Weszła do budynku rozanielona i z daleka widać było, jak promieniuje
szczęściem. W szatni powitała starszą panią, której połyskujące siwe włosy
zdradzały wiek powyżej pięćdziesiątki. Zostawiła kurtkę, a beżowo-różową
chustkę poprawiła na szyi. Przejrzała się w dużym lustrze, przeczesała palcami
włosy i otarła kąciki ust, jakby przed chwilą coś jadła. Już miała odchodzić,
kiedy ponownie spojrzała w lustro i opuszkami starła z warg resztki szminki.
Przekręciła głowę na lewą stronę, krytycznie się sobie przyglądając. Była
piękna, a mimo to zawsze doszukiwała się w sobie minusów. Jej twarz układała
się w błogi wyraz, a oczy zdradzały całą tę słodką niewinność, jaką w sobie
nosiła.
Gdy tylko zobaczyła przyjaciółkę, przywołała na usta zbyt szeroki
uśmiech, który okazał się zdradziecki, bowiem Judith Bittner przyglądała jej
się od momentu przekroczenia progu uczelni i od razu wiedziała, że z Niną
dzieje się coś nie dobrego. Coś ewidentnie ją gryzło, mimo tej otoczki
szczęśliwie zakochanej, jaką wokół siebie roztaczała. Czarnowłosa dziewczyna
była tego więcej niż pewna. W końcu nie znały się od wczoraj. Ich przyjaźń
trwała od podstawówki, a od dwóch lat – odkąd zaczęły studiować w Berlinie –
wynajmowały wspólnie niewielkie mieszkanie na trzecim piętrze, zachwycająco
pięknej kamienicy.
Powitały się krótkim buziakiem w policzek, po czym Judith od razu
przeszła do rzeczy.
– Powiesz mi?
– Ale co? O czym mam ci powiedzieć? – zaśmiała się nerwowo Nina. – Nic
się przecież szczególnego nie wydarzyło. Chyba wiesz, gdzie jestem, jak nie
wracam do mieszkania, prawda? A dzisiaj Bill mnie odwiózł i…
– Okay, mamy punkt zaczepienia – przerwała jej Judith, wyraźnie
zadowolona, że tak szybko wydedukowała – oczywiście, że chodzi o Billa. To
opowiadaj. – Zarządziła krótko i ułożywszy dłoń na prawej łopatce przyjaciółki,
poprowadziła ją w stronę schodów awaryjnych.
Klatka schodowa, na której się znalazły była często uczęszczana przez
studentów. Z prostego powodu – dozwolone było tam palenie. Każdy więc śmiało
nazywał to połączenie między piętrami po prostu palarnią. Teraz, gdy trwały
jeszcze poranne zajęcia, nie było tam nikogo poza nimi. Ich grupa zajęciowa
zaczynała wykład dopiero za niecałe piętnaście minut. Tyle powinno wystarczyć,
by Judith mogła wyciągnąć od Niny wszystko, o czym – jako najbliższa
przyjaciółka – miała prawo wiedzieć. I nie chodziło, bynajmniej, o samą
ciekawość…
Judith siadła po turecku na dużym drewnianym parapecie. Okna uczelni
były wąskie, ale wysokie, zazwyczaj podwójne. Uchyliła jedno z nich, by wypuścić
nadmiar dymu kłębiącego się po pomieszczeniu, po czym zaczęła dokładnie
obserwować przyjaciółkę i nie mogła powstrzymać uśmiechu.
Nina zajęła miejsce na małej ławeczce, stojącej pod ścianą, a obok
siebie niezwykle delikatnie usadziła sporych rozmiarów czarną torbę. Zawsze
dbała o buty i torebki – przesadnie, wręcz obsesyjnie. Nie robiła tym jednak
nikomu krzywdy, więc Judith – oprócz pojedynczych, żartobliwych docinków –
nigdy nie zwracała jej uwagi. Zmrużywszy oczy, dostrzegła na torbie Niny złoty znaczek
BK, więc logicznym było, że musiał to być prezent od Billa. Właśnie, Bill! Gdy
tylko o niego zapytała, Nina wstrzymała oddech i uchyliła szybko usta, by
zaprzeczyć, że cokolwiek się działo, jednak równie szybko zrezygnowała ze
swojego zamiaru. Bo kogo właściwie chciała oszukiwać?
