie…
Snuła się po mieszkaniu, jakby odurzona była solidną dawką substancji narkotycznych nieznanego pochodzenia. Nie patrzyła w lustro, bojąc się widoku swojej opuchniętej twarzy. Szare – od dziś – oczy, wciąż potrafiły produkować nowe i nowe łzy, co było dla niej zaskakujące. Rozmazany tusz zastygł na twarzy, tworząc na policzkach, brodzie, a także na skroniach i szyi, czarne szramy, uwydatniające jej ból.
Przez pierwsze dwie godziny leżała na bordowej kanapie, zwinięta w kłębek i trzęsła się, jak osika na wietrze. Gdy w końcu ociężale zsunęła się na podłogę, dostrzegła pod szklanym stolikiem kilka ziaren piasku, jakieś małe fragmenty bułki i znaczną warstwę kurzu pod kanapą. Jak na pstryknięcie palców, zerwała się i udała do pomieszczenia gospodarczego, gdzie poza deską do prasowania i paroma kartonami, znajdował się także odkurzacz i wiaderko z mopem obrotowym. Biegała po pokojach jak poparzona, wszystko szorując dokładnie, jakby czegoś chciała się skutecznie pozbyć. Przypomniała sobie, że tak zachowują się osoby, które mają na sumieniu zabójstwo. Wtedy drgnęła raptownie. Boże, przecież Tom… On nadal był tu obecny, a ona właśnie skutecznie zabijała wszelkie ślady jego obecności w tym mieszkaniu. Opadła na krzesło, które przed momentem służyło jej jako podwyższenie, by dostać się do górnych półek regału, i głośno załkała. Nie ulegało przecież wątpliwości, że doprowadziła swego jedynego, ukochanego mężczyznę do krawędzi i brutalnie zmusiła do spojrzenia w dół, a później pchnęła go i uciekła. Zostawiła samego, spadającego w – niezbadaną dotąd – otchłań smutku.
Otarła policzki i brodę żółtymi rękawiczkami lateksowymi, które miały chronić jej dłonie przed chemikaliami. Szkoda, że nie mogła również zabezpieczyć, w podobny sposób, swojego serca przed żrącym poczuciem winy. Uspokoiła się na tyle, by móc się podnieść, po czym skierowała kroki do salonu, gdzie przeszukawszy torebkę, znalazła telefon. Zanim odblokowała ekran, łudziła się, że może jednak przemyślał to i zadzwonił… To niedorzeczne, pomyślała, kręcąc głową. Ja wszystko zepsułam, więc ja muszę to naprawić.
- Cześć, Erich.
- I jak poszło? Wyjaśniłaś mu wszystko? – Nie odpowiedziała. Czuła falę gorąca, zalewającą ją od stóp, po sam czubek głowy, która teraz zaczęła szalenie pulsować w okolicach skroni. Ból stawał się coraz bardziej uciążliwy, a ona wciąż milczała. – Halo, Nailea, jesteś tam?
- J-jestem – wydusiła w końcu, przezwyciężając ogromną gulę, która utrudniała jej nie tylko mówienie, ale także oddychanie. Gwałtownie pobierała tlen, jakby obawiając się, że nagle mógłby się skończyć. Zamrugała kilkukrotnie, po czym jej oczy znów zaczęły wydalać gorzkie łzy, od nadmiaru których puchły jej powieki, a białka – białe były już tylko z nazwy.
- Uspokój się i opowiedz mi wszystko na spokojnie – usłyszała ciepły głos mężczyzny w słuchawce przyłożonej do ucha, gdy jej szloch nieco zelżał.
Usiadła na brzegu bordowej kanapy i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w wyłączony telewizor, który wydał jej się w tym momencie szary. Podeszła bliżej, by niemal natychmiast stwierdzić, że pokryty był ohydnym kurzowym pyłem. W jednej ręce wciąż trzymała telefon, drugą zaś wykonywała koliste ruchy, by rękawem błękitno-białej bluzki zetrzeć powłokę brudu. Usatysfakcjonowana wróciła na swoje wcześniejsze miejsce i westchnęła głośno i przeciągle. Poczuła wzbierającą w niej złość.
