19 lutego 2015

3. Hunc amorem numquam deseram.*



Dziś z dedykacją.
Dla Aldii, mojej wspaniałej i jedynej. ♥

~*~

tytuł Tejże miłości nigdy nie porzucę.



Szczupłe palce, trwale ozdobione tatuażami, zacisnęły się na jej talii, po czym zwinnie skierowały niżej – zahaczając o kości biodrowe – spoczęły na podbrzuszu. Na plecach poczuła przyjemne ciepło ciała ukochanego mężczyzny. Uwielbiała tę pewność, że jest tylko jej i tylko do niej należy całokształt tego człowieka, który wtulał się teraz w zapach jej szamponu i miała wrażenie, że wraz z pocałunkami, zbiera miękkimi wargami ostatnie kropelki wody z jej mokrych włosów. Uwielbiała mieć jego spojrzenie i dotyk na sobie. Uwielbiała, gdy karmił się nią i sobą zaspokajał jej głód.
Nie przerwała jednak wykonywanej czynności i bez słowa zajmowała się krojeniem czerwonej papryki, której kawałek raz po raz lądował w jej ustach.
Kłując delikatnie dwudniowym zarostem, oparł brodę na jej ramieniu i wpatrywał się jak zręcznie radzi sobie z rozdrabnianiem warzywa na mniejsze kawałki, które miały stanowić część składową kanapek. Podziwiał każdy ruch kobiecych nadgarstków i najmniejsze drgnienie paluszków. Zapragnął je całować, ssać i zachwycać się fakturą jej skóry. Nina Steinert wzbudzała w nim emocje, o istnieniu których, do chwili jej poznania, nie miał bladego pojęcia. To ona, stając na jego drodze, okazała się być nauczycielką życia, przyjaciółką i namiętną kochanką. Jak się później okazało, również aniołem w kuchni.
Szybko omiótł wzrokiem wszystkie produkty, tak by w ogóle mieć jakieś pojęcie, co będzie jadł, ale by zbyt długo nie pozostawiać jej dłoni bez ciepła swojego spojrzenia. Na marmurowym blacie wyspy leżały dorodne pomidory i zielona sałata, a także ogórek, ser i wędlina. Nie zabrakło także dżemu truskawkowego i twarożku, który uwielbiał. Tak kolorowe śniadania jadał tylko w jej towarzystwie. Może dlatego, że ona je przygotowywała? Musiał być niepoprawnym leniwcem, skoro – kiedy był sam – wystarczała mu zwykła bułka z serem i ketchupem.
Czubkiem nosa podrażniał jej skórę na szyi, przez co dziewczyna mocniej zaciskała w dłoni nóż i całą swoją uwagę próbowała skupić na krojeniu warzyw, jednak męski zapach jaki dotarł do nozdrzy połączony z tym – jakże charakterystycznym dla Billa – subtelnym dotykiem, skutecznie jej to utrudniał. Odczuwała pierwsze symptomy podniecenia. Miała wrażenie, jakby jej piersi krzyczały, by je ściskał tymi sprawnymi palcami, które teraz jakby ślepo błądziły po jej brzuchu, zaledwie opuszkami muskając linię bielizny. Bill doskonale wiedział, co robi. Znał ciało swojej kobiety, znał każdy jego centymetr kwadratowy.