Siedziała teraz cicho, powoli unosząc do ust cienką białą rureczkę,
naładowaną tytoniem. Czasem zdarzało jej się palić, zazwyczaj w towarzystwie
Judith, która nie zapomniała – wbrew jej cichej nadziei – po co tutaj przyszły.
Czarnowłosa swoim wyczekującym wzrokiem wypalała w niej dziury. Serce
przyspieszyło rytmu i już miała coś powiedzieć, ale zamiast tego wydała z
siebie tylko głośne westchnienie.
– Aż tak źle? – usłyszała przejęty głos Judith.
Milczała, jak zaklęta. Bo i co właściwie miała odpowiedzieć? Było aż
tak źle? Czy w ogóle mogła powiedzieć, że było źle? Przecież zdawała sobie
doskonale sprawę z tego, że nie. Było cudownie. Związek z Billem dawał jej
ogromną siłę do życia, dawał jej szczęście i czuła się po prostu spełniona. U
jego boku zapominała, co to strach. Bo była pewna, że gdy Bill jest przy niej,
nie wydarzy się nic złego. A nawet jeśli, to on ją ochroni, odeprze wszelkie
zło.
Więc co było nie tak? Co takiego nie pozwalało jej zasnąć? Co tkwiło
wciąż w jej umyśle i nie dawało spokoju?
– Nie wiem – odparła na głos odpowiedź na nurtujące ją w myślach
pytania. Spojrzała na przyjaciółkę. Poprawiała właśnie swoje czarne loczki.
Wciąż jednak wyczekiwała ciągu dalszego. – Judi, no, ja nie wiem! Wszystko jest
dobrze, bardzo dobrze. Jestem szczęśliwa z Billem, ale… Ciągle coś mnie dręczy.
A nawet nie potrafię tego zdefiniować. To jest po prostu „coś”.
– „Coś” – powtórzyła Judith, udając, że właśnie takiej odpowiedzi
oczekiwała i przytaknęła głową. Zajrzała do swojej torebki, niemal wkładając do
niej nos. Wyciągnąwszy srebrno-niebieskie pudełko, wyciągnęła z niego papierosa
i szybko odpaliła. Po kilku zaciągnięciach, postanowiła się odezwać.
– Jesteś w związku z mega przystojnym facetem. Mega zabawnym i
czarującym – mówiła spokojnie, a Nina poczuła jak uśmiech satysfakcji wpełznął
na jej twarz. – Mega bogatym, też trzeba dodać.
– To akurat szczegół.
– Taaak, szczegół – machnęła ręką, jakby to zupełnie nie miało
znaczenia. – To tylko kilka zer…
– Judith! - upomniała przyjaciółkę i zgromiła wzrokiem.
– Zmierzam do tego, że powinnaś chyba w końcu uwierzyć w siebie – nie
zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie Niny, kontynuowała. – Masz w sobie coś,
co przyciągnęło Billa i… zobacz, on wcale nie chce się od ciebie odrywać. Wręcz
przeciwnie. Przykleja się do ciebie coraz bardziej, a ty wyjeżdżasz z jakimś
„coś”. Zawsze musisz się czegoś doszukiwać. Nie możesz być po prostu
szczęśliwa? – Ostatni raz się zaciągnęła i przygasiła peta w metalowej
popielniczce. – Jeśli jeszcze to do ciebie nie dotarło, to uważaj teraz – Bill
kocha cię jak wariat. Widzę to za każdym razem, gdy do nas przychodzi i
głupkowato uśmiecha się na twój widok. Wygląda wtedy jak taki słodki piesek,
który się cieszy z powrotu właściciela. Mało się nie posika. A gdyby miał ogon,
to merdałby nim jak… – przerwała, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie
powiedziała. – Tego nie było! – wykrzyknęła, śmiejąc się. – Przecież on ma
ogon. Tylko, że z przodu! I na pewno merda nim jak szalony, coo?
Nina pacnęła się kilkukrotnie w czoło, dając przyjaciółce do
zrozumienia, że to, co właśnie powiedziała było co najmniej głupie. Ale za
chwilę razem z nią zaczęła zanosić się coraz głośniejszym śmiechem, którego
echo roznosiło się po całej wysokości klatki schodowej.
Gdy już nieco się uspokoiły, otarły kąciki oczu z łez. I wtedy dopiero,
po chwili zamyślenia, Nina wzruszając ramionami, powiedziała:
– Po prostu mam więcej wątpliwości, niż pewności.