Usiadła na brzegu bordowej kanapy i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w wyłączony telewizor, który wydał jej się w tym momencie szary. Podeszła bliżej, by niemal natychmiast stwierdzić, że pokryty był ohydnym kurzowym pyłem. W jednej ręce wciąż trzymała telefon, drugą zaś wykonywała koliste ruchy, by rękawem błękitno-białej bluzki zetrzeć powłokę brudu. Usatysfakcjonowana wróciła na swoje wcześniejsze miejsce i westchnęła głośno i przeciągle. Poczuła wzbierającą w niej złość.
Była zła na telewizor, na kurz, na siebie samą. Z bezsilności, która owładnęła jej ciało, mogła tylko zapłakać.
- Proszę, wyprowadź mnie z błędu i powiedz, że nie jesteś skretyniałą idiotką, że wszystko jest dobrze, że wszystko mu o nas opowiedziałaś, tak jak prosiłem – ponownie ten sam głos, uświadomił jej, że wciąż znajduje się na linii.
- Nie mogłam – wyskrzypiała jak drzwiczki od babcinej szafy. – Nie wydusiłam… z siebie słowa. Ja... nie...
- Czyli Tom nadal nic nie wie?
- Tak! – wykrzyknęła, wybuchając znów nieokiełznanym szlochem.
- Naileo Berghoff, jednak jesteś skretyniałą idiotką!
Potrzebna mu była koniecznie puszka Red Bulla lub też cola, obojętnie co, byle by zaspokoić pragnienie, które wciąż się nasilało. Ten dzień i ta noc z pewnością utkwi w jego pamięci na dłuższy czas. Po raz pierwszy w życiu został zdradzony przez kobietę! Najukochańszą kobietę. Wybrankę serca. Powierniczkę duszy. Cholernie ciężko było to znosić. W jego głowie wciąż kłębiła się scena, gdy przyszła do niego taka piękna, taka delikatna, a on wyrzucił ją ze swojego życia jak śmieć! Teraz sam czuł się niepotrzebnym śmieciem, więc pił. Pił, ile tylko mógł. Gdyby nie znajomy kelner, pewnie dalej leżałby na blacie baru i mamrotał pod nosem najróżniejsze wyzwiska na swoją byłą kobietę.
Stanowczo nie powinien teraz prowadzić, ale czuł się już dobrze. Kilkugodzinny sen w wychłodzonym samochodzie zrobił swoje. Tom odpalił czarne Audi Q7 i ruszył powoli, po czym niemalże otarł się o budkę z hot-dogami i wyhamował zaledwie kilka centymetrów od hydrantu. Nie zamierzał parkować na chodniku, ale ból głowy i pragnienie były tak przejmujące, że samo myślenie stawało się torturą. Nie miał wyjścia, musiał pozostawić tu samochód.
Nacisnął czapkę na oczy i wszedł do sklepu. Widząc na przeciw stojącą lodówkę prawie, że podbiegł do niej, wyciągając dwie butelki Coca-Coli i kilka puszek Red Bulla. Podszedł do lady, przed którą w kolejce ustawiły się jakieś dwie obce dziewczyny. Trzymając w rękach zimne napoje czuł, że za chwilę nie wytrzyma i padnie przed siebie jak długi. Nie, to wzbudziłoby tylko kolejną sensację, a temu – wszelkimi siłami – próbował zapobiec już od dobrych kilku lat.
Jedna z dziewczyn odwróciła się, przyglądając mu się bardzo dokładnie.
- Boże! – krzyknęła w końcu, a jej dłoń automatycznie podniosła się do ust. – Tom?! Tom Kaulitz, no nie? – Jej głos nie tylko rozszerzył głębokie zainteresowanie jego osobą, ale także wzmagał, i tak silne już, pulsowanie w czaszce. – Możemy dostać autograf? Nikt nam nie uwierzy, że naprawdę cię spotkałyśmy!