You're the only thing I wanna touch
never knew that it could mean so much

Kiedy dziewczyna lekko uniosła głowę do góry, wiedział, że jest gotowa na ciąg dalszy. Na jego twarz wpłynął triumfalny uśmiech.
- Pobawimy się? – wymruczał, muskając jej szyję swoim słodkim oddechem, a ona poczuła jak zalewa ją niezmierzona fala przyjemnego ciepła między udami.
Zaśmiała się, odkładając nóż. Wciąż pozostawała odwrócona do niego plecami i tylko to ją powstrzymywało przed mocnym ugryzieniem jego dolnej wargi, którą otulał teraz płatek jej ucha. Tak intensywnie odczuwała jego przyspieszony oddech, słyszała jak żyje i wiedziała, że to życie zostało stworzone i podarowane jej przez samego Boga.
- Kochanie, zjedzmy najpierw śniadanie. Jestem głodna – odparła, siląc się na jednostajny ton głosu, choć wewnątrz aż drżała na myśl o zamiarach ukochanego.
- Ja też jestem głodny.
Wypowiedziawszy to, chwycił w dłonie obie jej piersi i ścisnął namiętnie, a z jego ust wydobył się głuchy jęk zachwytu. Uwielbiał jej krągłości, tak niewyobrażalnie, obsesyjnie uwielbiał.
- Moje oko pyta, co to? – usłyszała wstęp zgadywanki i zaśmiała się w głos. Natychmiast przypomniała sobie jak poprzedniego wieczoru, przełączając kanały, Bill trafił na bajkę, w której zwierzątka w ten właśnie sposób bawiły się ze sobą. Po kluczowym pytaniu, należało opisać to, co aktualnie miało się na myśli. I kiedy ona, od nadmiaru podniecenia, przyspieszała swój oddech, Bill właśnie zaczął kontynuację zabawy, wymrukując powoli każde ze słów: – Jest różowy… duży… długi i… - przerwał, jedną ręką łapiąc się za krocze, po czym znów jego palce wróciły na nabrzmiałe kobiece sutki, by kręcić wokół nich niezdarne kółka - … o tak!, twardy. Cholernie twardy! – podkreślił stanowczym akcentem i lekko zakołysał biodrami. Całował teraz zachłannie jej szyję, jakby chciał na swych wargach dokładnie wyczuwać pulsującą w niej coraz gwałtowniej krew, a ona wywracając oczami do góry, chwyciła go za pośladki, mocniej dociskając do swojego ciała.
- Chyba czuję, co masz na myśli. – Usłyszał jej śmiech i sam również chytrze zachichotał. Ta kobieta to niewątpliwie spełnienie jego marzeń.
- Jeśli chcesz...
- Chcę – przerwała mu cichym, acz stanowczym szeptem.
- Chcesz?
- Ciebie, Bill. Chcę ciebie…
Palce prawej dłoni wsunął za materiał koronkowych majtek i dokładnie odczuł, jak bardzo go pragnęła. Kilkukrotnie poruszył w niej palcami, wywołując tym samym namiętne westchnienie wyrwane z jej płuc. W ostatniej chwili zorientował się, że na blacie wyspy znajduje się zbyt wiele naczyń, warzyw i innych przeszkód, by robić to tutaj. Odwrócił ją twarzą do siebie i przez kilka krótkich sekund dziko wpatrywał się w jej, niemalże czarne, iskrzące oczy, po czym – bez uprzedzenia – pochwycił ją na ręce i zaniósł z powrotem do lawendowej sypialni.