– To zrozumiałe, jak jest się takim zakompleksionym człowieczkiem jak
ty. I nie przewracaj mi tu tymi swoimi czarnymi oczkami – zagroziła Judith.
– Jest tyle kwestii, w których się nie zgadzamy – odparła, marszcząc
czoło i wykrzywiając usta. – Zaczynając od tego, jaki film obejrzeć wieczorem,
po sytuację Toma, w której chyba nikt z nas nie potrafi się odnaleźć.
– To nie pogodził się jeszcze z Naileą?
Nina pokręciła przecząco głową.
– Póki co, nawet się na to nie zanosi. A mnie coraz bardziej irytuje
fakt, że nie wiem, o co poszło. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że mogłaby
zdradzić Toma. Nie wyglądała na taką. Widziałam, jak oboje z Tomem cieszyli się
sobą, jak się kochali.
– Wiesz, może pozory jednak mylą?
– Może – przytaknęła Nina. – Ale ta cała sytuacja jest strasznie
dziwna. I dopóki nie dowiem się, co się między nimi wydarzyło, nie będę jej
oceniać.
Judi tylko się uśmiechnęła. Jej przyjaciółka miała tak dobre serce, że
opatrzyłaby nawet rannego bandytę, który uciekając z łupem przewróciłby się na
chodniku i zdarł kolana, albo łokieć. To śmieszne, ale Nina właśnie taka była,
odkąd się poznały. Krzyczała na koleżanki, gdy zimą nie nosiły czapki, czy
szalika, bo gdy te chorowały, jako jedyna przynosiła lekcje i pilnowała, by
zażywały leki, pozostawione im przez rodziców na stoliku obok łóżka. Nie bała
się widoku krwi, toteż opatrywała wszelkie skaleczenia, czy zadrapania u
chłopców. Wśród rówieśników zawsze odznaczała się dojrzałością, była jak
opiekunka, czasem nawet jak nadopiekuńcza matka. Dla wszystkich życzliwa i
pomocna. Miała w sobie coś, co w dzisiejszych czasach było rzadko spotykane –
bezinteresowność.
Dlatego tak przejmowała się sytuacją Toma. Chciała za wszelką cenę mu
pomóc, ale wciąż nie wiedziała w jaki sposób i widać było, że denerwuje ją owa
bierność. Konieczność działania sprawiała, że niemal rwała włosy z głowy, nie
wiedząc, co robić, od czego zacząć. Było to jednak kwestią czasu, póki nie
zacznie się wtrącać.
*
Było już południe. Całkiem przyjemna pogoda, jak na październik. Nie
wiało tak przeraźliwie, jak ostatnio, a i słońce wyglądało zza chmur,
obdarzając ciepłem twarze przechodniów.
Po odwiezieniu Niny pod same drzwi uczelni, pojechał od razu do supermarketu,
by zakupić wszelkie, potrzebne do życia, produkty. Dziękował w myślach władzom
uniwersytetu, że układając plan dla grupy zajęciowej Niny, przewidzieli fakt,
że Bill nienawidził wstawania rano. A tak, kiedy ona zaczynała o 11:45, mogli
zjeść wspólne śniadanie i od razu je spalić – albo odwrotnie.
Przed wyjściem z auta, niewiele myśląc, chwycił iPhona i wystukał na
nim wiadomość do ukochanej brunetki. Śmiał się przy tym w głos z siebie samego.
Miał dwadzieścia pięć lat, a zachowywał się jak gówniarz. Jak nastolatek, który
po latach dziewictwa, w końcu znalazł sobie dziewczynę. I to tak wspaniałą
dziewczynę! Duma rozpierała go za każdym razem, kiedy widział w jej oczach
iskierki szczęścia, a jej pięknym ciałem wstrząsały dreszcze orgazmu. Złączył
mocniej uda ze sobą, hamując, napływającą do pewnej części ciała, krew. Telefon
wydał z siebie krótki dźwięk, informując go, że wiadomość została wysłana.
Czytał ją jeszcze kilkukrotnie i nie mógł uwierzyć. Wierszyki erotyczne
o pszczółkach? Serio? Kto mógłby wymyślić coś podobnego? Czy to na pewno Bill
Kaulitz? Niemożliwe. Spojrzał w lusterko samochodowe i nie wierzył, że
jego oczy potrafią się tak śmiać. Że on potrafi być jeszcze tak beztrosko
szczęśliwy.