- Dobra, dostaniecie ten pieprzony autograf – syknął – ale, na miłość Boską, przestańcie tak wrzeszczeć! – Teraz to on podniósł głos i nie – bynajmniej – z ekscytacji, czy radości. Był wkurwiony, po prostu wkurwiony jak zwykły prosty człowiek. Miał już dość, serdecznie dość tego pisku, mimo iż przez całe pięć lat kariery nasłuchał się tego, jak mało kto i zdawałoby się, że po prostu do tego przywykł. Ale od tamtej pory minęły już cztery lata, a przypadki, że ktoś rozpoznawał go w tłumie były bardzo nieliczne.
Chwycił w nerwach kartkę, która tkwiła w drżących dłoniach blondynki. Dziewczyna niewątpliwie była ładna… E tam!, była śliczna! Jej migoczące niebieskie tęczówki wbite były w twarz Toma, dokładnie obserwując każdy jego ruch. I nawet ten podniesiony przez niego ton głosu nie zrobił na niej większego wrażenia – co więcej, wydał jej się w tej chwili jeszcze bardziej męski i seksowny. Gdyby to, co pisano o nim w gazetach było prawdą, zapewne zabrałby ją teraz do hotelu i wypieprzył porządnie. Gdyby to było prawdą, nie miałby teraz – zapuchniętych od płaczu – przeraźliwie smutnych oczu.
Chwycił w nerwach kartkę, która tkwiła w drżących dłoniach blondynki. Dziewczyna niewątpliwie była ładna… E tam!, była śliczna! Jej migoczące niebieskie tęczówki wbite były w twarz Toma, dokładnie obserwując każdy jego ruch. I nawet ten podniesiony przez niego ton głosu nie zrobił na niej większego wrażenia – co więcej, wydał jej się w tej chwili jeszcze bardziej męski i seksowny. Gdyby to, co pisano o nim w gazetach było prawdą, zapewne zabrałby ją teraz do hotelu i wypieprzył porządnie. Gdyby to było prawdą, nie miałby teraz – zapuchniętych od płaczu – przeraźliwie smutnych oczu.
Podpisał podanych mu kilka świstków i z ulgą stanął wreszcie przy kasie. Zapłacił, zabrał co jego i wyszedł, nie zważając, że nie zamknął za sobą drzwi sklepu. Kolejno otwierane przez niego butelki były opróżniane w zawrotnym tempie, po czym lądowały na tylnych dywanikach samochodu, tuż za siedzeniami. Poczuł w końcu długo wyczekiwaną ulgę. Ze schowka wydobył ostatnie dwie tabletki przeciwbólowe, co w połączeniu z kofeiną, zawartą w napoju energetycznym, może nie było zbyt dobrym zestawieniem, ale przyspieszało działanie ibuprofenu, a o to przecież mu chodziło. Chciał całkowicie wyzbyć się bólu.
Zawsze szedł tą samą trasą, którą 16 marca 2009 roku pokonywali ostatni raz wspólnie, wszyscy razem. Wystarczyło tylko skręcić w prawo, by minąć samotnego cyprysika nutkajskiego, przyjmującego postać krzewu wiecznie płaczącego, co z pewnością oddawało nastrój owego miejsca. Kilka nagrobków dalej, na niewielkim wzniesieniu dostrzec można było świeże kwiaty ułożone na kamiennej płycie.