so love me like you do,
lo-lo-love me like you do

Leżąc na prawym boku, przyglądał się jak Nina wstaje z łóżka zupełnie naga, bez cienia wstydu odkrywając przed nim swe najsłodsze tajemnice i związuje długie włosy w niedbały kok. Wolny, leniwy poranek, okraszony seksem z piękną kobietą. Czy dzień może zacząć się lepiej? Zastanowił się, co powinien zrobić dzisiejszego dnia i z ulgą stwierdził, że nie miał zaplanowanego niczego, co nie cierpiałoby zwłoki. Zajęcia na uczelni mógł sobie spokojnie odpuścić. Jedyne, co musiał zrobić to koniecznie sprawdzić skrzynkę pocztową i odpowiedzieć na zaległych kilka e-maili i skonkretyzować datę sesji zdjęciowej dla nowej kolekcji. Później ewentualnie zajrzy do butiku i to byłoby na tyle.
Gdy rozpisał już w myślach plan dnia, skupił się na Ninie, która z powrotem założyła na siebie jego koszulkę, rzuconą niedawno na fotel i siadła obok niego. Wpatrywała się w okno, a nieśmiałe promyki jesiennego słońca sprawiały, że musiała nieco mrużyć oczy. Przy czym wyglądała jak słodki kotek, stworzony tylko i wyłącznie do przytulania i kochania. Obserwował twarz dziewczyny, wyłapując na niej każdą zmarszczkę, każde drgnienie warg i kiedy spotkał się z wzrokiem przeszytym niepewnością, wiedział już, że coś niedobrego krzątało się w jej głowie. Zasiało to w nim coś na kształt paniki, czy obawy. Nie podobało jej się? Popełnił jakiś błąd? Faktycznie, może nie był to zbyt długi stosunek, ale to przez tę grę wstępną w kuchni. Tak bardzo jej pragnął, że… Czyżby sam tylko osiągnął spełnienie? Cholera, Kaulitz, spieprzyłeś ten idealny poranek!
- Powiesz, o co chodzi? – spytał w końcu i westchnął ciężko, niepewnie zerkając na jej reakcję.
Zanim odpowiedziała, posłała mu ciepły uśmiech i objęła jego twarz chłodnymi dłońmi. To właśnie jego oczy chciała widzieć każdego ranka. Zawsze to czekoladowe spojrzenie. Zawsze jego. Zawsze on. I choć nie miała zamiaru się do tego przyznawać, bała się, że kiedyś mogłoby między nimi stanąć coś, co zburzyłoby mur ich pięknej miłości. Stawiali go od podstaw razem, powoli, nie spiesząc się, by nie ominąć żadnej cegiełki, którymi były zaufanie, wiara, ale też pożądanie i prawdomówność. Bo przecież nigdy nie było między nimi kłamstw, ani kłótni. Mimo że od pewnego czasu Nina zauważała pewne zmiany, nie chciała ich przyjmować do wiadomości i nieskutecznie próbowała pozbyć się natrętnych wątpliwości.
- Myślę o Tomie – szepnęła w końcu, a widząc wyraźną ulgę na twarzy Billa, zdenerwowała się. – Martwię się o niego, w przeciwieństwie do ciebie. Czy ty w ogóle wiesz, gdzie on sypia, jak nie wraca do mieszkania? Wczoraj wyszedł taki przygnębiony – spojrzała na stojący na komodzie zegar – a teraz jest już prawie południe, a jego nadal nie ma. Bill, powinieneś z nim porozmawiać.
- Skarbie, mój brat jest dorosły. Poza tym zawsze szczycił się, że jest ode mnie starszy, więc proszę, niech sobie teraz radzi.
- Nie wierzę, że to mówisz.
- A co ja mam, według ciebie, zrobić? Nailea się puściła, chociaż każdy nad nią skakał jakby z nieba spadła. Aniołek, myślałby kto!
- Naprawdę tak łatwo jest wam rzucać oskarżenia?
- Jakie oskarżenia? To jest fakt! Z tego, co zasłyszałem z ich ostatniej rozmowy, to – kiedy my siedzieliśmy na stołkach jurorów w Deutschland sucht den Superstar* – ona latała z dupą na prawo i lewo. I ja naprawdę rozumiem tę waszą kobiecą solidarność, ale błagam cię, nic jej w tym wypadku nie usprawiedliwia.
Gdy Bill nieco ochłonął, zbliżyła się do niego i wtuliła w ciepłą klatkę piersiową, a on ucałował jej puszysty policzek. Po kilku niepewnych oddechach, przymilnie szepnęła:
- To co, porozmawiasz z nim?