*
Przemyślenia Judith przerwał dźwięk telefonu Niny.
Na wyświetlaczu pojawiła się koperta z nową wiadomością, którą od razu
odczytała, lekko się przy tym rumieniąc. Spojrzała przelotnie na przyjaciółkę,
później znów na telefon i zaczęła zastanawiać się, co odpisać, czy w ogóle
odpisać i czy powiedzieć Judith, o co chodzi. Ale jeśli jej nie powie, będzie
musiała szybko wymyślić jakąś bujdę, w którą ta i tak nie uwierzy, więc…
– To Bill – powiedziała obojętnie Nina. Nie okazując przy tym ni krzty
emocji, jeszcze bardziej zainteresowała Judith.
– Coś się stało?
– Mam faceta erotomana – odparła z przekąsem i wyciągnęła dłoń z
telefonem w kierunku przyjaciółki, by ta mogła zapoznać się z treścią SMSa –
który najchętniej nie wypuszczałby mnie z łóżka.
Wywinęła młynka oczami. Judith oderwała się od czytania zabawnego
wierszyka o pszczółkach i spojrzała na nią ze zdumieniem.
– Czekaj, czekaj, czekaj – machnęła kilkukrotnie ręką, jakby odganiała
się od natrętnej muchy, po czym, celując w Ninę palcem wskazującym,
powiedziała: – Nie rozumiem. Masz problem z tym, że Bill chce się z tobą
bzykać? Dziewczyno, to raczej z tobą jest coś nie tak – pokręciła głową z
politowaniem, po czym uśmiechnęła się wymownie i poruszając brwiami,
wymamrotała: – Ale wiesz, jak tak bardzo ci to przeszkadza, to… Może ja się nim
zajmę? Akurat na nadmiar seksu nie mogę narzekać.
– Jesteś niepoważna – odpowiedziała ze spokojem Nina i chwyciwszy w
dłoń torbę, podniosła się z miejsca. – Mamy w sali 316? Więc chodźmy, bo znów
się spóźnimy.
*
Wśród spożywczych towarów, w jego koszyku znalazły się też różnorakie
żele pod prysznic, kapsułki do prania, do zmywarki, a także zapas papieru
toaletowego. Wątpił, żeby Tom zajmował się teraz takimi rzeczami, jak zakupy.
Właściwie, jego brat od dłuższego czasu zajmował się tylko rozdrapywaniem wciąż
świeżych ran. Za każdym razem, gdy wydawało się, że jego stan się polepszał,
nagle wszystko odwracało się o sto osiemdziesiąt stopni i było jeszcze gorzej.
Bill, przemierzając alejki sklepowe, zastanawiał się, jak długo będzie to
jeszcze trwało. Co musi się wydarzyć, by Tom zaczął żyć normalnie? Czy to w
ogóle było jeszcze możliwe? Z pewnością było. Pozostawało to jedynie kwestią
czasu. Nie takie związki się kończyły i to nie rzadko bez powodu, a jego brat
miał przecież konkretny powód, by zamknąć rozdział podpisany imieniem Nailei.
Bill nie chciał nawet wyobrażać sobie, że kiedykolwiek mógłby być w podobnej
sytuacji. Jednak w jego przypadku to nawet nie wchodziło w grę. Nina była zbyt
dobrym człowiekiem, by skrzywdzić kogokolwiek. A już zwłaszcza jego. Każdego
dnia okazywała mu tyle miłości, ile nie zaznał przez całe swoje dotychczasowe
życie. Nie lubił wracać do przeszłości, ważne było to, co działo się teraz. Bo
wreszcie było to jego życie, jego decyzje i wybory.
Gdyby miał możliwość, cofnąłby się do momentu, gdy miał piętnaście lat.
Zrobiłby wszystko, by nie dopuścić do zaistnienia Tokio Hotel. On byłby
normalnym człowiekiem, miałby normalne życie, a Tom nie poznałby Nailei.
Wszystko byłoby inne, ale czy na pewno lepsze? Może nigdy nie spotkałby Niny, a
bez niej nie mógłby być szczęśliwszy, niż teraz. Choć - na pewno - bez epizodu
kariery, byłby lepszym człowiekiem…
Wykładając towar na taśmę, czuł na sobie podejrzliwy wzrok kasjerki.