Parkował na chodniku, przy głównej bramie, ale tylko wtedy, gdy szedł jedynie się przywitać. Dziś zostawił samochód nieco dalej, na ostatnim miejscu parkingowym, by nikomu nie przeszkadzać. Wiedział bowiem, że zostanie tu nieco dłużej, niż zwykle. Czekała go rozmowa z ojcem. Potrzebował jej już dawno, jednak dopiero dziś czuł się na siłach, by stanąć przed nim i wypowiedzieć – czy to na głos, czy w myślach – wszystko to, o czym bał się powiedzieć komukolwiek innemu. O rozrywającej wnętrze tęsknocie, o bólu, który ciążył mu od kilku dni – czuł się nim przyciśnięty do ziemi tak bardzo, że był w stanie wyczuć w zębach ziarna piasku. O tym, jak był słaby, mógł mówić tylko ojcu.
- Teraz już wiem – zaczął cicho, gdy zapaliwszy znicz, ustawił go na zimnym nagrobku.
Odgarnął kilka liści, które zawieruszyły się tu niepotrzebnie. Nim usiadł na drewnianej ławeczce, spojrzał na datę, wyrytą w pomniku. – Nie ma cię z nami od pięciu lat. – Stwierdził z żalem, który wciąż ukryty był w jego sercu. Mimo tych minionych lat, nie pogodził się z tym, że to właśnie jego ojca zaatakowała choroba.
Usiadł, nie spuszczając wzroku ze zdjęcia ojca, którego oczy – za życia – niezmiennie się śmiały, a usta układały w zabawny dzióbek, gdy nad czymś rozmyślał. Tom pomyślał wówczas, że Bill odziedziczył to po nim, bo robił zupełnie tak samo.
Nieuzasadniony spokój spłynął do jego wnętrza, za co w myśli podziękował ojcu. Włożywszy ręce w kieszenie kurtki, pod palcami poczuł – w jednej zmiętą paczkę papierosów, a w drugiej metalową zapaliczkę. Uśmiechnął się, gdy wyobraźnia podsunęła mu karcący wzrok ojca. W myślach usprawiedliwił się, mówiąc o ograniczeniu do minimum. Zaciągając się, czuł jak krew reaguje na nikotynę. Wypuszczając dym, uważał, by nie kierować go w stronę nagrobka. Wiedział, że ojciec nie tolerował palenia i nie znosił smrodu papierosów.
Nieuzasadniony spokój spłynął do jego wnętrza, za co w myśli podziękował ojcu. Włożywszy ręce w kieszenie kurtki, pod palcami poczuł – w jednej zmiętą paczkę papierosów, a w drugiej metalową zapaliczkę. Uśmiechnął się, gdy wyobraźnia podsunęła mu karcący wzrok ojca. W myślach usprawiedliwił się, mówiąc o ograniczeniu do minimum. Zaciągając się, czuł jak krew reaguje na nikotynę. Wypuszczając dym, uważał, by nie kierować go w stronę nagrobka. Wiedział, że ojciec nie tolerował palenia i nie znosił smrodu papierosów.
- Teraz już wiem, dlaczego nie chciałeś umierać. - Postanowił w końcu kontynuować. - Po prostu bałeś się śmierci. Ja wiem, tato, że chciałbyś być tutaj z nami. Na pewno wszystko wyglądałoby inaczej. – Wypuścił ostatni raz papierosowy dym, po czym przydeptał niedopałek czerwonym sneakersem od Nike. – Później sprzątnę – wytłumaczył się natychmiast. Mimo, że ojciec nie żył już od pięciu lat, a Tom był dorosłym mężczyzną, to nadal dryfował on w świecie, gdzie nie ma śmierci. Być może tylko jakaś granica, przejście w inny wymiar, ale nie istnieje coś takiego, jak śmierć. Dlatego zachowywał się tak, jakby ojciec wciąż żył i był obecny przy swoim synu, kiedy tylko zachodziła taka potrzeba. – Wiesz, tato, zastanawiam się teraz, który z nas jest gorszym tchórzem – ty, bo bałeś się umrzeć, czy ja – bo boję się żyć.
Wow... :o przeczytałam całość... :o jestem pod wielkim wrażeniem. Nie czytałam nigdy tak pięknie napisanego opowiadania o TH... to jest po prostu przepiękne co ty robisz :o zazdroszczę talentu!