*

Przekręcając klucz w drzwiach, po drugiej stronie słyszał już znajome stukanie pazurków o panele. Uśmiechnął się szeroko, przekroczywszy próg mieszkania.
- Witaj, przyjacielu – powitał psa i, skłoniwszy się, zaczął drapać go obiema rękoma za uszami. Pupil wniebowzięty merdał ogonem, a oczy miał na wpół otwarte ze szczęścia. Gdy wreszcie zakończyli, rytualne wręcz, chwile powitania, Tom odsunął się nieco i stanął z rękoma ułożonymi na biodrach. Patrzył teraz na psiaka z góry. – Pewnie jesteś głodny? – na to pytanie Caprice odpowiedział dość jednoznacznie, stając przy rogowej szafce, w której przechowywana była karma oraz przeróżne smakołyki. Tom wsypał do miski z nadrukiem kolorowych kości, solidną porcję pokarmu dla swojego psiego przyjaciela. Sam zaś oparł się o wyspę, która stanowiła centrum przestronnej kuchni. Zmarszczył brwi, jakby coś go zabolało. Znów ukłuła go w serce niewidzialna igła – ta igła zwana wspomnieniem.

- Jak go nazwiemy? – spytała po raz kolejny tego wieczoru, trzymając na rękach czarną puszystą kulkę, która – raz po raz – poruszała niezdarnie małym łebkiem. – Och Tom, zobacz jaki on słodki! Przytula się do mnieee… - mówiła radośnie, niemal rozpływając się z zachwytu nad szczenięciem, które znaleźli pod drzwiami piwnicy. Nie mieli serca zostawiać go tam głodnego i trzęsącego się ze strachu.

Zacisnął mocniej palce na kancie blatu i z trudem hamował, zbierające się w kącikach brązowych oczu, łzy. Myślał o niej cały czas. Nawet, jeśli by chciał, nie potrafił okłamać samego siebie – tęsknił za nią cholernie i był to fakt niezaprzeczalny. Ale jakże mógłby nie tęsknić, skoro ona była wszędzie, była wszystkim – była jego porankiem, była kawą do śniadania, była nocą przepełnioną miłością, była jego życiem. Teraz czuł, jakby wraz z nią odeszła jego dusza, a wewnątrz ciała zostało tylko serce, któremu nie chciało się już kurczyć i rozkurczać, bo straciło ku temu sens. Spowalniało swój rytm, z doby na dobę bijąc coraz mniej intensywnie. Przeczuwał, a wręcz pewien był, że któregoś dnia jego życiodajny organ po prostu zatrzyma się i nie drgnie już nigdy więcej.

- Ten wasz pieprzony kundel nasrał mi przy łóżku, prawie w to wdepnąłem! – wrzask Billa rozniósł się po salonie, gdzie na kremowej sofie, wtuleni w siebie, oglądali kolejny odcinek serialu. Jak na zawołanie odwrócili głowy, a widząc – wykrzywioną w grymasie złości – twarz młodszego Kaulitza, oboje wybuchli gromkim śmiechem.
- Najwidoczniej taki miał kaprys – odpowiedział Tom, kładąc psa na swojej klatce piersiowej.
- Kaprys! – wykrzyknęła blondynka. – Kochanie, nazwiemy go Kaprys! – zaklaskała w dłonie.
Tom widocznie uznał to za bardzo dobry pomysł, bo aż oczy mu pojaśniały. Przytulił psiaka do szyi i zaraz poczuł mokry, zimny nosek, który trącał go z lubością. Uniósł nad siebie czworonoga, dokładnie przypatrując się czarnym jak węgielki oczom, po czym stwierdził: – To musi być coś światowego. – Zmrużywszy oczy, dodał po chwili: - Caprice! To brzmi dumnie.
- Caprice, witaj w domu. To ja, twoja mamusia, a na rękach trzyma cię twój tatuś – mówiła z uśmiechem, sięgającym niemal samych oczu. – Kochasz tatusia, prawda? Powiem ci w sekrecie, że jego nie da się nie kochać. Ale o tym przekonasz się później... bo odtąd jesteśmy rodziną – podniosła rozmarzony wzrok na Toma, po czym dodała: – Na zawsze.