Miała nieco zmrużone oczy, które pomalowała stanowczo zbyt mocno, a czarne
kreski pociągnięte miała za daleko. Jej wiek mógł określić na około
czterdzieści lat. Dlaczego więc tak się gapiła? Stając naprzeciwko niej,
poczuł, że perfumy również miała zbyt intensywne. Nieco zakręciło mu się od
nich w głowie. Wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów skórzany portfel i czekał
cierpliwie, aż jego zakupy zostaną policzone i spakowane do jednorazowych
reklamówek. Miał bardzo dobry humor. Wydeptywał rytm piosenki, sączącej się z
głośników zamieszczonych w kilkunastu różnych miejscach sklepu, by muzyka
wszędzie była dobrze słyszalna.
Ekspedientka kasowała ostatnie produkty, nie spuszczając z niego
wzroku. Wtem usłyszał jedną z tych piosenek, od których stronił już od czterech
lat, od których próbował się uwolnić, zapomnieć. Szczęka zacisnęła się
samoistnie, a nozdrza rozszerzyły się. Poczuł jak oczy zachodzą mu mgłą, a w
kącikach pojawiły się łzy. Zamrugał kilkukrotnie, wciągając do płuc sporą dawkę
powietrza, śmierdzącego perfumami kasjerki. Między dźwiękami instrumentów
usłyszał swój głos i serce niemal stanęło mu w piersi, po czym podskoczyło
niebezpiecznie do gardła i mało brakowało, by nie wypluł go na kasę. Zaczęło
piszczeć mu uszach, przez co nie usłyszał kwoty, jaką miał do zapłacenia.
Zrobiło mu się słabo. Ktoś jeszcze o nich pamiętał? Może ktoś go tu rozpoznał?
Dlaczego ta piosenka znalazła się na liście odtwarzanych akurat teraz, akurat
tutaj? Miał już nigdy więcej do niej nie wracać. Wciąż napełniała go
niezidentyfikowanym strachem.
Wydobył z portfela kartę i podał ją kasjerce, która nagle doznała
olśnienia.
– No tak – mruknęła, patrząc na imię i nazwisko, którymi podpisana była
jego karta płatnicza. – Wiedziałam, że skądś kojarzę tę buźkę. Moja córka miała
cały pokój obklejony twoimi zdjęciami. Ta piosenka mi przypomniała –
powiedziała, wskazując na najbliższy głośnik, z którego wciąż uporczywie
wypływały dźwięki Durch den Monsun. – Kochanieńki, ile ja się
musiałam namęczyć, słuchając tego non stop w domu. A tu jeszcze w pracy mi to
serwują. O, Panie…
Kobieta uniosła wzrok ku górze, jakby wznosiła modły do Boga o jak
najszybsze zakończenie tej piosenki. Bill także nie mógł już tego znieść. Nie
chciał tego słyszeć. Przeżywać ponownie. Ręce zaczęły mu się pocić, a on sam
rozglądał się nerwowo, czy przypadkiem jeszcze ktoś, poza kasjerką, go nie
rozpoznał. Nie dojrzał niczego podejrzanego w zachowaniu pozostałych klientów
supermarketu. Ale to wcale go nie uspokoiło.
Terminal zaakceptował transakcję, wydając z siebie krótki dźwięk
potwierdzenia. Kobieta wyciągnęła z niego kartę Billa i oddała mu ją wraz z
paragonem.
– Dobrze, że już przestaliście grać. Spokój mam wreszcie w domu. Córka
się uspokoiła. Chociaż muszę przyznać, że wyglądasz teraz dużo lepiej, panie
Kaulitz – powiedziała ściszonym głosem, gdy zabierał swoje reklamówki
zapakowane po brzegi. Głośniej dodała: – Do widzenia, zapraszamy ponownie.
Choć Bill wiedział, że już nigdy więcej nie pokaże się w tym
supermarkecie.
*
Przez całe półtorej godziny trwania wykładu, Nina zastanawiała się nad
rozmową z przyjaciółką. Może Judith miała rację? Może za bardzo wyolbrzymiała
pseudo problemy? Może na siłę doszukiwała się czegoś, czego nie było? Ale Bill
stanowił dla niej tak ogromną zagadkę, że nie wiedziała już, czy to z nim jest
coś nie tak, czy może z nią…
Mimo, że poznali się cztery lata temu, dopiero od roku poznawali się
naprawdę, a od sześciu miesięcy byli niemal nierozłączni. Wciąż jednak miała
wrażenie, że Bill skrywa przed nią gro tajemnic. A największą z nich był okres
jego kariery. Nie wiedziała dokładnie, jak to się zaczęło, dlaczego zakończyło.