OdpowiedzUsuńCo do historii. Jest baaardzo smutna. Raz się wzruszyłam. I to przy tym jak Tom "pękł" kiedy biegł tak po ulicy. To było na prawdę smutne ale i tak na prawdę prawdziwe. Podoba mi się historia. Mam nadzieję, że Tom się nie podda i pomimo tak wielkiej miłości jaką czuje do niej, nie wróci do niej po prostu... To straszne ale myślę, że dawanie drugiej szansy przy zdradzie nie jest zbyt sensowna. Potem jest "wybaczył raz, wybaczy i drugi". Choć mogę się mylić co do niej. I jak się mówi "najlepszy lek po kobiecie? Druga kobieta." :) i myślę, że to powinno go w jakimś sensie uleczyć. :)
Zastanawia mnie Bill i jego dziewczyna ^^. Całe opowiadanie kręci się w okół zranionego, pszkodowanego, cierpiącego, nie szczęśliwego Toma, a Billy i jego szczęśliwy związek? Co tam u nich słychać? :)
aham... jeszcze co do prologa... wydaje mi się i tak też coś kojarzę, że z bliźniakami było na odwrót. Bill był związany z mamą, a Tom z tatą. Ale cóż to Twoje opko więc nie będę ingerować :) tylko tak to piszę, ponieważ coś mi się tak to kojarzy. :)
A więc czekam na kolejny odcinek. Mam nadzieję, że będzie choć trochę już szczęśliwszy :)) życzę dużo weny :*
I oczywiście jak będziesz miala czas i chęci to zapraszam do siebie :)
www.nell-crazy-life.blogspot.com
Dziękuję za Twój komentarz, który niezwykle podbudował mnie do pracy nad tym opowiadaniem :) Jeśli podobają Ci się dotychczasowe części, jakie opublikowałam, to muszę starać się, żeby następne były równie dobre.
UsuńLos okazał się być dla Toma bardzo srogim i - jak widać - smutek i cierpienie nie omija nikogo, nawet Kaulitza może spotkać. Choć mam nadzieję, że jednak nie, bo nie sądzę, by na to zasłużył. Ale to tylko moje przypuszczenia :)
Druga kobieta mogłaby pomóc, mówisz? Nie jest to takie łatwe, jeśli kochało się całym sobą. Nailea jest częścią życia Toma i nie wiem, czy szybko się to zmieni. Chociaż, kto go tam wie?
Wiem o jakim opowiadaniu piszesz, sama je czytam, dlatego mogę Cię zapewnić, że Niekompletny nie ma z nim nic wspólnego, poza podobnym prologiem, bo wystąpili w nich bliźniacy jako dzieci, ale ja ich nie rozdzieliłam, a kwestia rodziców nie została jeszcze wyjaśniona.
PS. Cierpliwości, Bill i Nina także mają swoje miejsce w tym opowiadaniu :)
Nie mogę się doczekać kiedy będzie coś o Billu i Ninie :) pewnie mają trochę szczęśliwszy związek, a trochę ciepełka by się przydało w tej historii :))
UsuńA co do tego leku po stracie kobiety to podeszłam do tego emmm myślami faceta? Parę razy słyszałam od chłopaków takie słowa :) Dlatego je przytoczyłam :)
Życzę weny oraz pozdrawiam! I zapraszam do siebie na nowy odcinek :)
http://nell-crazy-life.blogspot.com/
Genialnie operujesz słowem! Powtórzę się, ale uważam, że również nim czarujesz, a to, co czytam wydaje mi się takie magiczne i piękne. Nasiąknięte emocjami... Twoje opisy (w szczególności pierwsza scena) są cudowne. I wybrałaś naprawdę oryginalne imię dla bohaterki. Podoba mi się!