Na zawsze.
Na zawsze…


- No nie, Caprice, dajże mi spokój! Spokój! Leżeć! – głośne komendy Billa wyrwały go ze szpon wspomnień. Był nimi na tyle pochłonięty, że nie zauważył nawet, jak po policzku potoczyła się błyszcząca łza. Nie umknęło to jednak uwadze jego brata, który odpędzając się od natrętnego psa, wszedł właśnie do kuchni. Bez słowa podszedł do elektrycznego czajnika, w którym zostało jeszcze trochę wody. Szybko stwierdził, że spokojnie wystarczy na dwie herbaty.
- Chcesz coś do picia? – spytał, udając, że niczego nie zauważył. Choć wiedział doskonale, że Tom od kilku dni zadręczał się myślami, a wspomnienia bombardowały go znienacka. W końcu w ciągu trzech lat związku nazbierało się trochę wspólnych przeżyć i – niewątpliwie – było, co wspominać. Spoglądał na Toma, który jak zahipnotyzowany wpatrywał się w siedzącego przed nim psa i domyślał się, co teraz mogło hulać w głowie brata. Sam przypomniał sobie dzień, w którym wraz z Naileą przynieśli do mieszkania małego szczeniaka. To były początki ich związku. Tak, to był ten szalony rok dwa tysiące jedenasty. To wtedy ich przyjaciel Georg oszalał na punkcie swojej córki, która urodziła się w słoneczny kwietniowy dzień. Bill pamiętał również reakcję Listinga, kiedy po udanym, ostatnim w karierze, show, niespodziewanie zadzwoniła Sonja z wiadomością o podejrzewanej ciąży. Biedak, biegał po garderobie jak poparzony, trzymając się za głowę. Krzyczał coś, że nie chce, że się boi... Kogo, jak kogo, ale Billa akurat, w ogóle nie dziwiła taka reakcja przyjaciela. Sam przewidywał poczęcie potomstwa dopiero po trzydziestce, a na Georga spadło to – według jego wyliczeń – o sześć lat za wcześnie. Z perspektywy czasu, Bill mógł tylko podziękować przyjacielowi, że tak potoczyły się jego rodzinne sprawy. Gdyby nie córka, może nie zdecydowaliby się na ślub nigdy, a tak - po dwóch latach - mogli wspólnie świętować koniec wolności Georga.
I to właśnie tam ponownie ją spotkał. Jednak tym razem piękniejszą, dojrzalszą. Śmiało mógł powiedzieć, że dzięki weselu swojego przyjaciela, miał teraz przy sobie skarb o imieniu Nina. Niesamowity zbieg okoliczności...
Z zamyślenia wyrwało go pstrykniecie włącznika. Spojrzał na parę unoszącą się nad czajnikiem i powoli odwrócił wzrok w stronę brata. Kolejny raz podjął próbę zwrócenia na siebie uwagi, nie wiedząc jednak, co powiedzieć, o co – i czy w ogóle – zapytać, wyszeptał jedynie jego imię.
- Nic, kurwa, nie mów. Jestem jebanym rogaczem – Tom sam podjął temat, jednak nadal nie patrzył na bliźniaka, a dłonie wciąż zaciskał na blacie. – Chociaż wypruwałem sobie flaki, żeby jej dogodzić. – Cedził słowa przez zaciśnięte mimowolnie zęby i widać było na jego twarzy jak gorzki miały smak. – Chciała nowe buty, to miała. Chciała jechać za granicę, pojechała. Mówiła, że tęskni… rzucałem wszystko, aby tylko pobyć z nią przez chwilę, dać jej namiastkę siebie, żeby tęskniła mniej, kiedy znowu będę musiał wyjechać. Powiedz mi, gdzie zrobiłem błąd?