Bill na wszystkie jej pytania odpowiadał lakonicznie, posługując się tylko
krótkimi hasłami.
Oczywiście, gdy tylko jej kuzynka Sonja – najstarsza córka ciotki
Kristine Metzger, podczas świąt Bożego Narodzenia, przedstawiła basistę zespołu
Tokio Hotel, jako swojego faceta, Nina zapoznała się z ich muzyką, teksty
piosenek znała na pamięć, kilkukrotnie obejrzała teledyski i przejrzała zdjęcia
z przeróżnych sesji zdjęciowych. To, co dostępne było na ich temat w
Internecie, miała w małym palcu. Była również – wraz z Sonją – na kilku ich
koncertach. Zaledwie parę miesięcy później przeczytała oficjalne oświadczenie
na ich stronie w sieci, że z dniem 15 sierpnia 2010 roku Tokio Hotel w
składzie Bill Kaulitz, Tom Kaulitz, Gustav Schäfer oraz Georg Listing,
koncertem w hali O2 World w Berlinie, kończą swoją pięcioletnią działalność na
scenie. Było to dla niej dziwne, ale - ani Sonja nie potrafiła jej
odpowiedzieć na pytanie dlaczego?, ani żaden z chłopaków. Od Georga dowiedziała
się jedynie, że zarówno początek jak i koniec zespołu związany był z rodzicami
bliźniaków – ze śmiercią ich ojca i odejściem matki. Nie drążyła więc tego
tematu, obawiając się, że mogłaby skrzywdzić któregoś z Kaulitzów natrętnymi
pytaniami. Dopiero teraz wszystko zaczęło do niej wracać i uświadomiła sobie,
że mimo tych kilku lat, jakie upłynęły odkąd się poznali, nie wyjaśniło się nic
w tej kwestii.
– Co się tak zawiesiłaś? – Judith szturchnęła ją w ramię.
Nina, patrząc w okno, uśmiechała się do swoich myśli.
– Przypomniało mi się pierwsze spotkanie z Billem – odparła szeptem. –
Miałam wtedy szesnaście lat i fiu bździu w głowie.
– A także aparat na zębach i te śmieszne okulary na nosie – dodała
Judi, natychmiast zasłaniając usta dłońmi, by nie parsknąć śmiechem.
– Mam odpowiedź, dlaczego wtedy Bill się mną nie zainteresował –
powiedziała, drapiąc się po brodzie jakby zastanawiała się nad czymś poważnym.
– Tak. Byłam po prostu brzydka!
Obie zachichotały jak najciszej, by nie przeszkodzić wykładowcy w
prowadzeniu jakże nudnego wykładu, na co profesor chrząknął znacząco, dając im
subtelne ostrzeżenie, że następnym razem wylecą za drzwi.
*
Po kilkuminutowym biegu, znalazł się na drugim końcu ulicy. Po tym, co
zrobił musiał znaleźć się jak najdalej. I nie chodziło, bynajmniej o to, że
użył rękoczynów, ale tylko i wyłącznie o słabość, jaką okazał. Okazał jej swoje
cierpienie, ułożył je na jej dłoniach. Powierzył jej swoje łzy. A później
uciekł… Głośno dyszał i jedynym, czego potrzebował, była butelka zimnej wody.
Zamiast tego, wstąpił do małego sklepiku i zakupił schłodzonego Red Bulla w
puszce i dwieście mililitrów czystej wódki, co zaraz po wyjściu ze sklepu
spożył, nie krzywiąc się przy tym ani razu.
Tom, pomijając mocno zaczerwienione i zdarte do krwi, kostki, o dziwo
czuł się dobrze. Może takie wyładowanie emocji było mu potrzebne od początku?
Nie było mu szkoda skrzywdzonej buźki Ericha. Gdyby nie Nailea, rozwaliłby mu
ją doszczętnie. A tak skończyło się pewnie tylko na złamanym nosie i rozciętej
wardze. Negatywny skutek owej sytuacji był tylko jeden. O ile wcześniej mógł
mieć jeszcze jakieś nadzieje, tak teraz wszystkie się rozproszyły. Były, jak
tak zwane, dmuchawce – Nailea zerwała je i dmuchnęła z całej siły, by każde z
pojedynczych nasionek rozwiało się na wietrze. Pewnym było, że utraconej
nadziei nie da się przywrócić.