OdpowiedzUsuńA dalej... Było już tylko gorzej. Nie z Twoim opowiadaniem, oczywiście! A z tym, co ze mną zrobiło... Opis uczuć Toma - płakałam jak dziecko. To było idealne... Idealnie trafiłaś tym opisem w moje uczucia, może dlatego tak zareagowałam. A rozmowa Toma z ojcem utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że jesteś genialna! I wybacz za mój chaotyczny komentarz, ale inaczej nie potrafię opisać tego, co myślę. Tak więc pisz szybciutko kolejną część! Oczywiście dużo weny i samych piątek z zaliczeń! :*
Dziś śniło mi się, że w większości opowiadań główną bohaterką była Nailea... Ale to chyba tylko sen, prawda? ;)
UsuńTwoje komentarze zawsze są cudowne, dlatego dziękuję z całego serca, że wyrażasz w nich także swoje emocje i odczucia na temat tego, co piszę. Cieszy mnie fakt, że trafiłam w Twoje uczucia, choć uwierz, że chciałabym pisać coś bardziej radosnego, żeby zamiast łez (bo i tak jest ich za dużo w tym opowiadaniu) był śmiech. Muszę się przekwalifikować chyba, albo nauczyć pisać o szczęściu ;) Może z czasem uda mi się to zmienić.
Dziękuję, dziękuję! Póki co, jest jedna piątka, ale czwóreczki także mnie zadowalają, więc jest dobrze. Myślę, że kolejna część zacznie się pisać lada dzień. Ściskam mocno <3
Smutek przelewa się przez litery, aż razi w oczy, ale to jest wartość sama w sobie.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy można bać się żyć. Przekartkowuję w myślach moje osiemnastoletnie życie i doprawdy nie wiem, czy można bać się czegoś, co dzieje się codziennie, znowu i znowu aż do śmierci. Logicznie rzecz biorąc powinniśmy się przyzwyczaić do strachu, który w pewnym momencie stopi się z naszą osobowością.
Dobra to, co piszę jest bez sensu. Oto, co zrobiło ze mną kilka godzin nauki znienawidzonej historii - dosłownie wariuję.
A teraz wracając do meritum, żeby nie wyjść na nienormalną:
ten odcinek podoba mi się dużo bardziej niż poprzedni. Może to dlatego, że naszpikowałaś go niesamowitą ilością melancholii, która i we mnie dzisiaj się ujawnia. Mam sentyment do tak pięknie napisanych smutnych rzeczy.
Mam nadzieję, że i w kolejnym rozdziale pojawi się pewna dozą melancholii, bo tak pięknie to opowiadasz, a to trudna sztuka.
Ściskam i do przeczytania.
Kochana, sprawiłaś mi ogromną radość swoim komentarzem. To niezwykle budujące, kiedy wiem, że to, co piszę wpływa na czytelnika i skłania do refleksji. Jest mi szalenie miło i dziękuję za to.
UsuńJa też się nad tym zastanawiałam. Życie jest przecież pięknym darem, który człowiek otrzymuje tak naprawdę za nic. Jak więc można się tego bać? I jakiego rodzaju jest ten strach? Postaram się na to odpowiedzieć kolejnymi częściami opowiadania.
PS. Jeśli potrafię pisać o czymś innym, niż o smutku, to chciałabym żeby to się uaktywniło :) Co za dużo łez, to niezdrowo.
Ja wolę czytać o smutku wydaje mi się to takie... szlachetne, jeśli wiesz o co mi chodzi. Rozumiem, że większość (a może całość) tego, co piszesz jest smutne. Ja mam dokładnie tak samo. W moim poprzedni blogu smutek powoli przechodził w radość,a ja cały czas miałam wrażenie, że z odcinka na odcinek piszę coraz gorzej. Smutek i melancholia dużo bardziej do mnie przemawia i również nie potrafię pisać nic radosnego - tamta próba mi to uświadomiła.