Bill zacisnął mocno zęby, by w gwałtownym wybuchu złości nie powiedzieć tego, co naprawdę myślał w tym momencie o Nailei. Chciał złapać tę dziewuchę za włosy i postawić obok siebie, żeby mogła widzieć, co zrobiła. Jak zniszczyła zakochanego w niej Toma. Zabijała go z każdą godziną, powoli odbierając koloryt jego skóry, wyrywając mu włosy, ujmując kilogramów. Przez to wszystko Bill musiał być świadkiem upadku własnego brata, musiał patrzeć jak ten kurczy się w sobie, jak zaciska się pętla wokół jego szyi i miał wrażenie, że Tom żyje tylko po to, by znaleźć odpowiedni czas i miejsce do zawiśnięcia na tej linie. Wzdrygnął się na tę myśl. Serce kołatało mu z nerwów i chwilę zajęło mu opanowanie drżenia rąk, by zalać saszetkę z herbatą, wcześniej wrzuconą do białych kubków. Poczuł błogi zapach malin, które kojarzył tylko i wyłącznie z Niną, i krew zaczęła płynąć spokojniej, a oddech wyrównywał się. Po chwili ustawił przed Tomem jeden z kubków, drugi zaś ujął w dłoń i upił łyk gorącego naparu.
Tom spojrzał na niego gniewnie.
- Herbata? – prychnął, kręcąc przy tym głową, jakby nie dowierzając w infantylność własnego bliźniaka.
- Malinowa. Najlepsza. – Odpowiedział Bill, posyłając bratu szeroki dziecinny uśmiech znad parującego kubka. – Gdzie wczoraj byłeś? – spytał jak gdyby nigdy nic, wyraźnie zbijając z pantałyku brata, który patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. W źrenicach iskra złości powoli gasła, a mimika twarzy łagodniała. Taktyka Billa miała szansę bytu. Zamiast rozczulać się nad nieszczęściem bliźniaka, pora zawrócić go na właściwą drogę. Pora, żeby zaczął żyć.
- Spałem w samochodzie – odparł cicho Tom, chowając wstyd w oczach. Nawet przed Billem niezręcznie było mu przyznawać się, że schlał się tak bardzo, że ochroniarze pomagali mu opuścić pub. Dosłownie – wyrzucili go za drzwi, jak zwykłego menela. By nie drążyć tego tematu, dodał szybko: – A rano pojechałem do taty. Rozmawiałem z nim…
Blondyn zaciekawił się.
- I co mu powiedziałeś? 
- Że boję się życia bez niej - odparł Tom z powagą i wzrokiem wbitym w podłogę. - Nie chcę go. Nie chcę takiego życia… Spójrz na mnie, Bill. Jak ja wyglądam? Kim ja teraz jestem?
- Wiesz, co tata by ci odpowiedział? - Tom zerknął teraz na brata uważnie - że wszystkiego można się nauczyć. Ty musisz nauczyć się nowego życia, bo z Naileą, czy bez niej, ty nadal jesteś tym samym Tomem Kaulitz. Nadal żyjesz i nadal to życie jest przed tobą. Nie patrz za siebie, bo tam już niczego nie ma, już jej tam nie znajdziesz. Nie znajdziesz jej w myślach, bo to tylko i wyłącznie myśli. A wspomnienia pozostaną tylko wspomnieniami. Rozumiesz? Ona już nie istnieje. Wiem, że jest ci ciężko...
- Nie wiesz.
- Zamknij się i posłuchaj mnie z łaski swojej – rzucił twardo, karcąc brata srogim spojrzeniem. Podszedł do Toma i chwycił go za przedramiona, mocno ściskając. – Jesteś moim bratem. W dodatku bliźniakiem, więc wiem i czuję, jak cierpisz. Poza tym, nie jestem ślepy, widziałem twoją miłość. Ale ona jej nie chciała, zrozum. To ona dokonała wyboru.
Jeszcze przez chwilę mierzyli się wzorkiem. Bill zwolnił uścisk dopiero, gdy dostrzegł w oczach bliźniaka uległość i spokój – znak, że zrozumiał. Blondyn skwitował to uśmiechem i podał Tomowi kubek z jego herbatą, by oboje beztrosko mogli delektować się słodkim smakiem malin.