Już za nią nie tęsknił. Już jej nie chciał, nie pragnął. Teraz jedynie
nienawidził. Nie wiedział tylko, kogo bardziej. Jej, czy tego pieprzonego
Hofbauera? Ericha z pewnością miał ochotę zabić, ale Naileę? Mimo tego, co
zrobiła ciągle tkwiła w jego sercu i nie miał wątpliwości, że tutaj mogłaby
pomóc tylko jego transplantacja.
...wiedziałaś, że
upadnę i w końcu stracę rozum.
I mam pięści całe we krwi, i chyba całkiem dobry powód,
By powiesić na pętli to, co kiedyś mi miało pomóc.
Stoję w ogniu. Alkohol zabił ból i rozum.
Gdybym mógł cofnąć czas, nikt by mu już nie pomógł.
Nikt. Rozumiesz, kurwa?! Milcz, dziękuj Bogu.*
I mam pięści całe we krwi, i chyba całkiem dobry powód,
By powiesić na pętli to, co kiedyś mi miało pomóc.
Stoję w ogniu. Alkohol zabił ból i rozum.
Gdybym mógł cofnąć czas, nikt by mu już nie pomógł.
Nikt. Rozumiesz, kurwa?! Milcz, dziękuj Bogu.*
_
*Bonson/Matek - Nie ma szans.
"Widzę to za każdym razem, gdy do nas przychodzi i głupkowato uśmiecha się na twój widok. Wygląda wtedy jak taki słodki piesek, który się cieszy z powrotu właściciela. Mało się nie posika. A gdyby miał ogon, to merdałby nim jak… – przerwała, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała. – Tego nie było! – wykrzyknęła, śmiejąc się. – Przecież on ma ogon. Tylko, że z przodu! I na pewno merda nim jak szalony, coo?"
OdpowiedzUsuńTo będzie mój cytat! Nie mogłam się nie śmiać czytając go!
Dużo seksu w tym odcinku, a konkretnie analogii do niego, ale rozumiem studenckie życie, inaczej nie można (zabezpieczaj się tylko, dziecko drogie).
Patrzę w monitor i nie wiem, co ci powiedzieć. Na mojej twarzy błąka się uśmiech, a przez głowę przelatuje dużo nieprzyzwoitych myśli. Pamiętasz jak napisałaś, że nie potrafisz pisać wesołych odcinków? Chyba powoli się tego uczysz :) Jestem dumna.
Żałuję, że zrobiłaś z tego jednego, większego rozdziału, ale cóż, taką miałaś wizję. I na koniec: wcale nie sądzę, żeby ten odcinek był zły. To prawda, jest zupełnie inny niż poprzedni, lżejszy w swoim wydźwięku, ale na pewno nie jest zły.
Ściskam mocno i nie mogę już się doczekać następnej części.
Uwielbiam Cię, kochana! I dziękuję za wsparcie <3 Bardzo dużo dla mnie znaczy każde Twoje słowo.
UsuńI kolejny świetny rozdział, który umila mi tę noc ;).
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Nina doszukuje się dziury w całym. Wiadomo, że nie jest fajne, gdy Twoja połówka, którą szalenie kochasz i która daje ci niewiarygodne szczęście ukrywa coś przed Tobą. W związku nie powinno być tajemnic, ale widocznie Bill początki kariery i cały szum wokół zespołu uznaje za zamknięty i niemiły epizod w swoim życiu. Więc moim zdaniem Nina nie powinna być taka niepewna w stosunku do swojego mężczyzny. Chociaż to jest zapewne trudne, ale niech uzbroi się w cierpliwość, a wszystko się ułoży i wszelkie błędy, wspomnienia Billa wyjdą na jaw. Chociaż nie ukrywam, że sama jestem ciekawa cóż to pan Kaulitz ma za uszami ;D.
Nina, bardzo mi się podoba, polubiłam ją od razu. Uczynna, miła, bezinteresowna, ciepła i kochana. Aż nie pasuje mi do erotomańskiej strony Kaulitza :D. Judith też jest ciekawą postacią, chociaż wydaje mi się, że jest przeciwieństwem Niny. Zwariowana, szalona, pewna siebie, ale pomocna kobieta godna zaufania i nazwania jej przyjaciółką ;).