UsuńP.S. Miło mi, że sprawiłam ci radość. Ja ostatnio mam mnóstwo zmartwień na głowie, więc cieszę się, że przez chwilę za twojej twarzy zagościł uśmiech :)
P.S 2 Czekam na dalsze części z niecierpliwością! Co prawda jestem w trakcie przygotowania do matury, ale mam nadzieję, że wygospodaruję dla ciebie trochę czasu. Myślę, że mogę się od ciebie wiele nauczyć.
P.S. 3 Trochę nie składnie i nie po kolei, bo jestem nieogarnięta, ale mam nadzieję, że wiesz o co chodzi :)
Ściskam mocno <3
Szczerze mówiąc kilka razy już podchodziłam do feelings-smother jeszcze dawno dawno, ale wybacz, nigdy nie miałam wystarczająco dużo czasu, a zakończone opowiadania lubię czytać od początku do końca. Po tym, co piszesz tutaj intryguje mnie jeszcze bardziej. I przeczytam je jeszcze w tym miesiącu, o! Taki mam plan :)
UsuńPrzed maturą wspaniale się czyta wszelkie opowiadania, książki, tudzież nadrabianie zaległych odcinków seriali też jest w porządku ;) Mamy dopiero luty, zobaczysz jak fajnie będzie w maju.
Mam nadzieję, że nasze uwielbienie do smutku nie oznacza, że jesteśmy nieszczęśliwe?...
♥
Jak najbardziej zapraszam na feelings-smother, a jeśli nie masz aż tyle czasu to zapraszam na mój obecny blog ponografia-uczuc, gdzie jest tylko pięć odcinków. Będzie łatwiej nadrobić. Ja właśnie mam tak, że wolę zaczynać czytać blogi, które mają jednocyfrową liczbę odcinków, bo nie muszę poświęcać nie wiadomo jakiej ilości czasu na nadrabianie.
UsuńNie strasz mnie. Chciałabym zdać tą maturę.
Hmm... Myślę, że to kolejny filozoficzny temat do rozważań. Tak jak napisałam dla mnie smutek jest szlachetny, a poza tym to chyba cecha narodowa. Polska mentalnie zatrzymała się w epoce romantyzmu.
Hahahaha na miłość boską przestańcie się tak drzeć <3 kocham ten tekst ! :)
OdpowiedzUsuńŻyczę duuuuużo weny ! :)
A Ciebie zapraszam na dalszą cześć historii o Rose i Billu ;)
http://zawsze-nie-oznacza-na-zawsze.blogspot.com/
Dziękuję. Wena jest, gorzej z czasem :) Ale robię, co mogę.
UsuńWiesz, Tomowi pulsuje czaszka, a tu dzikie fanki zaczynają swoje wrzaski - każdy by się zdenerwował na jego miejscu.
Mileahnne!
OdpowiedzUsuńWiesz,że uwielbiam to opowiadanie? mówilam Ci już o tym kiedyś?
Strata ( bo Tom praktycznie utracił, stracił swoją ukochaną) bliskiej nam osoby jest bardzo cieżka. Jego chłod przemieniony z bieg traktuje jako próbę ucieczki od wszelkich wspomnień. Fanki trafiły na chłopaka w najmniej potrzebnym momencie, dodatkowo go wkurzając.
Cisza i spokój bywa drogą do wyciszenia, lecz głupie idiotki muszą się drzec, bo przecież wszystkie sławne gwiazdy z pewnością są głuche xd.
Poruszyła mnie końcówka. Według mnie nie można się bać żyć, gdyż na dłuższą metę dzięki temu lękowi wykończymy się. Natomiast bardziej możliwe jest to, że nie wiem w jaki sposób żyć. Część życia Toma nie jest już dla niego dostępna, przez co jest zagubiony.
To po prostu smutne.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowosc !
KBill
Witam :) Chciałam zaprosić na kolejny rozdział (4) na moim blogu :)
OdpowiedzUsuńhttp://nell-crazy-life.blogspot.com/
Ps. Kiedy nowy odcinek u cb? :*