9 komentarzy:

  1. Witaj po przerwie! ♥
    Wiesz, powinnam sobie stworzyć gotowy szablon, który mogłabym Ci za każdym razem wklejać, a który zawierałby ogrom superlatyw pod Twoim imieniem, naprawdę. Za każdym razem, kiedy dodajesz coś nowego, wciągam się tak mocno i zatracam się tak bardzo w treści, bo to, co tutaj tworzysz, jest naprawdę magiczne. I wiem, że będę się powtarzać, ale jesteś genialna i mimo, że ta część była kolejną z serii przygód nieszczęśliwego Toma, to jednak niektóre fragmenty naprawdę poprawiły mi humor, np: opis stosunku - mistrzostwo! Sama nie ujęłabym tego lepiej w słowa, a czytając to, moje policzki piekły, a wyobraźnia podsuwała mi bardzo interesujące obrazy. Dwa - fragment z Kaulitzem i bajką, a potem jego krótka zgadywanka. No, to było fenomenalne. Już nie wspominając o Divie, jedzącej na śniadanie bułkę z serem i keczupem :D. Trzy - Caprice to przepiękne imię dla psa! Zapamiętam je sobie, bo ma w sobie coś, co mnie urzekło. Sama często rozmawiam ze swoim psem, jak z członkiem rodziny po powrocie do domu, więc ucieszyło mnie to, że Tom też tak robi.
    Tom... Biedak nasz. Tak strasznie mi go szkoda, bo to, co przeżywa musi być udręką, ale mam nadzieję, że wkrótce wyleczy się z tego uczucia i zacznie żyć pełnią życia, choć wiem, że rekonwalescencja po rozstaniu jest naprawdę wyboistą drogą.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek :*

    PS. Możesz mi zdradzić, koleżance po fachu, jak udało Ci się zachować wszystkie wypowiedzi bohaterów w jednej odległości od marginesu? Bo u mnie to robi się jeden, wielki bałagan i każda wypowiedź ma różną odległość, co nieciekawie wygląda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przygody nieszczęśliwego Toma" haha, rozbawiło mnie to, bo nigdy nie myślałam tak o tym opowiadaniu, ale to prawda :D Przyznam szczerze, że jego udręka jest także moją udręką, bo nie chcę pisać tylko smutnych rzeczy - co odbijam sobie wątkiem Billa i Niny. Gołąbeczki.
      No zobaczymy jak też ułożą się ich losy, bo dla każdego jest już coś w gwiazdach zapisane ;)

      Dziękuję za Twoje komentarze Martie, z całego serca dziękuję <3 Bardzo wiele znaczy dla mnie, że zaglądasz tutaj, czytasz i zostawiasz ogrom pięknych słów. I chociaż sama piszesz genialnie, to doceniasz też to, co ja tworzę. Jesteś cudowną osobą :)
      Ściskam mocno :*

      Usuń
    2. Nie masz za co dziękować <3. Czytanie Twojej twórczości sprawia mi niemałą przyjemność i cieszę się mocno, że mogę być częścią tej blogowej społeczności ♥. No i również dziękuję za miłe słowa pod adresem moich tworów!