Tom... W każdym komentarzu musi nadejść na bardziej przykra sprawa. Po tym rozdziale mam nadzieję, że w końcu otrząśnie się, odbije się od dna i znów będzie pełen życia. Chociaż... Liczę na rozwiązanie pt: ''I żyli razem, długo i szczęśliwie''. Chciałabym jego szczęścia, a wiem, że Naila dawała mu to szczęście. Pokładam nadzieję w tym, że cała sprawa się wyjaśni, że Tom docieknie prawdy i znów wraz z kobietą jego życia będą tworzyć idealny związek. Związek o wiele silniejszy, pewny, pełny miłości ;).
Czekam na ósemkę, buziaki <3 ;*
Ojej, naprawdę sądzisz, że Tom i Nailea mogliby być jeszcze razem szczęśliwi? Czyli ich miłość wydaje się być na tyle silna, żeby przetrwać to wszystko? :)
UsuńDziękuję kolejny raz za wspaniały komentarz <3
Do przeczytania Twojego opowiadania nakłonił mnie cytat z jednej z moich ulubionych piosenek w nagłówku. Zaczęłam czytać, coraz bardziej rozdziawiając usta z zachwytu, przebrnęłam przez wszystkie odcinki i śmiem twierdzić, że to co robisz jest piękne. Piszesz z taką łatwością, wszystko składa się na idealną całość, opisów jest w sam raz, dialogów też. Opisy są tak plastyczne, że mogłabym odwzorować każdy detal na papierze.
OdpowiedzUsuńJestem zaczarowana Twoim pisaniem, mam nadzieję, że niedługo pojawi się następny rozdział, bo mogę śmiało powiedzieć, że od dziś będę tu stałym bywalcem.Od 9 lat prowadzę opowiadanie o chłopakach i przez ten okres czytałam wiele opowiadań o podobnej tematyce ale żadne nie było tak porywająco dobre jak Twoje:)
Pozdrawiam i pisz szbciutko ;*
Natalie(feelitall.blog.onet.pl, mojeopkoomarzeniach.blog.onet.pl)
Jest mi szalenie miło, że zechciałaś zapoznać się też z poprzednimi rozdziałami. I cieszę się, że Ci się spodobało. Dziękuję :)
UsuńAhhh jaką niespodziankę wczoraj miałam, wchodząc tu! :) Nie wiem co takiego masz w sobie, ale ujmuje mnie za serce Twoje opowiadanie :D I bardzo podoba mi się koncepcja, że jest o obu bliźniakach (nie będąc twincestem). Wciąż jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńReakcja Billa na swoją piosenkę jest trochę niepokojąca. Zżera mnie teraz ciekawość jak Ninę ;p czekam! :))
Cieszy mnie niezmiernie każde Twoje słowo! :) Mam nadzieję, że nie wyjdę z wprawy i kolejne rozdziały też będą Ci się podobać.
UsuńTo, co tutaj piszesz, jest tak piękne, że od wczoraj nie potrafię dobrać żadnych sensownych słów, by to wyrazić. Mam ochotę tylko powiedzieć, że jesteś jedną z nielicznych osób, którym tak bardzo zazdroszczę talentu, że na głowie rosną mi czerwone różki. Okej, wybacz, zawsze miałam dziwne poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńUrzekły mnie Twoje opisy; odnoszę wrażenie, że pisanie ich przychodzi Ci z zaskakującą łatwością. Są przepiękne rozbudowane, tak dobrze napisane, a jednocześnie nie skupiasz się na bzdurach. Podoba mi się bezpośredniość w tej historii, nie boisz się mocnych słów i opisów, które sprawiają, że ta opowieść jest jeszcze prawdziwsza. Świetnie opisujesz ból Toma, czytając to mam wrażenie, że czuję to samo, bardzo mnie poruszasz, a to rzadkość. Jestem tak zachwycona, że zupełnie nie wiem, co piszę, ani co wypadałoby dodać.
Dziękuję za wszystkie emocje, których mi dostarczyłaś, dziękuję za tę piękną historię. Życzę Ci wiele wytrwałości i sił w dokończeniu tego bloga. Dopisuję się do osób czekających na kolejny rozdział, z pewnością się tutaj pojawię.