      Usuń
  2. Nie wiem jakim cudem ominął mnie rozdział 2 ;O. Ale już go nadrobiłam.
    Historia niby powszechna, a jednak specyficzna. Ukazuje tym razem Toma, który wręcz umiera z niespełnionej i zdradzonej miłości. A Ty swoim opisem sytuacji sprawiasz, że umieram razem z nim... Aż nie mogę, gdy wyobraźnia podsuwa mi biednego Kaulitza- o połowę chudszego, bladego jak ściana, bez radości, bez tego blasku w oczach...
    A Bill to... Dupek a nie brat. Znaczy... Uh. Gdyby nie Nina to nie podjąłby się tej rozmowy. W tym momencie zachował się jak egoista. Dobrze, Tom zawsze się wywyższał, był sprytniejszy, dawał radę, dużo rzeczy po nim spływało, olewał je. No ale... On cierpi, tak bardzo cierpi, a Bill jako brat w dodatku bliźniak- najbliższa osoba- powinien być przy nim, robić za tą przysłowiową opokę, być jak mur, o który można się oprzeć, powinien dumnie i pewnie stać przy Tomie i ściskać jego dłoń. Mówić mu każdego dnia, że da radę, że będzie lepiej, bo jeden raz, jedna rozmowa może nie wystarczyć. Ludziom trzeba codziennie to mówić, codziennie pokazywać że się jest obok, że się wspiera, kocha i zrobi się wszystko co w naszej mocy, aby im pomóc.
    Natomiast nie mogę skłamać- końcówka mnie wzruszyła. Ogólnie cała rozmowa bliźniaków, cierpienie Toma i jego wypowiedź, zarzuty wobec zdrajczyni, słowa wsparcia wypowiedziane przez Billa, wspomnienia Toma w stosunku do psiaka, a nawet malinowa herbata, do której mam sentyment! :).
    Mileahnne dziękuje Ci, za ten rozdział i czekam na kolejny. Pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja kochana Convulette <3 Wzruszyłam się, czytając Twój komentarz i przez cały czas - od początku do końca - uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Nawet teraz się uśmiecham. Dziękuję, tylko tyle jestem w stanie odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia, że to, co piszę tak wpływa na czytelników... To naprawdę cudowne.
      Zgadzam się z Tobą, że Bill to dupek. Ma swój idealny światek i nic poza nim go nie obchodzi, nawet brat. Gdyby nie Nina, pewnie w ogóle olałby Toma. A między braćmi przecież chodzi o to, by się wspierać i pomagać sobie nawzajem. Bill także się o tym przekona, wtedy być może zrozumie i doceni bliźniaczą więź, jaką są połączeni. A przynajmniej mam taką nadzieję... ;)

      Jeszcze raz dziękuję i ściskam mocno, mocno <3

      Usuń
  3. Jestem tu w końcu i strasznie miły jest to powrót. Zawisło nadzieją, wiesz? Co prawda nie ma jej za wiele, ale jest i to bardzo ważne, bo od nadziei wszystko się zaczyna.
    Dziwi mnie trochę to, że Bill nie do końca jest zainteresowany bratembi na ziemię ściąga go dopiero jego dziewczyna. Mam nadzieję, że nie jest to zły znak, bo zdaje sobie sprawę, że bez pomocy Billa powrót do normalnego życia będzie bardzo trudny dla Toma. Nie jest łatwo otrząsnąć się po czymś takim, a alkohol tylko pogarsza sprawę, no kiedy trzeźwieje pojawia się dodatkowo poczucie winy.
    Wybacz, ze tak krótko, ale nie mam czasu, a nie chcę nie pozostawiać komentarza.
    Ściskam i czekam na następny odcinek.
    P.S. Dziękuję jeszcze raz z piękny komentarz na moim blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisałam komentarz i mi się usunął :(

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra, piszę jeszcze raz.

    Opisujesz tak realistycznie, że serce mi się kraje i łezka mimowolnie kręci w oku, gdy czytając, mam przed oczami zniszczonego, zepsutego gitarzystę. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak jedna kobieta mogła doprowadzić do takiego stanu tego uśmiechnietego, uroczego, szczęśliwego faceta. Ah, miłość jest najpiękniejszą, a zarazem najgorszą rzeczą, która może się nam przytrafić.
    Cieszę się, że świat stworzył coś takiego jak dwa zarodki w jednym łonie czy więź bliźniaczą. Tom potrzebuje teraz bliskich osób, bo samemu stanąć do walki o zapomnienie towarzyszącego mu bólu będzie trudniej. I dlatego tak bardzo się uradowałam, czytając, że Bill z nim porozmawiał, spróbował pomóc.

    A początkiem rozdziału sprawiłaś, że nabrałam ochoty na marzenia grzeszne z Billem w roli głownej ! Oj Ty niedobra, niegrzeczna :D


    Pozdrawiam i życzę dużo weny,
    zapraszam do siebie na nowsc,

    KBill

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Award! :) Więcej informacji [tutaj]. Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń

nie spamujemy. nie obrażamy. wyrażamy tylko uzasadnioną krytykę.